Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Ślepy test

Na prestiżowym pokazie audiofilskich zestawów z wyższej półki grupa fachowców zachwycała się kompletem, którego łącza cena zawierała się w sześciu cyfrach. W pewnym momencie do sali wszedł młody człowiek, który ze zdziwieniem zauważył: hej, w prawej kolumnie nie gra głośnik wysokotonowy. Nastąpiła konsternacja, wykonano pomiary i okazało się to prawdą.
Niestety biologii nie da się oszukać. W miarę upływu lat nasze starzejące się uszy słyszą coraz mniejszy zakres dźwięków. Z ciekawości sprawdziłem sam siebie. W dobrze izolujących od otoczenia słuchawkach nieźle słyszę niskie tony – prawie na granicy pasma słyszalnego 16 Hertzów. Tony wysokie kończą się dla mnie gdzieś w okolicy 14500 Hz. W przypadku odsłuchu na głośnikach nadal dobrze słyszę tzw. basy, ale górne pasmo się kończy już pomiędzy 12,5 – 13 tysięcy Hertzów. Nie byłbym w stanie sprawdzić większości drogich zestawów grających.
Wartość dobrego zestawu polega na tym, żebyśmy mogli usłyszeć muzykę w miarę zbliżoną brzmieniem do tego, jak była nagrywana. Muzyka to bowiem nie sinusoida, ale z perspektywy fizyka cała masa częstotliwości pośrednich, harmonicznych, jednym słowem śmieci dla generatora sinusoidalnego. Oczywiście melomana interesują tylko niektóre z tych „śmieci”. Z cała pewnością nie zachwyci się miarowym buczeniem transformatora zasilającego, który dźwiękowo przetwarza prąd zmienny o częstotliwości 50 Hz. Jednym słowem, dobry sprzęt musi eliminować zakłócenia wynikające z elektronicznego charakteru samego siebie. Oczywiście istotna jest jakość wszystkich elementów, ale bez przesady. Ostatnio przeczytałem opinię osoby testującej kable głośnikowe. Po przeczytaniu: jak te kable grają zdumiałem się. W moim sprzęcie zawsze grały głośniki.
Kilka dni temu w sklepie z akcesoriami i sprzętem hi-fi usłyszałem dyskusję na temat kabli HDMI. Laikom wyjaśnię, że są to kable ze złączami cyfrowymi do przesyłania obrazu Full HD z dźwiękiem w sposób cyfrowy z rozmaitych urządzeń do telewizora lub monitora. Sygnał takim kablem wędruje cyfrowo na stosunkowo niewielką odległość do dwóch metrów. Obrazowo mówiąc zasuwają tym kablem zera i jedynki i jest im kompletnie obojętne, czy styki są pozłacane i czy osłona kabla jest z kevlaru. Zaletą HDMI jest możliwość przesyłania sygnału nawet na odległość kilkudziesięciu metrów, co analogowo byłoby niemożliwe. Jednak nawet w takim wypadku jakość kabla ma niewielkie znaczenie. Przypomnijmy, że ethernetowa skrętka kilku z kilku miedzianych drutów bez żadnych strat prześle wszystkie informacje na odległość do stu metrów i kosztuje dwa złote za metr. Zatem zanim ktoś namówi was na coś ze złoconymi końcówkami, zastanówcie się dobrze.
Znana anegdota głosi, że audiofile nie znoszą tzw, ślepych testów. Nigdy wtedy nie rozpoznają nie tylko kabli ze złoconymi końcówkami, ale wielu innych ważniejszych składników sprzętu – ten tańszy gra jak lepszy. Co za zmora dla ludzi, których stać na najlepszy. 😉

8 komentarzy “Ślepy test”

Możliwość komentowania została wyłączona.