W historii najnowszej, w ostatnich dwudziestu latach, tylko jeden rząd przetrwał całą kadencję – był to rząd Buzka. Paradoksalnie słaby i targany konfliktami wewnątrz własnej koalicji, z premierem, który – podobnie jak później Marcinkiewicz – nie miał własnego zaplecza i miał być sterowany przez pięknego Mariana Krzaklewskiego z tylnego fotela. Rząd Buzka miał wszelkie dane po temu, żeby stać się najgorszym rządem i najszybciej obalonym (no może z wyjątkiem bezsensownego rządu Olszewskiego). Przetrwał jednak całą kadencję i dziś po latach jest postrzegany raczej pozytywnie. Wiele dokonał i wielu rzeczy nie zrobił ze względu na skłócone środowisko poselskie.
Teraz mamy następny rząd, który przetrwa na pewno całą kadencję i który ma szanse dorównać rządowi Buzka w w pozytywny sposób. Dziś mija symboliczne tysiąc dni rządu Tuska. Większość komentatorów ocenia dokonania rządu na czwórkę. Oceniając ten rząd nie można zapomnieć o fatalnych okolicznościach sprawowania władzy. Najpierw światowy kryzys, który nie dotknął Polski tak bardzo, jak innych krajów europejskich, ale spowodował stagnację wówczas, gdy wskazany byłby przyśpieszony rozwój. Kolejno potem wydarzyła się katastrofa w Smoleńsku i powodzie, które de facto parę dni temu miały swój kolejny akt na Dolnym Śląsku. Z punktu widzenia budżetu oznacza to kolejne niemałe wydane pieniądze.
Jeszcze niedawno, gdy w obliczu kryzysu rząd szukał oszczędności budżetowych, opozycja darła się wniebogłosy, że trzeba stymulować gospodarkę, wydać więcej pieniędzy z budżetu, dotować banki – bo tak się robi gdzie indziej. Rząd słusznie jednak szukał oszczędności, bo przewidywał zmniejszone wpływy z podatków, skoro tempo wzrostu zostało zmniejszone. Dziś trzeba dalej zaciskać pasa. Niestety. Wydaje się, że spowolnienie gospodarcze potrwa jeszcze jakiś czas. Tymczasowy pomysł rządu to podwyższenie VAT. Wielu ekonomistów twierdzi, że to krótkotrwałe lekarstwo i chyba mają rację. Jednak co w zamian? Leszek Balcerowicz mówi o reformie ubezpieczeń rolniczych, ale te nie mogą zostać zrealizowane. Koalicjantem rządowym jest PSL, który KRUSu bronić będzie jak niepodległości. Może po wyborach, jeśli PO zacznie rządzić sama lub z innym koalicjantem? Drugi z pomysłów Balcerowicza to likwidacja ulg podatkowych – sensowne, bo z ulgi na dzieci i na internet korzystają bogatsi. Fajnie raz w roku dostać od tysiąca do kilku tysięcy złotych zwrotu. Ale bez tego też przeżyjemy, a biedniejsi tych ulg i tak nie odliczą, bo mają za małe dochody. Becikowe można ograniczyć do najbiedniejszych. Można poważnie zastanowić się nad szybką reformą emerytur w służbach mundurowych, powoli podnosić wiek emerytalny i zdjąć niektóre z gorsetów ochronnych prawa pracy, które zwiększą zatrudnienie. Te wszystkie postulaty mają sens. W zasadzie nie zgadzam się z jednym – wstrzymanie podwyżek nauczycieli. Przez dotychczasowe 20 lat kolejne rządy oszczędzały głównie na nauczycielach, a to polityka krótkowzroczna. Pomijam już głęboką niesprawiedliwość społeczną – dlaczego jedna grupa ma ponosić koszty oszczędności za wszystkich. Ale też musimy zdać sobie sprawę, że w ten sposób nigdy nie ściągniemy do szkół ambitnych młodych fachowców, a znajdą się tam wyłącznie życiowe niedojdy, które trafią tam w ramach selekcji negatywnej. Już dziś przeżywamy ostry kryzys oświaty, większość nauczycieli z powołania w ciągu ostatnich lat odeszła już na emerytury. Zostało sporo takich, którzy trafili do szkół po 1989 roku jako do swoistej przechowalni niepewnych i zagubionych.
Dlatego pomysł rządu na podniesienie VAT wydaje się przynajmniej sprawiedliwy. Ponieśmy te koszty wszyscy w sposób proporcjonalny do naszej siły nabywczej. Teraz opozycja wrzeszczy, że przecież w obietnicach wyborczych było zmniejszenie, a nie zwiększenie podatków. I ma rację, ale zapomina o swoich własnych winach. Rząd PiS przez dwa lata dobrej koniunktury gospodarczej nie ustabilizował budżetu i nie zmniejszył długu publicznego. Wręcz przeciwnie, zaserwował nam kilka wątpliwych gospodarczo kroków, które przysłużyły się głownie tym zamożniejszym, a na koniec tak rozwścieczył opozycję, że przegłosowała wbrew PiSowi becikowe. Co zrobiono źle? Na przykład ustawę o zniesieniu podatków od darowizn w najbliższej rodzinie. Pozwoliło to bogatym rodakom wzbogacić swoje dzieci, które od tego wzbogacenia nie musiały nic zapłacić. Biedni na tym nie skorzystali. Potem jeszcze zmniejszenie składki rentowej i obniżenie podatku, a można było wtedy zdyscyplinować budżet.
Poprzednie rządy też zwiększały wciąż deficyt. A kiedyś wreszcie trzeba z tym skończyć. Chyba, ze chcemy dojść do sytuacji Grecji.
Trzeba też pamiętać, że wydatki nie oznaczają tylko marnowania pieniędzy. bardzo często związane są z realizacją unijnych projektów i wydawaniem unijnych pieniędzy. Każdy taki projekt zakłada przecież także wkład własny beneficjenta. Stąd można sądzić, że te wydane pieniądze zaczną się zwracać, gdy już wybudujemy te drogi i stadiony. Jednak teraz musimy przywrócić bezpieczny stan budżetu państwa i dlatego należy się pogodzić z pewnymi cięciami.
Z mojego punktu widzenia pomysły rządu są sensowne, choć nikt nie lubi, gdy ceny idą w górę. Każdy woli, gdy rosną dochody. Dlaczego zatem oceniłem dotychczasowy dorobek rządu gorzej niż spora część ekspertów?
Przecież rząd dobrze sobie dał radę z kryzysem po katastrofie w Smoleńsku, sytuacje powodziowe też opanował nieźle. Jednak dla mnie ogromnym minusem jest postępowanie związane z grupką fanatyków pod pałacem prezydenckim. Mamy demokrację, każdy ma prawo gadać dowolne głupoty w mediach, chrzanić takie bzdury, które tylko wpadną mu do chorego łba. Jednak demokracja nie może oznaczać, że grupka oszołomów zmusza do czegoś większość. Nie powinno być mowy o pomnikach na placu przed pałacem prezydenckim, krzyż powinni zabrać harcerze, bo postawili go bez pozwolenia, a demonstrantów powinna usunąć policja. Jeśli będą wracać, należy ich karać dotkliwymi karami finansowymi za zakłócanie spokoju, śmiecenie i nielegalne zgromadzenia. Władza okazała słabość, a to nie jest dobre. Teraz każda grupka fanatyków religijno-politycznych będzie myślała, że stoi ponad prawem.
A prawdziwe proporcje ujrzeliśmy niedawno, gdy zwolennicy przestrzegania prawa skrzyknęli się przez internet i stawili się pod pałacem w liczbie kilku tysięcy. Państwu nie służy łamanie prawa, nawet jeśli zachęca do tego brat zmarłego prezydenta, który chce mieć w centrum stolicy dogodne miejsce do zwoływania ideologicznych manifestacji.
Przyczyną obniżenia oceny rządowi jest właśnie ta ostatnia sprawa.
5 komentarzy “Trzy z plusem”
Nic dodać, nic ująć.
Bardzo dobry tekst. Dzięki.
Dobra wiadomość, drogi Belfrze, mamy już tablicę (zamiast krzyża/pomnika), może jest to początek kolejnego zwycięstwa polskiego państwa nad Krzyżakami?
Raczej nie widzę możliwości wygrania tej sytuacji na żadną stronę. W miarę upływu czasu, sytuacja wydaje się być bardziej zaogniona. Jeżeli władza postawi pomnik to będzie jeszcze większa porażka i ci ludzie tym bardziej nie odejdą od krzyża. Co więcej – zażądają dymisji rządu i prezydenta (już słychać takie głosy). Teraz jak władza im ustąpiła to będzie ich się tam zbierać coraz więcej, problem rośnie, media nagłaśniają i co najważniejsze – nie ma dobrego wyjścia z sytuacji. Sądzę że nawet ten, kto wywołał ten konflikt (Jarosław) nie ma na tyle siły żeby go załagodzić.
Zamiast pisać farmazony należałoby może sprawdzić jak to naprawdę było
Tu parę wykresów:
static1.money.pl/i/a/57/88889.jpg
static1.money.pl/i/a/99/77667.gif
static1.money.pl/i/a/98/77666.gif