Nie muszę. Wiara to stan, w którym bez realnych i weryfikowalnych dowodów wierzymy w istnienie np. istot nadprzyrodzonych, zjawisk lub wydarzeń. Mówimy o wierze w Boga, bo nie ma żadnego weryfikowalnego dowodu na jego istnienie, prócz relacji ludzi sprzed tysiącleci. Niektórzy wierzą w duchy, opierając się na relacjach innych osób, które są pewne swoich wizji. Inni wierzą w UFO, na istnienie pozaziemskiej cywilizacji też nie ma żadnego dowodu.
Spora część Polaków wierzy w zamach smoleński. Wierzą i muszą wierzyć, bo nie ma żadnego logicznego dowodu, żadnej przesłanki, ani prawdziwych faktów, które by tę wiarę mogły zmienić w pewność.
Rzecznik PiS Adam „Duży Penis” Hofman odwrócił sytuację i oznajmił, że ci niewierzący w zamach, wierzą w pancerną brzozę, która zniszczyła samolot prezydencki. Nikt nie ma jednak potrzeby wierzyć w istnienie tej brzozy, ani w to, że uderzył w nią samolot. Ja nie wierzę. Na to są dowody i nie trzeba w nic wierzyć.
Są zbadane kawałki drewna w kawałku skrzydła, które w nią uderzyło. Są fragmenty konstrukcji samolotu wbite w pień brzozy. Jest wreszcie zsynchronizowany zapis wszystkich rejestratorów lotu, który potwierdza oficjalnie podaną wersję wydarzeń.
Niektórzy wierzą, że te zapisy rejestratorów są zmanipulowane przez Rosjan. To mocna wiara, bo żadne dowody tego nie potwierdzają. Paradoksalnie nawet ekspertka zespołu Macierewicza potwierdziła prawdziwość tezy o zbyt niskim zejściu samolotu. Anna Gruszczyńska-Ziółkowska to specjalistka od dźwięku – muzykolog. Co ma muzykolog wspólnego z katastrofą lotniczą? Otóż ekspertka przeanalizowała dźwięk i uznała, że w wypowiedzi kontrolera rosyjskiego uchodi na wtaroj krug mamy do czynienia z akcentem wskazującym na dwukrotne zakończenie zdania. Raz po słowie wtaroj, drugi raz po słowie krug. Nie wiem czy pani muzykolog ma jakieś pojęcie o rosyjskim, w którym jest tzw. ruchomy akcent i nawet niespecjalnie jestem tym zainteresowany. Są w jej referacie ważniejsze fragmenty. Najpierw bowiem rozprawia się z kwestią odgłosu uderzenia w brzozę, które według niej nie jest wcale odgłosem uderzenia, ale stuknięciem, analizuje w celach dowodowych i pozwala rozmaite odgłosy posłuchać uczestnikom macierewiczowskiej konferencji.
Szkopuł w tym, że w odgłosach prezentowanych przez panią Gruszczyńską-Ziółkowską słuchać wyraźnie słowa wypowiadane przez system TAWS: pull up, pull up. Pani muzykolog, ani razu nie powiedziała nic na ten temat. Nie zarzuciła, że to odgłosy doklejone przez Rosjan, nie zaprzeczyła ich istnieniu, nie podważyła ich znaczenia. Jednym słowem system TAWS nad Smoleńskiem darł się wniebogłosy pul up, pull up! A wiemy, iż system ten był ustawiony tak, że zaczynał alarmować, gdy na lotnisku bez systemu ILS samolot schodził niżej niż sto metrów nad ziemię. Jednym słowem ta ekspertka zadała mimowolnie kłam innym ekspertom, którzy twierdzili, że samolot nie przekroczył pułapu 100 metrów. Potwierdził to zresztą inny ekspert Macierewicza – Jacek Rońda, który do manipulacji przyznał się w telewizji Trwam.
Skoro ekspertka nie zaprzeczyła oryginalności odgłosów systemu TAWS, potwierdziła zatem, że piloci zeszli zbyt nisko. Czy można to jakoś skomentować? Wydaje się, że tylko w jeden sposób.
12 komentarzy “Nie wierzę w brzozę”
A mnie zawsze zastanawia, czemu ci piloci tak uparcie chcieli popełnić samobójstwo, mimo, że wszystkie urządzenia pokładowe i ruscy kontrolerzy ciągle „prosili ich”, żeby tego nie robili. Dlaczego oni tak zawzięcie ignorowali wszystkie te prośby? Ciągle tylko dowiaduje się, że katastrofa nastąpiła ponieważ zeszli zbyt nisko i zachaczyli o brzozę, ale jakoś nigdzie nie widzę odpowiedzi na pytanie, dlaczego zeszli za nisko?
Pytanie „dlaczego” jest pytaniem z dziedziny psychologii i żadna komisja nigdy tego nie wyjaśni, bo nie tym się zajmuje.
W piątek w pewnym małym miasteczku ciężarówka przede mną potrąciła na pasach pieszego. Było wiele czynników, które sprzyjały temu wypadkowi, a których mogło nie być. Pieszy mógł minutę później wyjść z pracy, mógł iść wolniej, mógł bardziej uważać. A nawet nie można wykluczyć, że był pod wpływem alkoholu i szedł sobie zbyt beztrosko. Kierowca ciężarówki być może był zdenerwowany kłótnią z żoną, może miał problemy z dziećmi, być może niedawno miał nieprzyjemną rozmowę z szefem. Być może szef kazał mu się pośpieszyć. Wszystko to były czynniki sprzyjające zaistnieniu wypadku, ale bezpośrednia przyczyna była jedna. Kierowca nie zatrzymał się na pasach, nie przepuścił pieszego. Można szukać tysięcy usprawiedliwień, a i tak wina kierowcy będzie bezsporna. Dlaczego? Nikt nie będzie tego dochodził, to sprawa psychologii.
O widzisz, myślalem, że coś sensownego powiesz ale jednak się przeliczyłem. Takie sprawy nie są kwestią psychologii, a przynajmniej do momentu kiedy nie udowodni się że są. Równie dobrze, za zejście zbyt nisko może być odpowiedzialna jakaś usterka, a jak tak to jaka, lub innego rodzaju błąd pilota, a jak tak to jaki. Wyjaśnienie, że zeszli za nisko bi pilot ma kompleksy jest równie z dupy co teorie ekspertów od rozpylania helu i sztucznej mgły.
Duby smalone – mawiali nasi przodkowie.
Zarówno prokuratura, jak i komisja badania wypadków zajmuje się techniczną stroną zdarzenia, na pytanie dlaczego może próbować odpowiadać sąd, sądząc ewentualnych winnych.
Nawet ekspertka pani muzykolog nie zakwestionowała „pull up” systemu TAWS. A włączał się on poniżej stu metrów. Kontrolerzy również mówili, że na stu metrach mają odejść na drugi krąg.
Jest jeszcze coś, czego durnie szukający dowodów na zamach nigdy nie uwzględniali. Pilot lądujący na lotnisku bez ILS podejmuje decyzję autonomicznie na podstawie ocenionych przez siebie warunków, kontroler może mu najwyżej zabronić lądowania, ale nie może go „sprowadzać na dół”. To jest jasno i wyraźnie zapisane w procedurach. Piloci zeszli niżej niż sto metrów, o czym świadczy wrzeszczący system TAWS do samego końca. Byli głusi jak pień i nie słyszeli? Jacek „Blef” Rońda sam przyznał, że oszukiwał w tej sprawie i samolot zszedł niżej niż sto metrów.
Jaka jest reakcja chorych na „zespół Macierewicza”? Jak królik z kapelusza pojawia się kolejny ekspert i udowadnia, że samolot nie mógł uderzyć w brzozę, bo ta kilka dni wcześniej była złamana. Coś trzeba zacząć nowego wymyślać, skoro już wiadomo, że byli niżej niż 100 metrów…
Jednym słowem… już samolot miał przypierdolić w ziemię z całej siły, a tu nagle zamach? A nie lepiej jak by ten Tusk z Putinem zaczekali parę sekund, aż Kaczyński się sam rozwali?
Te posrane teorie, porąbane niby wątpliwości i bezsensowne pytania nie są już nawet śmieszne.
Wróć do swojego przykładu z kierowcą i pasami. Ty widzę byś zaczął od wysłania kierowcy do psychologa bo ważny jest fakt, że kogoś rozjechał, a dlaczego to już niech ktoś mu głowę zbada. Tylko, że nawet w takiej trywialnej sytuacji warto by było sobie zadać pytanie, czy kierowca miał np. sprawne hamulce albo układ kierowniczy i dopiero po wykluczeniu wszelkich tego typu mozliwości zająć się psychologicznymi dywagacjami. W momenice w którym mamy samolot pełen ludzi, który rozbił się ponieważ znalazł się zbyt nisko i zachaczył o drzewa to odpowiedź na pytanie dlaczego znalazł się poniżej 100m, jest raczej kluczowa. W dodatku z tego co pamiętam to znalazł się za nisko i zupełnie nie na torze podejścia do lądowania. Dlaczego? W końcu dlaczego samolot ciągle opadał mimo całego piszczącego TAWS i bóg jeszcze wie czego, aż do momentu kiedy mógł zachaczyć o drzewka które mają pewnie góra 10m. To jakie pierdoły wygadują dziwaki od macierewicza jest tutaj bez związku z ogromnymi lukami w oficjalnej wersji wydarzeń, wg. której do katastrofy doszło bo samolot, co nie ulega wątpliwości, przy*****ił o ziemię, tylko dlaczego i jakie są przyczyny tych zdarzeń to już jakoś nikt nie potrafi wytłumaczyć. Innymi słowy do wypadku na przejściu dla pieszych doszło ponieważ kierowca potrącił pieszego. Sprawa zamknięta.
Nie. Nigdzie kierowcy bym nie wysyłał. W tym konkretnym przypadku ruch był powolny (ok 40 km/h) z powodu korka. Pieszy chciał wyegzekwować swoje pierwszeństwo, a kierowca się nie zatrzymał. Zatem w moim przykładzie celowo pominałem techniczne sprawy, bo miały drugorzędne znaczenie (odrzucam ewentualną nagłą awarię, bo po stuknięciu pieszego zatrzymał się w miejscu). Z tego też powodu słowo „dlaczego” w moim przykładzie odnosi się do motywu działania kierowcy, który z prawnego punktu widzenia jest mało istotny.
Mam inny przykład, gdzie jest podobnie. Niedawno sąd orzekł winę kierowcy, który uderzył w inne auto i spowodował śmierć paru osób. Kierowca ten miał pierwszeństwo, ale jechał 130 km/h w mieście. Nie było ważne czy potrącone przez niego auto było sprawne technicznie, czy drugi kierowca był trzeźwy, itp. itd. Przyczyną wypadku była na tyle duża prędkość, że gdyby w drugim samochodzie znajdował się nawet najlepszy rajdowiec świata, to i tak nie miałby szans na uniknięcie zderzenia, bowiem gdy zaczynał skręcać sprawcy wypadku jeszcze nie było na horyzoncie.
Podobnie było w Smoleńsku. Samolot zszedł za nisko i piloci zbyt późno usiłowali podnieść go do góry. Wszelkie pytania typu „dlaczego” służą wyłącznie temu by sugerować coś w rodzaju: „rosyjscy kontrolerzy umyślnie sprowadzali ich na śmierć, mówiąc, że są na kursie i ścieżce”. A sprawa jest oczywista, bo piloci nie musieli i zresztą nie słuchali kontrolerów, bo odeszliby na drugi krąg przy 100 metrach.
Parametry lotu i zapisy skrzynek nie pozostawiają miejsca na zagadki. Schodzili niżej niż 100 metrów i wiedzieli o tym. System TAWS darł mordę, drugi pilot odczytywał wysokości, powiedział nawet „odchodzimy”, ale kapitan nie zareagował. Drugi pilot zawierzył pierwszemu i nie podjął działań. Może by i wylądowali podobnie jak wcześniejszy samolot, mocno waląc kołami w pas. I byłoby jacy to Polacy są gieroje, „debeściaki” lądujące we mgle. Wszystkie zapisy są w czarnych skrzynkach, łącznie z dialogami. Tu nie ma żadnych zagadek. Pytanie „dlaczego” jest więc pytaniem dla psychologa. Dlaczego tak uparcie chcieli lądować, czy bali się problemów po wylądowaniu na zapasowym lotnisku? Czy chcieli zaimponować prezydentowi i jego świcie, a może kolegom?
Nieważne. Ważne, że od samego początku łamali wszelkie procedury. Jak wykazało śledztwo, od dawna tak było, ci sami i inni piloci robili to nagminnie. Polska ułańska fantazja?
No właśnie, że nie, a twoje przykłady nijak się nie odnosza do sytuacji. Jeśli kierowca który kogoś zabił jechał w terenie zabudowanym 130 km/h, to jest to bardzo dobre wyjaśnienie przyczyny wypadku i o nic więcej już nie trzeba pytać. Natomiast jeśli kierowca autobusu który wiezie 50 osób nagle znajdzie się na lewym pasie ruchu na prostej drodze i staranuje betonowy filar, to tu już pytania zaczną się mnożyć i nikogo nie usatysfakcjonuje psychoanaliza kierowcy. Jeśli zejście tupolewa poniżej 100 metrów nastąpiło na skutek błędu pilota, to nadal należy wyjaśnić jaki był to błąd i skąd się wziął, błędne wskazania urządzeń, błędne odczytanie wartości, zły kąt podejścia (jak tak to dlaczego), za duża prędkość (jak tak to dlaczego) itd. itd. Wyjaśnienie przyczyn katastrofy na zasadzie rozbili się bo się rozbili niestety mało kogo satysfakcjonuje. Z tego co pamiętam jak jeszcze mnie ten temat interesował, to samolot nie był ani na kursie ani na ścieżce do lądowania i chyba od tamtej pory nie zaprezentowano żadnego wyjaśnienia dla takiego stanu rzeczy.
Oczywiście, można powiedzieć, że nasze dzielne chłopaki postanowiły wylądować za wszelką cenę w niesprzyjających warunkach, ale tu też należy wytłumaczyć jak te warunki przełożyły się na to, że trafili w las a nie w lotnisko, a jak narazie nikt tego nie zrobił.
To opinia twoja i ludzi z zespołem Macierewicza. Wyjaśnienie komisji ich nie satysfakcjonują, za to wybuchająca parówka owszem. Smacznego.
Drogi Belfrze zespół Macierewicza to masz ty będąc w stanie polemizować jedynie z żenadą typu parówki i żyjąc jedynie w świecie był zamach/nie było zamachu, a sytuacja nie jest czarno biała, specjaliści od Ruskich i Tuska nie są kryształowi i gdybyś tylko na chwilę odczepił się od Macierewiczowskiego folkloru to na pewno byś to zauważył.
Z twojego komentarza wynika możliwość, że trochę zamach był, ale nie do końca. Sorry Winnetou. To tak nie działa. Nie można trochę być w ciąży. Nie można mieć „prawie zamachu”.
Widzisz, ty w ogóle nawet nie jesteś w stanie wziąć pod uwagę, że można o tym co się stało mówić zupełnie nie odnosząc się do zamachu. Mi chodzi tylko o to, że przyczyny tej katastrofy ciągle nie są wyjaśnione, tylko tyle, a między był zamach, a wzięli i popełnili samobójstwo jest jeszcze całe morze możliwości. Ale jasne, łatwiej pastwić się nad świrami badającymi katastrofę na podstawie kuchennych eksperymentów, niż wziąć sie za to jak modelowo całe śledztwo zostało spierniczone.
zupełnie nie odnosząc się do zamachu
Cała ta porąbana działalność Macierewicza opiera się wyłącznie na gadaniu o zamachu. Co ty chrzanisz?
http://faktysmolensk.gov.pl/pytania-i-odpowiedzi
Przyczyny są wyjaśnione. Były wyjaśnione już dawno, tylko Wam PiSowcom one nie pasują.