Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Zachwyty i rozczarowania

Słuchanie winylowych płyt to taki powrót do przeszłości. Z niektórymi płytami wiążą się osobliwe historie, bo w w epoce późnego Gierka wcale nie było łatwo dostać amerykańskie płyty soulowe. Część płyt z mojej ówczesnej kolekcji to rozmaite wydania rumuńskie, bułgarskie i węgierskie. Zaskakujące dziś wydaje mi się, że krążki węgierskie i rumuńskie opisane są zarówno alfabetem łacińskim, jak i cyrylicą, co w Polsce byłoby raczej nie do pomyślenia.
Pod względem technicznym niestety polskie płyty są najgorsze. Najwięcej z nich musiałem przeznaczyć na śmietnik, choć nie należały do tych granych najczęściej. Jednak także te, które grają, to grają kiepsko i dotyczy to zarówno płyt licencyjnych, jak i rodzimych. Stereofonia jest kiepska, dźwięk wydaje się płaski i bez życia. Z wyrobów socjalistycznych dość dobrze mogę ocenić bułgarski Balkanton. Płyta Mungo Jerry & Ray Dorset zaskakuje dobrym brzmieniem i czystością dźwięku. Za to nie do przebicia jest wspaniała dynamika, głębia basu i świetna scena muzyczna w amerykańskich płytach Stevie Wondera z wytwórni Motown.
Niektóre płyty przetrwały ponad 30 lat w sensie fizycznym, ale „zestarzały się moralnie”, że użyję tego komputerowego określenia.
Wczesne płyty braci Jacksonów z Michaelem jeszcze przed mutacją wydają mi się dziś beznadziejne. Michael śpiewa denerwującym dyszkantem, muzyka jest hałaśliwa i agresywna, ale pozbawiona polotu, wszystko na jedno kopyto. Wysokie loty zaczynają się dopiero od albumu „Dancing machine” z 1974 roku.
Z radością natomiast słuchałem Stevie Wondera, którego twórczość z tamtych lat nie zestarzała się kompletnie.
W latach osiemdziesiątych dostałem kilka soulowych płyt w podarunku od Tadeusza, który przysłał paczkę z Danii. Z rozrzewnieniem patrzyłem dziś na dedykacje, które ukrył wewnątrz kopert i na wszelki wypadek napisał po angielsku. Myśmy tu mieli stan wojenny, a tam można było iść do sklepu kupić sobie płytę George’a Bensona. U nas też było można jeśli się miało w dolarach równowartość swojej rocznej pensji.
Choć były wyjątki. W 1982 roku wydano chyba pierwszą porządną polską płytę. Była płyta Nowe Sytuacje „Republiki” z Grzegorzem Ciechowskim, który nie tylko grał i śpiewał, ale także zaprojektował okładkę. Jednopłytowy album miał podwójną okładkę, wkładkę z tekstami i dołączony singiel z dwoma utworami.
Syberia wdarła się do naszych serc
i Antarktyda skuła usta nam
nie szukaj już na mapach ciepłych stref
lodowce muszą wygrać z nami

Republika
Republika

Nieco punkowa i surrealistyczna atmosfera twórczości „Republiki” do dziś robi wrażenie. Gdybym miał wybrać najlepszy utwór lat osiemdziesiątych, to nie byłaby to żadna „Budka suflera”, ani pseudopolityczna „Autobiografia”, ale Śmierć w bikini „Republiki”.

4 komentarze “Zachwyty i rozczarowania”

Możliwość komentowania została wyłączona.