Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

I polityka też

Pewnego zimowego dnia, gdy byłem w klasie maturalnej, podczas lekcji wywołano mnie i dwóch moich kolegów do dyrektora. Aniołkami to myśmy nie byli. Jednak schodząc z drugiego piętra na parter, za żadną cholerę nie mogliśmy skojarzyć, jaki to numer wywinęliśmy i to akurat we trzech. Okazało się, ze przyczyna wezwania była całkiem inna.
Trzeba jednak najpierw dokonać małego wprowadzenia historycznego. Chyba gdzieś w 1973 roku do szkół średnich zaczęto wprowadzać HSPS. Organizacja ta miała zastąpić wcześniejsze formy samorządności uczniów i zająć się sprawowaniem kontroli ideowej. Uczniów na siłę ubierano w mundurki przypominające Komsomoł, a nie harcerstwo i próbowano w ten sposób ideologizować szkołę.
Po jakimś roku działania tej pokracznej instytucji wezwał nas dyrektor, może dlatego, ze dość otwarcie ignorowaliśmy wszelkie poczynania HSPS. Nie owijając w bawełnę powiedział, że mianuje nas tymczasowym samorządem szkolnym. Chce, abyśmy przygotowali ponownie do działania samorząd uczniowski, przygotowali statut i przeprowadzili wczesną wiosną wybory, aby nowy samorząd zaczął już normalnie działać od następnego roku szkolnego.
Warto wiedzieć, że tuż po wojnie liceum nasze było od samego początku było dość konserwatywną szkołą państwową, zaś w opozycji utworzono drugie liceum pod auspicjami TPD – postępowe i socjalistyczne. Tak więc od zawsze to pierwsze liceum przez władze było traktowane nieco niechętnie i jak dziś sądzę dyrektor nasz nie zamierzał tego zmieniać.
Tak więc równocześnie z przygotowaniami do matury, pisaliśmy statut samorządu, praktycznie od nowa, bo znaleziony gdzieś stary z 1953 roku się nie bardzo nadawał. Po raz pierwszy też odebraliśmy, a jednocześnie przygotowaliśmy innym, lekcję demokracji, na którą w kraju musieliśmy czekać jeszcze 15 lat.