Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Odgrzewane kotlety

Kulinarny tym razem jest tylko tytuł. Partia, której tak właściwie nie ma, czyli SLD wybrała szefa swojego miniaturowego klubu w sejmie. Został nim – alleluja – Leszek Miller. To on jest tym odgrzewanym kotletem.
Janusz Palikot przewidział to już wczoraj, ja zresztą też – tylko mnie nikt nie pytał o zdanie. A dziennikarze TVN24 dziś mówili o „zaskakującym wyborze Leszka Millera”. Biedactwa intelektualne. Sierotki umysłowe. Psiakrew.
Nie odmawiam Leszkowi MIllerowi zaszczytu wprowadzenia Polski do UE, ale przeciętny wyborca bardziej pamięta aferę Rywina, zaciskanie pasa dokonywane na biedniejszej części społeczeństwa i podlizywanie się hierarchii kościelnej. Lewicowe ideały w odniesieniu do tego polityka to wręcz oksymoron.
Posłowie SLD wybrali Millera szefem swojego klubu parlamentarnego i jest to jasny sygnał, czym zamierza ta partia być w przyszłości.
SLD nie zniknie w tak spektakularny sposób jak PJN. Wciąż na kontach partii są fundusze, jest sporo majątku do sprzedania, Miller jakoś dociągnie do emerytury. Określenie wyboru Millera jako rewolucji jest nieporozumieniem. To raczej dewolucja – gdyby istniało takie słowo.
W Polsce nie ma prawdziwej lewicy, SLD nią nie jest. Posłowie lewicowi znaleźli się częściowo w PO, niektórzy w Ruchu Palikota, a większość poza sejmem. Lewicowy wyborca nie jest dziś reprezentowany przez żadną partię. Miller nie poprowadzi partii to żadnego zwycięstwa, bo w potocznej recepcji kojarzy się kiepsko i jest symbolem minionej epoki. SLD utrzyma się w sejmie tak długo dopóki żyją wyborcy, głosujący na tę partię z sentymentu. To kiepski scenariusz dla lewicy w Polsce. A szkoda.

Oceń felieton

6 komentarzy “Odgrzewane kotlety”

Możliwość komentowania została wyłączona.