Paradoksalnie czas szkoły średniej był jednocześnie związany z odkrywaniem wiedzy nie zawsze dozwolonej i z nadzieją lepszej przyszłości związanej z tym co jest. Zapewne w nieco innych okolicznościach mógłbym byc niezłym nabytkiem dla ZMS. Przedmioty szkolne w liceum potraktowałem po macoszemu, skupiając się głównie na swoich zainteresowaniach. Pobudzony przez tematy z historii i języka polskiego zainteresowałem się epoką starożytną. Literacko zafascynował mnie Horacy i Sofokles, a moja miłość do Antyku była tak silna, ze zacząłem pisać wiersze heksametrem, a nawet sonety. Rzecz jasna dzieliłem się swoimi płodami z towarzystwem w klasie, dzięki czemu jedni patrzyli na mnie z podziwem, a inni pukali się znacząco w czoło. Na szczęście żaden z owych wierszy nie zachował się do dnia dzisiejszego.
Fascynowała mnie także filozofia i kultura antycznej Grecji w znacznie szerszym wymiarze. Nie ma co ukrywać, że ideały demokracji powszechnej i swobody obyczajowej przemówiły do mnie bardzo wyraziście. Pal diabli, że ta demokracja i swoboda dotyczyły tylko męskiej części obywateli greckich. Po raz pierwszy też spotkałem się z innym pojmowaniem seksu. W Polsce kościół i władze zgadzały się w jednym tylko obszarze, seks należy uznać za zło konieczne. Kościół – bo zabrakło by owieczek dających na tacę. Państwo – bo zabrakło by siły roboczej. Starożytni zaś mieli swobodny stosunek do stosunków. To było dobre.
Jednak praktyczne zastosowania tej swobody były jeszcze wówczas poza moim zasięgiem, dlatego nadmiar witalności rozładowywałem na rowerze. Sportowego albatrosa rodzice mi kupili w 1971 roku. Jeśli ktoś myśli, że wystarczyło mieć pieniądze i iść do sklepu, to jest w błędzie. Rower udało się kupić komuś z rodziny i moja mama wiozła go pociągiem z Koszalina lub nawet Szczecina. Ja w tym czasie byłem wówczas na wakacjach w górach. Zapewne sukcesy Szurkowskiego w Wyścigu Pokoju mogły mieć jakieś znaczenie dla mojej pasji, ale nie przypominam sobie tego. Pamiętam za to, że potrafiłem wstawać godzinę wcześniej, by zrobić rowerem kilka kilometrów, zanim poszedłem do szkoły. Była to jedyna moja sportowa aktywność, bo poza tym na wuefie byłem wyjątkową ofermą. Po ukończeniu pierwszej klasy liceum rowerem wyruszyłem na pierwszą swą samodzielną wyprawę. Wraz z kolegami objechaliśmy spory kawałek ówczesnego województwa koszalińskiego. Po drodze zahaczyliśmy też o Szwecję. Była to miejscowość niedaleko Piły i był to dla mnie jedyny możliwy kontakt ze Szwecją*.
W tamtym czasie za sprawą znajomych mojej ciotki miałem możliwość zetknąć się z publikacjami, których za żadne skarby nie znalazłoby się w bibliotece, ani księgarni. Najczęściej były to bzdety w rodzaju Mędrców Syjonu, ale zdarzały się i perełki w rodzaju Zniewolonego Umysłu Miłosza. Coraz bardziej docierała do mnie dwoistość naszego życia i hipokryzja władzy. Ale to już zupełnie inna historia.
—
* Z powodów, które później wyjaśnię, wyjazd za granicę był dla mnie niemożliwy do 1989 roku, a Szwecję prawdziwą po raz pierwszy odwiedziłem w roku 2004.