Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Cyberwojny

W powieści Stanisława Lema „Pokój na Ziemi” narrator, a zarazem główny bohater Ijon Tichy opowiada historię, która dziś wygląda całkiem znajomo. Oczywiście można kręcić nosem na niedostatki lemowskiej futurologii, dlaczego nie przewidział upadku systemu komunistycznego? Dlaczego nie przewidział końca zimnej wojny? Malkontenci na pewno znajdą jeszcze wiele innych minusów, z winą Tuska za wszystko włącznie.
Przypomniałem sobie tę książkę po wielu latach i zaskoczyła mnie ciekawą wizją. Otóż bohater udaje się na Księżyc, który staje się bazą dla sił zbrojnych wielu państw ziemskich, po to by wszelkie wojny i zbrojenia wyprowadzić z Ziemi. W pewnym momencie okazuje się, że właściciele stracili panowanie nad swoimi komputerowo-robotowymi siłami zbrojnymi. Ijon Tichy zostaje wysłany na rekonesans, bowiem Ziemia zaczyna się obawiać. Tak w skrócie rozpoczyna się akcja powieści. Bohater nie udaje się jednak na Księżyc osobiście, a za pomocą „zdalnika” – dziś nazwalibyśmy go awatarem. Rozgrywa się to troszkę jak w grze komputerowej, gdzie gracz awatarem steruje. A trochę jak w filmie o tym tytule, który zapewne wszyscy oglądali. W tym momencie pokłon głęboki dla mistrza, bo wymyślił coś, co hollywoodzka produkcja wymyśliła dopiero ponad 20 lat później.
Najciekawsze jest jednak zakończenie. Otóż z Księżyca na ziemię dostają się miniaturowe elementy – dziś rzeklibyśmy wirusy komputerowe – które uszkadzają wszystkie komputery na świecie, a także wszystko to co jest cyfrowo sterowane. Szczytem techniki staje się maszyna do pisania i elektryczny czajnik, a już lodówka lub pralka automatyczne mogą zostać zainfekowane.
Jak się tak dokładniej przyjrzałem wszystkiemu co mam w domu, to wcale mi nie było do śmiechu. W zasadzie to przestałoby mi działać ogrzewanie, bo przecież te zegary sterujące to są jakimiś cyfrowymi sygnałami włączane i wyłączane. Samochód też być może by nie pojechał, bo choć to stary rzęch to jakiś tam komputer sterujący wtryskiem ma. O oglądaniu telewizji na pewno mógłbym zapomnieć. Wczoraj gdzieś usłyszałem, że udało się zainfekować telewizor iniekcją kodu javascript. Chyba ostałaby się pralka automatyczna, bo jest stara jak świat i ma mechaniczny programator. W lodówce też na szczęście nie ma komputera, bo parę lat temu kupiłem możliwie tani model. Oczywiście te dwa urządzenia działałby tylko gdyby cudem był prąd. Jednak telefony w domu padłyby wszystkie, a ponieważ wyrzuciłem jakiś czas temu maszynę do pisania po ojcu, więc swoje zapiski musiałbym robić ręcznie.
Właśnie sobie uświadomiłem, że gdyby w naszej cywilizacji nagle zabrakło prądu, to większość z nas nie miałaby po co żyć. Ja jako stary ramol pamiętający czasy, gdy ogłaszano „dwudziesty stopień zasilania”, może bym sobie przypomniał surwiwal tamtych czasów. Zapaliłbym świeczki, szukał drewna na opał w lesie, no i czytałbym znów książki. Ale młodzież? Obawiam się, ze po dwóch dniach bez dostępu do facebooka, smsów i youtube zaczęłaby się fala samobójstw.
Cyberwojny dziś są całkiem realną rzeczywistością. Przekonały się o tym boleśnie niektóre instytucje stosujące restrykcje wobec Wikileaks. Wszechobecne dziś komputery mają tez swoją ciemną stronę. Ale to już inna bajka i opowiem ją innym razem.

Oceń felieton

6 komentarzy “Cyberwojny”

Możliwość komentowania została wyłączona.