Mija drugi miesiąc od katastrofy w Smoleńsku. Opadły żałobne emocje. Realistycznie nastawiony obserwator sceny politycznej mógł dostrzec od razu, że smoleńska tragedia zostanie wykorzystana politycznie, choć wydawało się to nie do wiary. Pozwolę sobie przypomnieć, że pisałem też o sposobie wykorzystania katastrofy. Dziś w zasadzie wszystko, co pisałem, się sprawdziło. Z jednym wyjątkiem – nie jestem jasnowidzem – nie przewidziałem powodzi. Nieszczęśliwie dla Jarosława Kaczyńskiego kampania oparta na katastrofie smoleńskiej spłynęła wraz z powodzią. Przez kilka tygodni tylko najzagorzalsi zwolennicy spiskowych teorii dziejów emocjonowali się katastrofą i budowali kolejne wersje wydarzeń. Dziś, gdy woda opadła, przychodzi ponownie pora na rozegranie karty smoleńskiej. Zapewne poza oficjalną kampanią, ale na pewno zostanie ona wykorzystana.
Teorie spiskowe
Zwróćmy uwagę na szczegóły budowanej legendy smoleńskiej. Media przychylne Kaczyńskiemu, a więc w pierwszym rzędzie Radio Maryja i Nasz dziennik, a ponadto audycja Misja Specjalna i Bronisław Wildstein w telewizyjnej jedynce, roztaczali wizję niechcianej wizyty Lecha Kaczyńskiego, której Rosjanie chcieli zapobiec. Od samego początku też pojawili się eksperci od spraw rosyjskich i sensacyjnych – Romuald Szeremietiew i Antoni Macierewicz – obydwaj związani z niesławnym rządem Olszewskiego. Ci eksperci rozpoczęli kampanię pomówień pod adresem Rosji. Zgodnie z ich relacjami Polska, rządzona przez PO, prowadzi politykę uniżoności wobec Rosji. Rosja w tym śledztwie mataczy i należy się domagać przynajmniej międzynarodowego śledztwa. Wszystkie te bzdurne i kłamliwe teorie opierają się na powszechnej niewiedzy. Otóż komisja badająca wypadek jest międzynarodowa, w jej składzie są rosyjscy i polscy eksperci, a w pewnym zakresie byli także amerykańscy. natomiast oddzielnie prowadzone są śledztwa prokuratorskie. Te drugie z natury rzeczy będą opóźnione, bo muszą się opierać na ustaleniach komisji lotniczej.
Te brednie nie oznaczają, że wszystko jest jasne. Jest wiele niejasności i wątpliwości, zapewne nie zostaną wyjaśnione niektóre z nich z oczywistych powodów. Jednak informacji wiarygodnych jest dostatecznie dużo, aby zacząć sobie to wszystko układać w pewną całość. Niewątpliwie ważną rolę odegrał Sergiej Amielin – fotograf ze Smoleńska, który wyjątkowo dokładnie nie tylko przygotował dokumentację fotograficzną, ale też wszystkie znane fakty opisał. Nawet gdyby ktoś chciał dziś fałszować fakty, trudno by było, gdy znamy zdjęcia schematy i symulacje przygotowane przez dociekliwego Rosjanina.
Chronologia wydarzeń
Dzień przed katastrofą wiadomo było, że pogoda będzie niesprzyjająca. Prognozy były dość jednoznaczne. Można się tylko zastanawiać, kto zdecydował, że podróż zaplanowano z zaledwie godzinnym zapasem czasu i na dodatek samolot wyleciał z Warszawy spóźniony pół godziny. Ostrzeżenie o mgle przekazywane było pilotom kilkakrotnie w czasie lotu.
Dane przygotowane przez dziennikarza i fotografa Sergieja Amielina jednoznacznie zaprzeczają wszelkim dziwnym teoriom. Mgła była wyjątkowo gęsta i to właśnie wtedy, gdy zbliżał się do lotniska prezydencki samolot. Do teorii o sztucznej mgle odnosić się nie będę. O mgle ostrzegali również piloci naszego samolotu Jak-40, który przy mniejszej nieco mgle wylądował wcześniej. Później był jeszcze rosyjski samolot, który na polecenie kontrolerów lotu, zrezygnował z lądowania.
Warto zajrzeć na polskie forum lotnicze, tam wypowiadają się koledzy pilotów.
Teraz nieznany Wam fakt: meldunek przed lotem Prezydentowi złożył nie Dowódca Załogi a Generał Błasik. Atmosfera przed lotem była grzecznie mówiąc zła. Wszystko co działo się później tylko potęgowało napięcie – pisze jeden z pilotów. Przytoczę też inny fragment, który dość obrazowo przedstawia sytuację: Na wypadek złożyło się szereg zdarzeń i okoliczności. Od chwili podjęcia decyzji o wizycie (kancelaria Prezydenta) „ser zaczął się dziurawić”. Efekt końcowy – więcej „dziur niż sera”.
Nie sposób się z tym nie zgodzić. Tym bardziej, że dziś już wiadomo, ze atmosfera lotów z prezydentem była zła, wszyscy słyszeli o incydencie gruzińskim. Z biegiem czasu także inni piloci zaczęli mówić. Zdaje się, ze arogancja i próby sterowania pilotem to była immanentna cecha naszych VIPów.
Dziś wiemy, że przed lądowaniem do kabiny weszła niezidentyfikowana osoba pytając o opóźnienie. Parę minut później wszedł generał Błasik, który pozostał do samego końca. Wieża ostrzegała i doradzała zmianę lotniska na zapasowe. Mgła była wyjątkowo gęsta. Ja sam widziałem tę mgłę. Rano 10 kwietnia miałem zamiar robić zdjęcia wału Dniepru. Ale o 8 rano, wyglądając przez okno, nigdzie nie poszedłem, bo to wszystko było w lekkiej mgle, a po 10 godzinie jeszcze bardziej nasiliła się. Nie widziałem przez okno domu obok – pisze Sergiej Amielin.
Piloci za wszelką cenę usiłowali wylądować. Samolot zszedł na tzw. wysokość decyzyjną 120 m i zniżał lot dalej. Pomimo alarmujących komunikatów urządzeń, wbrew wszelkiej logice. Wszystko wskazuje na to, ze zahaczył o drzewo lewym skrzydłem w chwili, gdy być może piloci próbowali poderwać maszynę. Wtedy doszło do utraty sterowności i odwrócenia się maszyny do góry nogami.
Dokładnie przedstawiają to zdjęcia i schematy które opublikował Sergiej Amielin. Dobrze zapoznać się też z opisem wydarzeń sporządzonym przez Sergieja.
Po katastrofie
Prezydent Polski nie został zamordowany, nie poległ na polu bitwy, nie poległ w walce o prawdę nie zginął śmiercią męczeńską. Zginął wraz z innymi w katastrofie lotniczej. Jest ofiarą katastrofy, a nie bohaterem. Wszystko wskazuje na to, że łańcuch przyczyn tej katastrofy zaczyna się od prezydenta, a kończy na pilotach. Nie było zamachu. Nie było awarii technicznej. Oddajmy głos ponownie pilotowi z forum lotniczego: Powiem więcej – bo czas zacząć o tym mówić – atmosfera na lotach z Pasażerem była fatalna od dłuższego czasu. Arogancja i lekceważenie wszelkich procedur stała się normą. Osoby nie godzące się na to były szkalowane i publicznie upodlane. To podejście można zamknąć w stwierdzeniu: dupa jest od srania, pilot od lądowania. Jak się wszędzie widzi wrogów i spisek na prowadzoną politykę to nie ma miejsca na „mgłę”. Mgła może być tylko rozpatrywana w kategorii elementu spisku przeciw prowadzonej polityce. I nie jest to post polityczny lecz odnoszący się do przyczyn tej katastrofy. Jej się nie da wyjaśnić bez uwzględnienia tego czynnika. I nie piszmy o szkoleniu. Powtórzę, że przyczyną jest schizofrenia. Możecie szkolić pilotów na symulatorach latami, mogą mieć lata wylatanych godzin, a jak są poddawani takiej presji to i tak dojdzie do katastrofy. Zwalczmy przyczynę pierwotną. Raz na zawsze zamknijmy drzwi od kokpitu!!!!
Można sobie wyobrazić, że od początku tego spóźnionego rejsu presja wisiała w powietrzu. Nie będziemy zapewne w stanie na pewno powiedzieć kto wywierał presję największą. W pewnym sensie zawinili wszyscy: VIPowie latający rządowymi samolotami od lat, zapewne mało profesjonalna kancelaria prezydencka – która nie potrafiła realnie zaplanować podróży, a na samym końcu dopiero za mało asertywni piloci. Zapewne jakaś część moralnej winy spoczywa też na kontrolerach z wieży, którzy w obawie o skandal dyplomatyczny nie zdecydowali się na zamknięcie lotniska. Wiele informacji zostanie w przyszłości jeszcze ujawnionych, komisja i prokuratorzy zakończą kiedyś pracę. Jednak pamiętać należy o tym, ze zasadniczym celem ich pracy nie jest poszukiwanie winnych, ale stworzenie procedur, które ochronią nas na przyszłość, bo procedury pisane są krwią tych, którym wydawało się, że dadzą radę.
Komentarz do “Krajobraz we mgle”
Można tutaj dodać parę szczegółów, otóż wygląda na to że atmosfera jaką stworzył swoją obecnością w samolocie Prezydent oraz warunki pracy na pokładzie samoloty były tak podłe, że kapitan nie dość, że czuł się zmuszony by wylądować,ale dla ratowania swojej skóry chciał wylądować ładnie.
Bo gdy zobaczył ziemie, ok. 2,5 metra pod poziomem skrzydeł, tj, ok. 0,5 metra od poziomu kół w miejscu oddalonym o ok 1 kilometr przed pasem lotniska, mógłby po prostu włączyć pełną moc silników ale wstecz, wyhamować i usiąść na brzuchu na tej słabo zadrzewionej łące. Zdarzały się takie lądowania w przeszłości i prawie zawsze wszyscy będący na pokładzie przeżywali.
Tutaj stało się inaczej. Pilot, by nie zdenerwować Prezydenta awaryjnym lądowaniem, w tej beznadziejnej sytuacji próbował poderwać ciężki oraz słabo sterowny samolot i manewr mu się udał. Samolot wzniósł się o ok. 26 metrów. Widać to po różnicy wysokości bezwzględnej na jakiej zostało ścięte najniżej położone drzewo oraz to, położone paręset dalej, gdzie samolot traci prawie połowę lewego skrzydła. Ten nadludzki wyczyn nie przyniósł sukcesu. Bo choć samolot po uderzeniu w drzewo wzbił się jeszcze wyżej to na skutek tego uderzenia i utraty nośności na lewej stronie przekręca się o 180 stopni. Od tego momentu lotki nastawione na wznoszenie samolotu teraz powodują gwałtowne opadanie. Samolot dużą prędkością i pełną mocą silników rozbija się uderzając w ziemię miękką konstrukcją dachu. Efekt jest taki, że na załogę, gości i Prezydenta spada pędząca prędkością ponad 300 km na godzinę 55 tonowa konstrukcja samolotu, miażdżąca wszystko na swej drodze i zamieniająca ich ciała na ludzkie szczątki wbite w podmokłą ziemię.
Kto tego chciał? Na pewno nie załoga samolotu. Ich rodzinom należą się największe wyrazy współczucia. Załoga zginęła dlatego bo byli zmuszeni słuchać swoich przełożonych z racji stosunków pracy. Pierwszy pilot na pewno nie był samobójcą ale oddanym i sumiennym pracownikiem. I zginął bo się bał Prezydenta.
Goście prezydenta zginęli, bo się go nie bali.
A sam Prezydent? Zginął bo zapomniał, że gdy dziecko zaczyna bawić się zapałkami to wcześniej czy później wybuchnie pożar. Dorośli ludzie o tym wiedzą. Ale widocznie nie wszyscy. Prezydent miał tyle na swojej głowie, np udowodnienie opinii publicznej, przed zbliżającymi się wyborami, że tylko on i jego poplecznicy maja prawo mienić się polskimi patriotami, a pozostałe ok. 35 milionów ludzi mieszkających w granicach Polski, to albo jacyś pachołkowie albo nikczemni zdrajcy. Zaiste ogromne zadanie. I pewnie dlatego zapomniał, że sam nie jest pilotem i że najlepiej dla niego byłoby gdyby po prostu stulił swój pysk i cicho siedział do momentu wylądowania samolotu na takim czy innym lotnisku.
PS. Ciekawe co powiedzą miliony polskich wyborców, którzy swoim głosem 20 czerwca pośrednio wyrażą swoją opnię o tym czy Prezydent L. Kaczyński był ofiarą czy też może przyczyną katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem.