Spektakl „Agent Tomek – reaktywacja”, pomnik „poległego” Lecha Kaczyńskiego przed pałacem prezydenckim i serial kryminalnych wizyt zaczynających się o szóstej nad ranem to nie jest najgorsze, co nas czeka po wygranych przez PiS wyborach.
Poprzednio, gdy PiS rządził przez zaledwie dwa lata, budując dość egzotyczną koalicję z Ligą Polskich Rodzin i Samoobroną, politycy tej partii skupili się na budowaniu mitycznej Czwartej Rzeczypospolitej. Szkody, które wyrządzili dotyczyły głównie polityki zagranicznej i nieudolnych prób ścigania wymyślonych najczęściej aferzystów, co skończyło się niewielkimi krzywdami społecznymi, ale relatywnie dużymi krzywdami ludzkimi – wystarczy przywołać tu niewinnie posądzonego burmistrza Helu, dyrektora Państwowych Wydawnictw Technicznych, czy Barbarę Blidę, która zginęła we wciąż niejasnych okolicznościach.
Jaki będzie scenariusz wydarzeń, gdy PiS wygra wybory jesienią? Istnieje uzasadniona obawa, że oprócz polowania na wrogów 4RP, pisowski rząd tym razem zabierze się naprawdę ostro za ekonomię, a to już naprawdę nie będzie wesołe.
Nie bez podstaw kandydatka PiS na premiera zapracowała sobie już teraz na miano straSzydło. Zdążyła już obiecać podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tysięcy złotych, obniżenie wieku emerytalnego oraz wypłatę pięćset złotych na drugie i następne dziecko w rodzinie. Koszt spełnienia tych obietnic pisowscy eksperci wyliczyli na około 39 mld zł rocznie. Jednak proste rachunki są w stanie obalić te prognozy. Dzieci, które dostaną wsparcie 500 zł jest około 5 milionów, zatem rocznie to będzie kosztować około 30 miliardów. Rzecz jasna jakaś część tej sumy wróci do budżetu jako podatek VAT, część jako PIT i część jako CIT. Ale nie będzie to większość sumy, jak chce pani Szydło, a najwyżej jedna trzecia. Jednym słowem budżet będzie uboższy na pewno o przynajmniej 20 mld zł.
Podwyższenie stawki wolnej od podatku do 8000 złotych dotyczyć będzie 24 milionów obywateli. Faktem jest, że nie skorzystają na tym najbiedniejsi. Jeżeli dziś np. emeryt ma zapłacić podatek 3000, to nie zapłaci nic, jeśli kwota wolna od podatku zwiększy się do 8000, to dla niego nie oznacza to żadnej zmiany, bo nie można dostać ulgi większej, niż kwota podatku. Powiedzmy sobie szczerze, nawet osoba z rocznym dochodem 50 tysięcy złotych, czyli ponad 4 tysiące miesięcznie, po odliczeniach płaci najwyżej 4300 podatku. Zatem zyska niespełna 1300 złotych. Wniosek jest oczywisty. PiS pod hasłami pomocy najbiedniejszym pomagać chce zamożnym. Koszt tego pomysłu to na pewno ponad 20 mld zł rocznie.
Koszt obniżenia wieku emerytalnego trudno wyliczyć, ale jeśli jego podwyższenie przyniesie w tym roku pozytywny skutek 5,5 mld zł, to taki sam przynajmniej będzie skutek negatywny obniżenia wieku emerytalnego. Jednak te koszty będą się z roku na rok zwiększać i w roku 2020 mogą sięgnąć blisko 14 mld złotych.
Podsumujmy. Na tych zmianach skorzystają najwięcej ludzie relatywnie zamożni. Ci z dochodami rocznymi poniżej 30 tysięcy nie skorzystają nic, to tej grupy należy większość emerytów i ludzi młodych zatrudnianych na tzw. umowach śmieciowych. PiS nie po raz pierwszy używa retoryki „Polska solidarna nie tylko dla bogatych”, a w praktyce poprawia byt tym zamożniejszym. Poprzednio zlikwidował trzeci próg podatku PIT i zwiększył kwoty darowizn zwolnione od podatku.
Jednak to jeszcze nie wszystko, Zwiększone wydatki budżetowe skutkują koniecznością pozyskania pieniędzy z innych źródeł. StraSzydło zamierza opodatkować aktywa bankowe. Już dziś usługi bankowe kosztują coraz więcej. Za karty kredytowe i debetowe banki pobierają opłaty, prowadzenie konta kosztuje, coraz częściej przelewy też nie są darmowe. Banki wprowadzają progi powyżej których za darmo prowadzą konta, limity wydatków z karty powyżej których nie pobierają opłat, zatem żerują na biedniejszych klientach, których najzwyczajniej w świecie jest dużo więcej. To prosty rachunek. Jeśli wzrosną obciążenia banków, to one przerzucą kolejne koszty na klientów, biedniejsi klienci zrezygnują z płatności internetowych, jeżeli nie będą darmowe; z kart płatniczych, bo będą za drogie; a być może i z kont bankowych. Spora część Polaków powróci do płatności gotówką, pieniądze będą trzymać w przysłowiowej skarpecie, co oznacza zmniejszenie obrotów banków i droższe kredyty, a to już prosta droga do stagnacji.
Drugi pomysł PiSu to zwiększenie obciążeń sklepom wielkopowierzchniowym. Wbrew pozorom nie wpłynie to na polepszenie kondycji małego handlu, ale na pewno spowoduje podwyżkę cen. Będziemy wszystko kupować drożej,m a więc i mniej.
Niestety te kroki nadal nie zapewnią zrównoważonego budżetu. Więc albo będzie się zwiększać deficyt wbrew zaleceniom UE, co spowoduje kary w postaci obcinania funduszy unijnych, albo też rząd będzie musiał ciąć wydatki, co odbije się ostro na świadczeniach socjalnych dla najbiedniejszych i służbie zdrowia. To ostatnie spowoduje, że większość nowoczesnych procedur medycznych będzie niedostępna, a kolejki do specjalistów i na zabiegi wydłużą się jeszcze bardziej.
Dość niebezpiecznym i nie do końca jasnym pomysłem jest chęć ograniczenia zagranicznych inwestycji w Polsce. W zamian za to słyszymy o zwiększeniu inwestycji państwowych. Jakie będzie ich finansowanie? Kto za nie zapłaci? Niewątpliwie wzrost liczby państwowych zakładów pracy jest miłą wiadomością dla partyjnego establishmentu. Zwiększy się bowiem liczba stanowisk, które można ofiarowywać za wierną służbę. Jednak dla nas wszystkich to wiadomość kiepska. Bo skoro PiS nie wie, skąd wziąć pieniądze, to weźmie je od nas. I raczej nie będzie pytał o opinię.
Na szczęście mamy jeszcze czas i możemy wybrać rozsądnie.
Komentarz do “Czarny scenariusz”
Ja się tam na ekonomii nie znam więc nie będę się wypowiadał. Dla mnie czarny scenariuisz zawarty jest w tym artykule:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,18307079,_Media_narodowe__nie_publiczne____Trzeba_wzmocnic.html?lokale=local#BoxNewsLink
Jeśli prawdą jest, że taki będzie, w kwestii mediów, program PiS po wygranych wyborach, to mnie się wydaje że możemy zacząć rozważać zmianę nazwy Polska na Korea Północno-Zachodnia…