Spór wokół chrztu Polski, wydarzenia sprzed ponad tysiąca lat, ma dziś wyjątkowo ideologiczny i emocjonalny charakter, a przez to pozbawiamy się możliwości rzetelnej analizy ważnego fragmentu polskiej historii. Z jednej strony jest tradycyjny – popularyzowany od wieków przez Kościół – pogląd, że państwowość polska rozpoczęła się od chrztu w 966 roku i była warunkiem sine qua non zaistnienia i dalszego rozwoju Polski. Z drugiej zaś strony pozbawione naukowej podstawy histeryczne opowieści o rzekomym wprowadzaniu chrześcijaństwa w Polsce ogniem i mieczem, kolonizowaniu Polski przez obce siły, a wszystko to podlane obficie sosem tzw. rodzimowierstwa i panslawizmu, najczęściej importowanego z Rosji. Najwyższy czas odczarować ten zaklęty krąg legend, uprzedzeń, a nawet oczywistych bredni tworzonych na polityczne zamówienie.
Skąd wzięli się na terenach Środkowej Europy Słowianie, kiedy przybyli, jak się rozwijali, to wciąż jest sprawa dyskusyjna. Dość często pojawia się opinia, że skoro w „cywilizowanych” greckich i rzymskich źródłach pisanych nie ma zbyt wiele wzmianek o Słowianach, to znaczy, że ich tu nie było i przywędrowali dopiero w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia naszej ery. Wraz z Hunami, Wandalami, Gotami i całą tą wędrówką ludów, która zmieniła Europę nie do poznania. Jednak jest też inna koncepcja. Czy nam się to podoba, czy też nie, tutejsze ziemie na przełomie epok były takim kompletnym światowym zadupiem. Ówczesna cywilizowana Europa miała dość kłopotu ze swoją cywilizacją. Rzym pochłonięty był wojnami z Kartaginą, podporządkowywaniem sobie Egiptu i Grecji, więc nic dziwnego, że stosunkowo mało zajmował się odległymi barbarzyńskimi krainami z których sprowadzano elektron – jak starożytni zwali bursztyn. Niektórzy są skłonni uważać, że osady kultury łużyckiej, takie jak Biskupin, sprzed ośmiuset lat p.n.e. należały do Prasłowian, choć jest to dość karkołomna teza. Niewątpliwie jednak wędrówki ludów na początku naszej ery przyniosły tu naszych praprzodków. Brak wzmianek o państwie Polan nie oznacza, że go nie było. Plemię Polan wcale nie było najważniejsze i jego nazwy nie używano wówczas, choć Paweł Jasienica miał nieco inną, lekko naiwną koncepcję. Wielka ta rola przypadła w udziale plemiennemu księstwu Polan, położonemu o wiele bardziej na północy, nad Wartą. Było ono tak dobrze ze wszystkich stron osłonięte przez inne słowiańskie i prapolskie szczepy, że wieści o jego stopniowym krzepnięciu w potęgę nie mogły dotrzeć do uszu biegłych w piśmie kronikarzy. [Paweł Jasienica – Polska Piastów]
Henryk Sienkiewicz, pisząc „Quo vadis”, uczynił bohaterkę powieści rzymską zakładniczką ze słowiańskiego plemienia Ligów, bo podobnie brzmiącą nazwę odnalazł gdzieś w starożytnych rzymskich źródłach. Paradoksalnie ta fikcja może być bliższa prawdy, niż się można spodziewać. W 963 roku kronikarz Widukind w „Dziejach Saskich” pisze: Misacam regem, cuius potestatis erant Sclavi qui dicuntur Licicaviki, duabus vicibus superavit fratremque ipsius interfecit, predam magnam ab eo extorsit. (Króla Mieszka, którego władzy podlegali Słowianie, zwani Licikaviki, dwukrotnie pokonał, zabił jego brata, wielki łup od niego wycisnął.) Jedna z teorii zakłada, że kronikarz zapisał zniekształconą nazwę plemienia Lestkowiców zwanych tak od imienia dziada Mieszka I, którego nazywano Lestkiem lub Leszkiem. Być może również chodzić o nazwę plemienia Lędzian zapisywaną w innych źródłach jako Lendizi. Tak się składa, że najdawniejsi nasi sąsiedzi, sprzymierzeńcy lub wrogowie do dziś używają innej niż my nazwy Polski. Dla Rusinów od dawna byliśmy Lachami, a państwo nasze zwano Lechistanem w wielu językach na wschód od Bugu. Węgrzy używają nazwy Lengyel. Nazwa podobna do plemienia Polan pojawia się dopiero w okresie panowania Bolesława Chrobrego i to paradoksalnie w dość odległym kraju. Angielski mnich zanotował, że w kolejnym najeździe normańskim wzięli udział również Poleni. Al-Idrisi w XII wieku zapisał nazwę państwa w formie Polania. Wydaje się, że nazwy Polsko jako pierwsi zaczęli używać nasi południowi sąsiedzi. Zanim odrzucimy powyższe hipotezy, powinniśmy wiedzieć, że ówczesne piśmiennictwo łacińskie nie miało jakiegoś sensownego sposobu na zapisywanie słowiańskich nazw pełnych dziwnych szeleszczących dźwięków. Imię Bolesława Chrobrego bywało także zapisywane jako Burislafr. Niezależnie od nazwy państwo poprzedzające dokonania Mieszka istniało znacznie wcześniej i znacznie wcześniej wyszło poza ramy typowych organizacji plemiennych. Archeolodzy odkryli w Wielkopolsce wiele grodów o charakterystycznej konstrukcji skrzynkowej, które zbudowano w pierwszej połowie X wieku, nie było to nic innego jak budowanie obronnego kręgu, który miał chronić „jądro” państwa. Nieco później już w epoce Mieszka takie same konstrukcje pojawiły się w Gdańsku, Wolinie, Kołobrzegu, co pozwala uzmysłowić sobie, że był to władca o nieposkromionym apetycie. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą – mówi dawne polskie przysłowie. Poszerzając swe władztwo zbrojnie, zmuszając do posłuszeństwa kolejne plemiona słowiańskie, musiał Mieszko utrzymywać silną armię. Pisze o tym Ibrahim Ibn Jakub w swoich relacjach z podróży po Europie. I jeszcze nie nazywa kraju Mieszka Polonią. W zagadkowym i znanym wyłącznie z kopii dokumencie nazwanym Dagome Iudex, w którym Mieszko z rodziną i państwem oddaje się w opiekę papieżowi, przy czym państwo nazwane jest Schinesghe (przypuszcza się, że może chodzić o Gniezno lub błędnie – Szczecin). Sam dokument zresztą budzi wiele wątpliwości. Być może napisany został znacznie później i był elementem walki drugiej żony Mieszka o schedę po mężu. Mieszko musiał radzić sobie z problemami wewnętrznymi, a jednocześnie wciąż poszerzał granice swego państwa i chyba ostatnie o czym myślał, to nazwa kraju. Natomiast niewątpliwie myślał o najlepszym sposobie zarządzania państwem, a wbrew pozorom nie był jakimś prymitywnym barbarzyńcą oderwanym od realiów ówczesnej Europy. Wiedział o chrześcijaństwie, ponieważ docierało ono do jego państwa już wcześniej, potrafił docenić też korzyści, które dawało.
Duchowość pierwotnych ludzi wyrażała się w animizmie. Autorem tego pojęcia był angielski archeolog i antropolog Edward Tylor, który zauważył, że podstawą wierzeń pierwotnych jest przekonanie, że zarówno w ludziach, jak i zwierzętach, a także w przedmiotach nieożywionych istnieje pierwiastek duchowy. W życiu pierwotnych ludzi nie było dzisiejszego podziału na sferę sacrum i profanum, duchy były dla naszych praprzodków równie rzeczywiste jak zwierzęta, na które polowali. Z animizmu wywodzą się późniejsze religie politeistyczne, przez Kościół nazywane pogaństwem. Charakterystyczną cechą plemiennych wierzeń politeistycznych było wzajemne przejmowanie bóstw od sąsiadów, a nawet od plemion pokonanych. Wiele przykładów takich praktyk dostarcza nam historia starożytnego Egiptu lub Rzymu. Dziś, gdy dominują religie monoteistyczne, które zdecydowanie zaprzeczają istnieniu innych bogów, trudno to pojąć. Pierwotna wersja przykazań boskich w tzw. Starym Testamencie mówiła: Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! /…/ Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. [Pallottinum, Biblia Tysiąclecia, Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu]. Gdy przeanalizujemy znaczenie tych słów, zrozumiemy, że nawet starożytni Żydzi nie negowali istnienia wielu bogów, a jedynie zabraniali swojemu narodowi ich czcić. Politeistyczne wierzenia nie zabraniały ofiar składanych innym bogom niż własne, plemienne. Chyba nie bez powodu do dziś istnieje przysłowie: Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Nie ma powodów sądzić, że dawni Słowianie postępowali inaczej. Nic więc dziwnego, że przyjmowali na swych ziemiach wysłanników nowego boga z ciekawością, bo przecież nie zaszkodzi złożyć ofiarę jeszcze jednemu bóstwu. Archeologiczne ślady wskazują, że misjonarze chrześcijańscy docierali na ziemie polskie wcześniej niż wskazuje na to data chrztu Mieszka. Doskonałym przykładem jest państwo Wiślan, którego stolicą według wszelkich archeologicznych dowodów był Kraków. Zetknęło się ono z chrześcijaństwem blisko sto lat przed oficjalną datą chrztu Polski. Norman Davies pisze, że wódz Wiślan przyjął zapewne chrzest według obrządku słowiańskiego w roku 875; odkryto też ślady kilku kościołów chrześcijańskich z tego okresu. [Norman Davies – Europa. Rozprawa. Cz. II]
Najprawdopodobniej istniała też siedziba biskupstwa obrządku słowiańskiego, czyli wschodniego w Sandomierzu, a to oznacza, że misja chrystianizacji ziem słowiańskich zapoczątkowana przez Cyryla i Metodego dotarła też na tereny dzisiejszej Polski. W opisie żywotów świętych Cyryla i Metodego znajduje się wzmianka o potężnym księciu Wiślan, który od świętych nie chciał przyjąć chrztu, za co los pokarał go potem chrztem przymusowym ze strony słowiańskiego państwa Wielkich Moraw. Jednak wokół tej sprawy istnieje spór. Zależność Krakowa od Czech, a w późniejszym okresie podbój państwa Wiślan przez Wielkie Morawy budzi wątpliwości części historyków, choć pojawia się na ten temat wzmianka również w opisie Słowian zanotowanym przez Ibrahima ibn Jakuba, który podróżował przez Europę Środkową w drugiej połowie X wieku. Zakładając, że Małopolska z Krakowem była bytem politycznym bez wykształconej władzy centralnej, obcy kupcy mogli nie zauważyć, że w trakcie podróży z Pragi do Krakowa gdzieś po drodze przekraczają umowną granicę bezpośredniego władztwa książąt praskich. Tu i tam miejscowa ludność mówiła tym samym językiem, nawet tłumacza nie trzeba było zmieniać. Kultura materialna i zwyczaje były na tyle podobne, że ewentualne różnice mogły być dla obcych niedostrzegalne. [Dariusz Sikorski – Początki Kościoła w Polsce] W źródłach kościelnych również brak śladów politycznej lub kościelnej przynależności Małopolski do Czech. Być może istniały jakieś okresowe zależności lenne lub lokalne wojny, jednak nie implikuje to jakiejś intensywnej akcji chrystianizacyjnej na tym obszarze, bowiem pozostawiłoby to materialne ślady, dlatego można uznać, że na trwałe chrześcijaństwo pojawiło się dopiero pod koniec X wieku.
Interesującą koncepcję przedstawia Stefan Bratkowski w odniesieniu do władców Europy środkowej i północnej w końcu X wieku. To byli politycy, a politycy nigdy się w swoich grach nie liczyli z nakazami wiary czy magii, nawet i tysiące lat temu. Archeologia odsłoniła w najstarszej warstwie katedry w Poznaniu, na całym jej obszarze, ślady budownictwa kamiennego sprzed chrztu Polski. Nasi tubylcy sami nie murowali i nie znali wapiennych zapraw, czyli że jacyś benedyktyni, bo tylko oni to być mogli, zaczęli chrystianizować ich… pierwszymi tutaj takimi zaprawami. Budowali świątynię dla swoich modłów. [Stefan Bratkowski – Nieco inna historia Polski] A jeśli tak faktycznie było, to benedyktyni założyli swój erem w Poznaniu na długo przed chrztem, a Jordan, pierwszy potem biskup Mieszka, był ich opatem bądź przeorem. [Stefan Bratkowski – Nieco inna historia Polski] To bardzo prawdopodobna wersja wydarzeń.
Można się zastanawiać dlaczego Mieszko I zdecydował się przyjąć chrześcijaństwo. Bardzo ciekawie to ujął Zbigniew Nienacki w swojej trylogii opartej na wielu źródłach historycznych, w której próbuje zbudować współczesną legendę o powstaniu Polski. Jego bohater, protoplasta rodu Mieszka I mówi: Jeśli lud daje komuś władzę, może ją łatwo odebrać. Bóg nie jest taki skory do odbierania władzy, lepiej jest więc otrzymać ją od niego, niż od ludu. [Zbigniew Nienacki – Dagome Iudex, Tom II: Ja, Dago Piastun] Niewątpliwie Mieszko I uznał, że chrystianizacja przyniesie korzyści jego państwu. Zaskakujące może być to, że oprócz Mieszka władcy kolejnych krajów od Czech, przez Węgry po Skandynawię wybierali chrześcijaństwo rzymskie, które wówczas w porównaniu do bizantyjskiego wydawać się mogło mało atrakcyjne kulturowo. To Bizancjum dysponowało potęgą, świetnością i kulturą.
Wracając do motywów przyjęcia chrztu przez Mieszka pozostaje nam to, co jest zgodne z krytycznie przeanalizowanymi zapisami źródłowymi i nie kłóci się ze zdrowym rozsądkiem, czyli rzeczywiste nawrócenie się Mieszka I na nową wiarę za przykładem Dobrawy. Osobiste motywy Mieszka zdają się być wsparte faktami, które obserwujemy w pierwszych dekadach po chrzcie Mieszka I. Przede wszystkim nie widzimy żadnych kroków ze strony Mieszka I ani jego syna Bolesława Chrobrego, które miałyby doprowadzić do szybkiego upowszechnienia się chrześcijaństwa wśród szerszych mas poddanych. [Dariusz Sikorski – Chrzest Polski i początki Kościoła w Polsce]
Niestety, wydaje się, że chrześcijańska perspektywa historii może niebezpiecznie zbliżać się do wersji legendarnych prezentowanych przez średniowiecznych kronikarzy. Dlaczego Mieszko zdecydował się na przyjęcie wiary chrześcijańskiej?
Mieszko był władcą, który dążył do stworzenia silnego i dużego państwa. Motywy polityczne są więc znacznie bardziej prawdopodobne niż cudowne oświecenie pod wpływem właśnie poślubionej żony. Przy okazji warto wspomnieć, że powszechnie lansowana teza, iż przyjęcie chrześcijaństwa z Czech miało na celu uniknięcie uzależnienia od Rzeszy Niemieckiej, jest kompletnie nieprawdziwa ponieważ Czechy nie miały własnej organizacji religijnej i należały do diecezji w cesarskiej Ratyzbonie. Być może to tam ochrzczony został Mieszko i być może to miało miejsce dużo wcześniej niż się powszechnie sądzi. W 966 roku celem politycznym było ochrzczenie państwa i nawiązanie sojuszu z władcą Czech Bolesławem Srogim. Miało to z jednej strony dać swobodę Mieszkowi w zdobywaniu Pomorza, co wcześniej było ryzykowne, jako że Czesi sprzymierzeni byli z Wieletami. Miało to także ustrzec Mieszka od napadów ze strony margrabiów niemieckich, a na koniec wreszcie stworzyć w państwie strukturę niezależną od lokalnych komesów, którzy w miarę rozrastania się terytorium państwa stawali się kłopotem księcia, a ich ewentualna samowola mogła przyczynić się do rozpadu wciąż jeszcze młodego państwa. Wbrew niektórym spiskowym teoriom przybywający do księstwa Mieszka zakonnicy nie byli agentami papiestwa zmierzającymi do zniszczenia państwa. W tamtych czasach wpływy papieży na sytuację polityczną w Europie były nieistotne. W Rzymie bez przerwy dochodziło do lokalnych wojen, papieże zależni byli od władzy cesarskiej. Lokalne Kościoły całkowicie były zależne od władzy królów i książąt, do czego przyczyniało się prawo inwestytury duchownej, którą mieli władcy. Dopiero Grzegorz VII w następnym stuleciu spróbuje to zmienić.
Chrzest kraju niewątpliwie podbudował ideologicznie władzę księcia, umocnił jego prawa, a przede wszystkim pozwolił wykorzystać potencjał zakonników i kapłanów dysponujących znajomością pisma w celu lepszej kontroli coraz to bardziej rozległego państwa. Duchowni przybywający do kraju przyczynili się do podniesienia poziomu oświaty i kultury, usprawnili też system administracji i dyplomacji w państwie Mieszka. Natomiast nie zmienił zapewne ani sposobu życia, ani przekonań Mieszka, który był w końcu człowiekiem żyjącym w X wieku. Psychologicznie bardzo przekonująco ujął to Zbigniew Nienacki:
Nie wierzył w Niebo i w Piekło, nie wierzył w moc Boga, który dał się ukrzyżować, było mu wszystko jedno, czy Duch Święty począł się z Ojca i Syna, czy też poprzez Syna. Widział jak morze pochłaniało statki Sveriego i czuł lęk przed bogiem morza. Widział jak wiosną i jesienią wzbierały wielkie rzeki i czuł strach przed kryjącymi się w nich bogami. Bał się dusz zmarłych, gdy bywali głodni i wiedział, że trzeba ich wtedy nakarmić. Widział burze, błyskawice, pioruny rozszczepiające drzewa i zabijające ludzi i zwierzęta, dlatego czcił Swaroga, który był także słońcem. [Zbigniew Nienacki – Dagome Iudex, Tom I: Ja, Dago]
Chrystianizacja państwa odbywała się przeważnie w sposób pokojowy i trwała przez wiele lat. Mieszko I i Bolesław Chrobry niewiele zrobili, by upowszechnić chrześcijaństwo w swoim państwie – w cytacie powyżej Dariusz Sikorski twierdzi, że jest to dowód, iż kwestia religii była niejako prywatną sprawą Mieszka, a potem jego syna. Gdyby tak właśnie było, to najprawdopodobniej nie obchodzilibyśmy dziś rocznicy chrztu, a chrystianizacja państwa odbyłaby się w innym czasie i w inny sposób. Chrzest Mieszka był wydarzeniem politycznym i symbolicznym. I taki miał być dla władców krajów sąsiednich. Symbolicznie państwo Mieszka I stawało się krajem chrześcijańskim i mało ważne było to, że proces ten trwał faktycznie długie lata. Kościół wykorzystywał dawne obyczaje i wierzenia stopniowo włączając je w obchody świąt chrześcijańskich. W ten sposób do dziś w obrzędowości katolickiej pozostają ślady dawnych pogańskich religii.
Czy jednak faktycznie Mieszko I przyjął chrzest ze swym dworem w Wielką Sobotę 14 kwietnia 966 roku? Dziś historycy uważają, że mógł to być rok 965, a chrzest połączony był z małżeństwem, zaś inni wskazują, że być może chrzest nastąpił w roku 967. Bardzo prawdopodobne, że ten chrzest odbył się w zupełnie innym terminie lub nawet, że nie odbył się wcale, jeśli będziemy mieć na myśli jakąś szczególną uroczystość zbiorowego chrztu całego dworu Mieszka. Chrzest Polski to przede wszystkim decyzja polityczna, spokojnie możemy między bajki włożyć legendę o tym jak to Dobrawa swą wstrzemięźliwością zmusiła Mieszka do oddalenia swych siedmiu nałożnic i przyjęcia chrztu. Obok dość żywiołowej pobożności w tamtych czasach równie żywiołowe były nieskrępowane obyczaje.
Jako domniemane miejsce owego hipotetycznego chrztu podaje się często Poznań lub Ostrów Lednicki. Jest to związane z archeologicznymi odkryciami, które interpretują odnalezione zagłębienia na terenie budowli sakralnych jako tzw. baptysteria, co dziś wcale nie jest takie pewne. Tzw. misa chrzcielna eksponowana w Poznaniu była raczej zagłębieniem służącym do mieszania zaprawy, a nie miejscem chrztu. Mieszko I utrzymywał dobre kontakty ze swoimi saskimi sąsiadami z zachodu. Wówczas nie było jeszcze mowy o „odwiecznym” antagonizmie niemiecko-polskim, tym bardziej, że od Sasów oddzielały kraj Mieszka tereny Serbów łużyckich, a na północy słowiańskie państwo Wieletów. Prawdopodobne jest też, że Mieszko nie jeden raz podróżował na zachód do państwa Ottona II. Prowadził też aktywną politykę zagraniczną, która czasem stawiała go po stronie cesarza, a czasem występowała przeciw niemu. Możliwe, że chrzest Mieszka miał miejsce w Ratyzbonie lub Magdeburgu, możliwe też, że był chrztem całkiem prywatnym, który odbył się wiele lat wcześniej. Zbyt wiele jest niewiadomych, abyśmy dziś byli w stanie rozstrzygnąć te wątpliwości.
Całkiem osobnym zagadnieniem są dalsze losy chrześcijaństwa na ziemiach polskich i wpływ nowej religii na rozwój wydarzeń. Nie bez racji niektórzy historycy twierdzą, że to benedyktyni budowali Europę. W krajach chrześcijańskich to ten zakon zwykle był forpocztą edukacji i wiedzy. Także i w Polsce pełnili podobną rolę, realizując zamiary Mieszka w zakresie sprawniejszego zarządzania krajem i tworzenia nowej elity, która miała zastąpić dawnych plemiennych komesów, którzy najzwyczajniej nie cieszyli się zaufaniem władcy. Z drugiej strony jednak chrześcijaństwo w kolejnych latach wcale nie zapewniło trwałości państwu, które stworzył Mieszko. Po śmierci Bolesława Chrobrego prawie doszło do rozpadu Polski.
Religia zrodziła także wiele niepotrzebnych cierpień i niedoli – ilekroć stosować ją zaczynano w sposób nadmiernie sformalizowany i ilekroć zawodowi „asystenci” bóstwa nie potrafili oprzeć się pokusie zapożyczenia odeń odrobiny jego mocy i używania jej na własną rękę. [Desmond Morris – Naga małpa]
Warto w kontekście tego cytatu zauważyć, że nieco ponad 70 lat po chrzcie Polski (na przełomie lat 1037 i 1038), w chwili osłabienia władzy centralnej za panowania Kazimierza zwanego Odnowicielem, który właśnie wtedy utracił władzę w kraju, wybuchło powstanie ludowe połączone z agresją wymierzoną w Kościół i próbą powrotu do dawnych wierzeń. Paweł Jasienica pisał, że po wygnaniu Kazimierza nikt właściwie nie rządził całym państwem. Bunt ludowy był zatem skierowany nie przeciw królowi czy księciu, lecz przeciw nazbyt już spotężniałym możnym, którzy na podległych sobie obszarach zaczęli pewnie ujarzmiać i cisnąć chłopa, przeważnie jeszcze wtedy wolnego. [Paweł Jasienica – Polska Piastów] Warto przypomnieć, że już wtedy spora grupa owych „możnych” to byli duchowni. Pisał o tym w XII wieku Gall Anonim, wspominając ów antychrześcijański bunt „z płaczem i lamentem”.
Z drugiej strony wiedza z zakresu religioznawstwa na przykładzie badanych plemion z politeistycznymi wierzeniami o charakterze animistycznym, pozwala zgodzić się ze słowami cytowanego już współczesnego historyka. Wszystko wskazuje na to, że na ziemiach polskich w połowie X wieku wierzenia mieszkańców były ubogie pod względem treści, miały charakter indywidualistyczny i nie zdążyły przybrać form kultu bardziej zorganizowanego. Dlatego mamy prawo przypuszczać, że wprowadzenie chrześcijaństwa nie musiało wywoływać żadnych napięć społecznych, tym bardziej, że nie chrystianizacja nie odbywała się pod przymusem [Dariusz Sikorski – Chrzest Polski i początki Kościoła w Polsce] Świat wierzeń przedchrześcijańskich jest dziś trudny do odtworzenia. Informacje o religii Słowian w bardzo niewielkim stopniu zachowały się w pisanych źródłach. Nie istnieją żadne źródła bezpośrednie, a kronikarze opisujący świat pogański spisywali swoje relacje kilkadziesiąt lub nawet kilkaset lat po chrystianizacji. Pełna rekonstrukcja wierzeń słowiańskich nie jest możliwa, a dokonywane próby często budzą wątpliwości, co do tego czy przyjęte metody są właściwe i wiarygodne. Rekonstrukcja odbywa się przede wszystkim w oparciu o ślady dawnych wierzeń zachowane w folklorze i wierzeniach z okresu już chrześcijańskiego. [Wikipedia] O ile archeologia eksperymentalna, zwana też doświadczalną, służy do tworzenia materiału porównawczego, który niewątpliwie pomaga w ocenie i analizie badań prowadzonych metodą wykopaliskową, o tyle religioznawstwo eksperymentalne, bo tak można nazwać rozmaite inicjatywy rodzimowiercze, nie ma wielkiego sensu i nic nie wnosi do naszej wiedzy o praprzodkach dzisiejszych Polaków. Tym bardziej, że uszlachetniając dawne wierzenia i budując jakieś struktury oraz interpretując folklor, rodzimowiercy wykraczają znacznie poza jakąkolwiek dopuszczalną granicę nauki.
Podsumowując warto stwierdzić, że historia pozwala jednoznacznie orzec słuszność decyzji Mieszka, który pchnął swoje państwo w kierunku chrześcijaństwa. Państwa chrześcijaństwu się opierające – jak Wieleci – przestały istnieć. Nawet spoglądając na wschód w stronę Litwy, widzimy, że ona również w końcu stanęła wobec oczywistego i koniecznego wyboru. Czy Mieszko miał świadomość owej nieuchronności chrześcijaństwa w ówczesnej Europie? Możemy tylko przypuszczać, że tak. Warto przy tym pamiętać, że również chrześcijaństwo obrządku wschodniego stało u bram państwa Mieszka. W pewien sposób nawet bardziej atrakcyjne, bo wywodzące się z kultury bizantyjskiej, wschodniej, która wtedy wyraźnie przewyższała zachodnią. Dysponujące już słowiańskim alfabetem, który pozwalał na dokładniejsze zapisywanie słowiańskiej mowy.
Dziś wiemy, że decyzja ówczesnego władcy Gnezdun civitas włączyła Polskę w krąg cywilizacji zachodniej. I niezależnie od późniejszych dziejów Kościoła, który nie zawsze był czynnikiem budującym państwo, i sprzyjającym władzy świeckiej, dystansując się też od religijnej interpretacji historii, należy uznać, że decyzja Mieszka była słuszna.
Rok 966 jest jednak wyłącznie datą symboliczną, dziś ważną bardziej dla Kościoła niż dla państwa. Polacy zaś powinni mieć świadomość, że dzieje państwa Mieszka nie są pierwszym etapem powstawania Polski. Słowiańskie państwo w centralnej Europie powstało znacznie wcześniej, a Mieszko był co najmniej trzecim jego władcą, dodajmy do tego, że władcą wybitnym, docenianym zarówno przez swoich sojuszników, jak i przeciwników, który z równym talentem budował państwo przy użyciu siły zbrojnej, jak i dyplomacji.
5 komentarzy “Chrzest Polski”
Napracowałeś się Belfer;) Bardzo dobre:)
Trylogia Nienackiego poza wciągająca fabułą zawiera wiele analiz, spostrzeżeń które dają do myślenie. Nie sądziłem jednak, że zobaczę cytaty z niej stosowane na równi z uznanymi historykami. Szkoda, że Pan Nienacki tego nie dożył.
Gratuluję świetny tekst
Nie wiem, czy Nienackiego obeszłyby moje cytaty. 😉
Jednak nie bez powodu się one znalazły w moim tekście. Dzisiejsza historia korzysta i powinna korzystać z dokonań innych nauk i z rozwoju technologii. Bardzo dużo dowiadujemy się dziś o przeszłości dzięki archeologii, która wspomagana jest techniką. Ilu odkryć nie byłoby bez precyzyjnych zdjęć lotniczych i możliwości analizowania ich komputerowo. Ale też nauki humanistyczne się przydają, a wśród nich religioznawstwo, antropologia i last but not least psychologia.
Powiedzmy sobie szczerze, że opinia akademika, że najlepszym tłumaczeniem chrztu Mieszka jest jego nawrócenie się może wzbudzić tylko politowanie, a nie szacunek dla nauki.
Nienacki pokazywał ludzi prawdopodobnych psychologicznie i to jest więcej warte niż podporządkowanie nauki takiej lub innej ideologii. Na zachodzie wręcz mówi się o nowej dziedzinie jaką dziś staje się psychohistoria, docenia się wiedzę czerpaną z archeologii eksperymentalnej, a w Polsce historycy zamykają się w akademickiej wieży z kości słoniowej i istnieją sami dla siebie. Psychohistorią i archeologią eksperymentalną gardzą, bo nie wydają im się dość naukowe, ale snucie hipotez bez pokrycia już nie…
Flagyl Odor Cialis Generic
Dear Spamer,
Really? Cialis is the cure for baptism?