Ostatnie dni były nieustannym dniem świstaka dla sztabu Jarosława Kaczyńskiego. Budzili się rano i zaraz dowiadywali się o jakiejś wpadce kandydata PO, o wzroście własnych notowań i spadku kontrkandydata. Żyć nie umierać. Zapewne niektórzy już zacierali łapki, marząc o stanowiskach w kancelarii prezydenta.
Media – od internetu po telewizję – aż się zachłystywały prawdopodobną klęską Komorowskiego i punktowaniem jego rzekomych wad. To, że Komorowski nieźle wypadł w debacie na UW, się nie liczyło, bo telewizja nie była łaskawa się pofatygować na uniwersytet. Doskonałe rozwiązanie problemu mianowania prezesa NBP, też się komentatorom wydało nieważne. Ogólnie dlatego, że liczą się widoczne i istniejące w mediach wpadki. Telewizje – o czym już wspominałem – usiłują nam stworzyć świat, jakiego nie ma. A w tej sytuacji umiejętność samodzielnego myślenia jest bardzo ważna.
Tak więc ostatnie dni były piękne. Jarosław Kaczyński miał dziś wystąpić w swojej własnej – współdzierżonej z SLD telewizji publicznej. Miało to być ukoronowanie kampanii prezesa, któremu jako substytut dyskutanta maił towarzyszyć pusty fotel marszałka Komorowskiego i dwóch kandydatów z dalszej półki. To byłoby piękne zwycięstwo.
I jak tu nie być przesądnym. Dziś jest trzynastego! I oto pech. Komorowski niespodziewanie zjawia się w tej wrogiej sobie telewizji. Pięknie przygotowane kwestie na okoliczność nieobecności marszałka diabli wzięli. Na dodatek ten ostatni jest wyraźnie w dobrej formie. W sposób spokojny, ale zdecydowany Komorowski wygrywa najpierw punkt dotyczący edukacji. Ma też szczęście wypowiadać się po Kaczyńskim w sprawie in vitro. Kaczyński nie mógł zawieść moherowej części elektoratu, więc wymyślił wielki plan leczenia bezpłodności nie uwzględniający in vitro. Wygłosił taki stek bredni, że nawet kołek w płocie zamiast Komorowskiego by dał sobie radę. Potem Komorowski zgrabnie przypomniał niedawny pomysł PiSu w sprawie przesunięcia unijnych dopłat rolniczych na wspólną europejską armię i sensownie wytłumaczył kontrowersje wokół służby zdrowia.
Na domiar złego dobrze wyjaśnił sprawy związane z obecnością wojskową w Afganistanie, a na koniec przypomniał kandydatowi lewicy, kto niegdyś polskich żołnierzy do Afganistanu wysłał. Ostatni akcent też należał do Komorowskiego – przypomniał poroniony pomysł IV RP, śmierć Barbary Blidy i sojusz telewizyjny PiS i SLD – w jednym doskonale skonstruowanym zdaniu. No i jak tu nie być przesądnym? Nigdy więcej debaty trzynastego.
Na domiar złego pani Jadwiga Staniszkis, która jest ostatnio naczelną specjalistką od egzegezy Kaczyńskiego, zbłaźniła się w TVN24. Też ten pech trzynastego. W zasadzie od początku polemiki z profesorem Ireneuszem Krzemińskim wygłaszała coraz to głupsze tezy. Szczyt osiągnęła w punkcie dotyczącym dalszego rozwoju Polski. U Jarosława Kaczyńskiego /…/ był po pierwsze postulat by skoncentrować wszystkie środki pomocy społecznej na najbiedniejszych, a europejskie środki na kapitał ludzki rzucić do publicznego systemu oświaty – powiedziała. W tym momencie zapewne spora część widzów dostała napadu śmiechu, którego też nie uniknęli obecni w studio. Po zdecydowanej krytyce pani Staniszkis obraziła się i wyszła ze studia.
Co za pech.
Komentarz do “Gambit Bronka”
A tak swoją drogą, skoro Kaczyńskiemu wciąż rośnie i rośnie, a Komorowskiemu wciąż spada i spada, to dlaczego nadal przewagę ma Komorowski?