Wenezuela wykrwawia się, a przecież zaczęło się tak pięknie. W 1998 roku Hugo Chávez wygrał wybory prezydenckie. I zaczął wprowadzać w Wenezueli dobrą zmianę. To było 20 lat temu. Dobra zmiana miała polegać na tym, że odbierze bogatym i da biednym. Taki południowoamerykański Robin Hood. Jednak szybko okazało się, że to wszystko nie takie proste. Cháveza krępowało prawo. Zatem zaczął je zmieniać. Przede wszystkim chciał zmienić konstytucję. Zmiany, które udało się wprowadzić coraz bardziej kurs Wenezueli kierowały w stronę ustroju, który prócz Kuby i Korei Północnej zniknął już na świecie. Chávez chciał być prezydentem dożywotnio i to mu się udało. Zmarł w 2013 roku.
Jego następca znacznie mniej przejmował się prawem. Nicolás Maduro przyśpieszył marsz Wenezueli ku powszechnej szczęśliwości, co skończyło się jak zwykle w komunizmie – brakiem wszystkiego. Od chleba po srajtaśmę. Od 2014 roku w tym kraju trwają strajki i protesty przeciw władzy. Gdy obecnie Maduro został zaprzysiężony na drugą kadencję po zmanipulowanych wyborach, czara cierpliwości narodu się przelała. Lud uznał, że wygrana w wyborach, gdy manipuluje się kodeksem wyborczym, a kontrkandydatów pozbawia się praw wyborczych i wsadza do więzienia, nie jest uczciwa. Wybuchł ogromny protest i zamieszki. Na swoje własne nieszczęście Maduro będąc pewnym poparcia najbiedniejszych, kazał rozdać im broń.
Nie do końca jestem pewny, jak to się odbyło, ale można sądzić, że Maduro wymyślił sobie coś w rodzaju Wojsk Obrony Terytorialnej. Skąd my to znamy? Tylko obecnie ci najbiedniejsi już nie stoją po stronie Maduro. Zrobili się bowiem biedniejsi niż kiedykolwiek wcześniej. Jeśli powiem, że obecnie Maduro cieszy się poparciem takich wybitnych bojowników o demokrację jak prezydent Syrii Baszszar al-Asad oraz prezydent Erdogan z Turcji, to zapewne nikt się nie zdziwi. Unia Europejska, Kanada, USA i wiele innych krajów uznało, że Maduro jest oszustem i uzurpatorem. Można się jednak spodziewać, ze władzy nie odda dobrowolnie, a ma pod swoją komendą wojsko. Zapewne wojna domowa będzie długa i krwawa. Oto testament Cháveza. Mówi się, że piekło wybrukowane jest dobrymi chęciami.