Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Kto pierwszy rzuci kamieniem

Po zabójstwie prezydenta Gdańska, które zostało dokonane publicznie na oczach tysięcy ludzi, społeczeństwo przeżyło szok. Szok przeżyli też politycy wszystkich partii. Wszyscy wiedzieli od dawna, że Paweł Adamowicz był wrogiem publicznym PiS podczas niedawnej kampanii wyborczej. Mało kto nie wiedział o kuriozalnych materiałach publicznej telewizji. Jak podliczono 180 razy mówiono o Adamowiczu tak, jakby został już osądzony prawomocnym wyrokiem sądu. Mało kto nie widział szokujących filmów z reporterem TVP w roli głównej, który biegł za prezydentem Gdańska wykrzykując pytania w stylu starego dowcipu politycznego: „Czy przestał pan już bić żonę?”

Jednak czarę goryczy przelał łajdacki materiał publicznej telewizji już po śmierci Pawła Adamowicza. To wtedy Platforma Obywatelska, która – nawiasem mówiąc – nie była całkiem bez winy w ostatniej kampanii, uznała, że należy ostro i gwałtownie zaprotestować. Ogłoszono całkowity bojkot TVP. To ciężka decyzja. Zdaniem niektórych samobójcza wobec perspektywy kalendarza wyborczego. Dla polityków zawsze lepiej próbować zaistnieć nawet w całkowicie wrogim środowisku, niż być nieobecnym.

Jedynym politykiem, którego zapytano o decyzję, był Robert Biedroń. Ten odpowiedział, że nie zamierza bojkotować TVP, ponieważ to nie jego wojna. Spowodowało to spore oburzenie wśród wyborców uważających PO za obecne centrum opozycji. Dziennikarze dziwnie litościwie pominęli innych liderów politycznych. Nie zadali pytania przedstawicielom PSL, ruchu Kukiza, Nowoczesnej. Ani nawet bardziej egzotycznym małym partiom w rodzaju partii Wolność lub Razem. Czyżby zdaniem dziennikarzy na politycznej giełdzie liczył się tylko Biedroń i PO?

Nie da się ukryć, że hasło „nie moja wojna” to był swego rodzaju szczyt niezręczności. Wyjaśnienia dodatkowe po czasie, że chodziło o wojnę PO i PiS, mało kogo przekonają. Obawiam się, że Robert Biedroń nieraz od różnych ludzi usłyszy te same słowa, gdy będzie wzywał do walki o ważne dla niego cele. Jednak z ostateczną oceną roli tego polityka radziłbym jeszcze zaczekać kilka miesięcy.

Oceń felieton