W domu mam jeszcze kilkadziesiąt czarnych winylowych krążków. Dawno temu pozbyłem się gramofonu i wyprzedałem część kolekcji. Później płyty winylowe staniały tak bardzo, że reszty nawet nie próbowałem sprzedawać.
Dziś ponownie zaczyna się tłoczyć czarne krążki. Niektóre z nich kosztują tyle, co CD. Inne są nawet droższe. Wielokrotnie droższe.
Tadeusz płyt ma kilkaset i dobry gramofon, więc ogarnęła mnie pasja słuchania płyt winylowych, które wyłącznie słuchałem przez kilka dni. Analogowa płyta ma z reguły miękkie brzmienie i pewien poziom naturalnego szmeru powstającego po kilkukrotnym użyciu płyty.
Zacząłem myśleć o kupnie gramofonu, choć to dziś dość drogie hobby. Trzeba mieć gramofon, jakąś niezłą wkładkę gramofonową i do tego odpowiedni przedwzmacniacz, a to już dość spora suma. Choć pokusa jest, bo gdy słuchałem nagrań bluesowych i jazzowych, to miałem wrażenie, że jednak lepiej brzmią w wersji winylowej.
4 komentarze “Dyskretny urok winylu”
No tak, można się zachwycać różnymi urokami, szczególnie gdy są dyskretne. Ale płyty winylowe wnoszą do muzyki także całkiem niedyskretne trzaski.
Swoją drogą awangardowi muzycy posługujący się przecież techniką cyfrową dodają swoich nagrań trzaski płyt winylowych. W ten sposób mogą korzystać z dobrodziejstw technologi cyfrowej zaspokajając tęsknotę za starymi, dobrymi czasami.
Polecam bardzo ciekawy wywiad z ekspertem z Zakładu Elektroakustyki Politechniki Warszawskiej. Piotr Nykiel zajmuje się rejestracją i obróbką dźwięku. Chodzi o to by w muzyce nie tracić „planktonu”. Czyli drobnych dźwięków, ich odbić, szczegółów, itp. Bez nich muzyka nie brzmi naturalnie.
Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kultura/rozmowy/1522291,2,spec-od-nagran-cd-to-niedoceniony-format.read#ixzz1iTJw9XTt
Dodam i ja swoje trzy grosze
Remastering starych nagrań podnosi dynamikę i zmniejsza szumy, to niezaprzeczalny fakt. Ale robi to, zakładając „użyteczne” pasmo dynamiki, więc ten „plankton” jest wycinany, traktowany jak zakłócenie. A przecież najsoczystsze niuanse starych nagrań brzmią na poziomie szumu, to właśnie tracimy. Tzw „preemfaza” i kompresja dynamiki stosowana dawniej przy rejestrowaniu dźwięków do tłoczenia na płytach winylowych miała właśnie na celu uwypuklenie tejże soczystości. A remastering wyrzuca nam to z dźwięku. Zresztą, nie dotyczy to tylko muzyki. Wystarczy obejrzeć „samych swoich” w wersji kolorowej – to już nie ten sam film, w/g mnie dużo stracił.
Sam osobiście uważam, że nie ma możliwości polepszenia czegoś, co zostało zarejestrowane i obrobione analogowo, dlatego wolę posłuchać trzeszczącej płyty niż nowych „poprawionych” cyfrowo CD, które za to lepiej nadają się do kompresji na MP3.
Belfrze, gramofon to nie taki znów wydatek – dobry zakupisz w Danii na pchlim targu za kilkanaście euro. Po czym poznać, że jest wysokiej klasy – jest ciężki. Ewentualnie wkładka do wymiany, jeśli igła jest uszkodzona, a to słychać wyraźnie. A jako przedwzmacniacza do swojego lampowca możesz użyć dowolnego starego wzmacniacza Hi-Fi z wyjściem „monitor”, może być nawet spalony.
Życzę przyjemności ze słuchania, a przy okazji – Dużo zdrowia w Nowym Roku!
To nie takie proste drogi kolego,
Rozglądałem się w Kopenhadze i niestety, gramofon nadający się do użytku, to cena przynajmniej 200 zł. Z tym, że wkładka jest do wymiany, a to znowu minimum 200. Sensowny przedwzmacniacz gramofonowy niestety trzeba kupić, bo to co oferowałby tani złom, o jakim piszesz, to również minimum stówka, więc może poszukać czegoś za dwie – dedykowanego do swej roli. Niby niedużo, ale razem wychodzi sporo. Dlatego na razie winyle odkładam ad acta.
Ale artykuł zlinkowany przez Tadeo wziąłem sobie do serca.