Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Dzieje

Jak daleko w przeszłość może sięgnąć chęć „skorygowania” historii? W ciągu ostatnich kilku lat obserwujemy bezprecedensowe w Polsce fałszowanie historii wspomagane hojnie z państwowej, czyli wspólnej, kasy. Z podręczników szkolnych znika Wałęsa, a pojawia się Lech Kaczyński. W narracji o latach PRL zmienia się prawie wszystko. Niektórzy historycy na zamówienie władz partyjnych i rządowych wymazują lub umniejszają znaczenie faktycznych bohaterów opozycji, zaś pojawiają się nazwiska nowych herosów. Nawet w podręcznikach literatury szkolnej zobaczymy dziś wiersze ku czci Lecha i Jarosława Kaczyńskich, które czynią z nich niezłomnych i wielkich twórców polskiej niepodległości.

Wzorce polityczne obecnej władzy sięgają na wschód. To w Związku Radzieckim wymazywano niewygodnych uczestników Rewolucji Październikowej. Znikali ze zdjęć i z podręczników. Przeciętny Rosjanin nie miał szans dowiedzieć się czegoś o Jeżowie lub Trockim. Zniknęli ze wszelkich źródeł pisanych. A Stalin urósł do rangi wyższej niż przywódca bolszewicki Włodzimierz Lenin. W PRL również koloryzowano historię tak, by pozytywniej zaznaczyć tendencje lewicowe i umniejszyć znaczenie przedwojennych bohaterów. Jednak nikt nie próbował wymazywać z historii Piłsudskiego, ani bitwy pod Monte Cassino.

Czy można jednak wtrącać swe polityczne sympatie do historii średniowiecza? Czy można interpretować średniowieczne wydarzenia z zgodnie z obecną, doraźną potrzebą polityczną? Ależ można. Andrzej Nowak jest autorem monumentalnej historii naszego kraju, którą planuje napisać w przynajmniej dziesięciu tomach. W tomie drugim pisze o rozbiciu dzielnicowym. Opinie historyków o tym fragmencie historii są od dawna różne. Jedni zwracali uwagę na precyzję testamentu Bolesława Krzywoustego, inni zaś uważali, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, a sam testament zaowocował głównie bratobójczymi wojnami.

Andrzej Nowak pisząc o tamtym okresie, wybiela jednego z książąt – nomen omen – Leszka Białego. Natomiast czarnym charakterem mianuje Świętopełka II Wielkiego. Świętopełk po śmierci swojego ojca został księciem Pomorza Gdańskiego z przyzwoleniem Leszka Białego, jako ówczesnego księcia seniora. I był lojalny, dopóki panujący w podzielonych księstwach bałagan nie zagroził jego sytuacji. Nie wiemy, czy Świętopełk miał jakiś związek ze śmiercią Leszka Białego. Książę zginął w Gąsawie podczas napadu Odoniców, a plotki o udziale Świętopełka powstały właśnie z inicjatywy rządzących później w Wielkopolsce Odoniców. Jednak Nowak uznaje to za pewnik i na dodatek usiłuje to powiązać z obecnymi tendencjami politycznymi.

Ten, który swoich pomorskich poddanych zrzeszyć próbował przeciwko Polsce, który bezwzględnie walczył przeciwko Piastom – i który księcia zwierzchniego kazał w końcu zamordować – otrzymał swój pomnik w Polsce roku 2010.

Sprostujmy więc oczywisty historyczny fałsz. Świętopełk nie walczył przeciw Polsce, bo Polska w dzisiejszym pojęciu jeszcze nie istniała. W okresie rozbicia dzielnicowego każdy z książąt piastowskich ciągnął przykrótką kołderkę władzy ku sobie. Piastowie walczyli głównie między sobą. I oni również nie znali pojęcia patriotyzmu w dzisiejszym znaczeniu, a patriotyzmem dla każdego piastowskiego książątka było wyrżnąć pozostałych i dorwać się do władzy. Piastowie nie byli rodem naznaczonym przez Boga do sprawowania władzy i walka z którymś z nich nie była buntem, ani zdradą. Świętopełk zasłużył na postawiony mu pomnik, bo mądrym i rozważnym działaniem utrwalił istnienie silnego i słowiańskiego Pomorza Gdańskiego. Nie sposób pominąć jego zasługi w rozwoju Gdańska. Warto też przypomnieć, że Świętopełk był pierwszym z książąt, który walczył z Krzyżakami sprowadzonymi przez jednego z Piastów.

4.9/5 - (4 votes)