Ten nowy cyfrowy świat*, którego możliwości przekraczają wszelkie wcześniejsze wyobrażenia, ma tez swoje zakręty i przeszkody. Początkowo komputeryzacja pojawiała się w sposób naturalny i spontaniczny wraz ze stopniowym wzrostem zamożności. Pierwotnie komputer miał wartość samochodu, więc nic dziwnego, że gdy świat zaczynał już używać słynnych „pentium”, to my w Polsce wciąż jeszcze kombinowaliśmy ze starymi 386SX z 4 MB pamięci RAM. Pierwsze dwa komputery, na których pracowałem nawet nie były moje.
Stopniowo jednak było coraz lepiej i dziś najnowszych procesorów nie trzeba przywozić z USA, kupimy je w sklepie kilka dni po premierze. Może nie szybciej niż w Londynie, ale szybciej niż w wielu europejskich stolicach, bo okazuje się, że Polacy uwielbiają kupować nowe komputery.
Z komputerami określanymi po angielsku jako hardware łączy się nierozerwalnie kwestia software, czyli oprogramowania. Podobnie jak wszyscy, używałem niegdyś „pirackiego” oprogramowania. Początkowo nawet nie przychodziło nikomu do głowy, że może być w tym coś niewłaściwego. Ba – spora część moich znajomych do dziś nie widzi w tym nic złego. Jednak w miarę rozwoju informatycznego problem oprogramowania zaczął mieć znaczenie, szczególnie wtedy, gdy instytucje państwowe zauważyły, ze oto zaczyna się era komputerów. O ile prywatny Kowalski kradł Windows bez żenady o tyle już dyrektor Kowalski w Urzędzie, komendant Kowalski na Komendzie czuł się niezręcznie. Trzeba to było jakoś opanować, a wtedy okazało się jak drogie i zbyt drogie jest to oprogramowanie.
Na początku bieżącego stulecia pojawiły się pierwsze nieśmiałe próby zauważania, ze poza Windows też jest jakiś świat i można by się nad tym zastanowić. Potem ten temat zaczyna się przejawiać w życiu publicznym co raz częściej. Pierwsze wiadomości były dla nas zachęcające. Tuż po wstąpieniu do Unii Europejskiej odważnie Polska potrafiła zablokować prawie już „zaklepaną” zgodę unijną na patentowanie oprogramowania. Wiadomo, że Stany Zjednoczone były najwcześniej potęgą komputerową, a Microsoft zdążył już opatentować nawet drapanie się za uchem podczas używania Worda. Patenty na software postawiłyby całą Unię lata świetlne za USA, zaś Polska w ogóle przestałaby się liczyć w tej dziedzinie. To nasz kraj uzmysłowił Unii, że właśnie chciała sobie założyć stryczek na szyję. Był to koniec 2004 roku i minister z SLD nazywał się Marciński. Warto zapamiętać to nazwisko, bo kolejne będą już Herostratesami.
W tamtym czasie w Polsce toczyła się głośna dyskusja o Otwartym Oprogramowaniu i słynna wojna z ZUSem o otwarcie specyfikacji tzw „teletransmisji”. Na tej idei wielu polityków (w tym PiS) zbierało punkty przedwyborcze w 2005 roku.
Jednak, gdy już władze zdobyli, gdy zasiedli w ławach rządowych nagle się priorytety zmieniły. Gdy rozpoczęła się dyskusja o przepisach wykonawczych do unijnej dyrektywy o przechowywaniu danych przez operatorów telefonicznych i internetowych to właśnie z PiS wyszły najbardziej absurdalne pomysły. O ile pamiętam to Ludwik Dorn pierwszy wyskoczył z propozycją przechowywania danych przez 15 lat, a Przemysław Gosiewski uzasadniał to stanem zagrożenia państwa (bo konstytucja pozwala na ograniczenie praw obywateli w sytuacji zagrożenia. Gdyby ten – nie ukrywajmy – debilny pomysł został wcielony w życie, to za minutę połączenia płacilibyśmy dziś pięć złotych. Koszty potężnych datacenter byłyby nie do oszacowania. Pis nie dotrzymał żadnej obietnicy w zakresie migracji na OSS**, choć sprawiedliwie przyznam, że byli ministrowie tacy jak Mirosław Barszcz, który wykorzystał mechanizm wiki do przeprowadzenia publicznych konsultacji na temat VAT. Ale to jeden tylko grzyb w barszczu był.
Za to w 2006 roku Polskę odwiedził Bill Gates, któremu w prezencie ofiarowano paromiesięczną nagonkę policji na piratów, a który szumnie zapowiedział, że Microsoft otworzy w Polsce jakieś bliżej niekreślone centrum i zmniejszy bezrobocie w naszym kraju (zdaje się, że to centrum później zatrudniło ze 40 osób). Wizyta Gatesa zaowocowała też wzmożonymi zakupami pakietu biurowego Microsoftu w administracji państwowej.
Nieco odbiegł od linii partii poseł PiS Roman Czepe. Chapeau bas panowie. Otóż w swojej interpelacji zapytał o koszty Windows w administracji i edukacji oraz o to, czy nie warto byłoby pomyśleć o Linuksie wzorem nawet bogatszych od nas krajów. Niestety jedyną pozytywną akcją było oficjalne pismo do szkół, w którym Ministerstwo Edukacji zauważyło, że istnieje pakiet Open Office i zaleciło szkołom wykorzystywać tam, gdzie nie ma licencji na pakiet Microsoftu. A to feler westchnął seler.***
Niestety zabrakło w polskim parlamencie Partii Piratów, która wzorem Szwecji lub Austrii zwróciłaby uwagę na mocno nabrzmiewające problemy związane już nie tylko z software ale dodatkowo z treściami medialnymi.
Mieliśmy za to PiS i spotykającego się z Billem Gatesem Kaczyńskiego, przy czym szef Microsoftu przyjmowany był niczym głowa państwa, jak wysłannik samego Dżordża Debilju Busza. O Linuksie PiS już się nawet nie zająknął. Wcześniej pisowski specjalista Piotr Piętak pisał: Czy w procesie nauczania korzystać z narzędzi informatycznych firmy Microsoft, które dostarczane są użytkownikowi w formie uniemożliwiającej ich przeczytanie i zrozumienia? /…/ Finlandia, której radykalna reforma ekonomiczna sprzed kilku lat, polegała głownie na całkowitym zreorganizowaniu systemu edukacji, w szczególności systemu nauczania informatyki. Co dalej? Po dojściu do władzy Pis usunął bez śladu swoją stronę poświęconą Linuksowi. Teraz już byłaby dla nich wstydliwym śladem błędów i wypaczeń kampanii wyborczej. Co by powiedział Bill Gates.
Puentę jak zwykle dopisało życie. Już po przegranej w 2007 roku, gdy zaczęła rządzić Platforma Obywatelska, okazało się że wspomniany już pan Piętak – wybitny specjalista PiS od informatyzacji i rzekomo od wolnego oprogramowania – ma do zapłacenia rachunek w wysokości (bagatela) 80 tysięcy złotych. Okazało się, że żona pana ministra w MSWiA pojechała z dzieckiem na urlop zagraniczny zabierając służbowego laptopa wraz z modemem GPRS. Radośnie korzystając sobie z internetu natrzaskali rachunek na osiemdziesiąt kawałków!
Oczywiście minister ma prawo mieć debilną anty-informatyczną żonę, która nie wie skąd się ten internet w komputerze wziął i równie głupiego potomka (chyba edukowanego w szkole na Windows). Jednak informatyk, minister zajmujący się informatyzacją, nie był w stanie zadbać o właściwe wykorzystanie służbowego komputera. Jak więc może być osobą odpowiedzialną za znacznie większe systemy?****
Czu potrzebny jest jeszcze jakiś komentarz odnośnie fachowości ekipy PiS w rządzeniu? Chyba już nie.
A to feler westchnął seler.
—
* Tak, to celowa aluzja do Huxleya.
** Open Source Software
*** Tak jakoś Brzechwa mi pasuje w tym miejscu.
**** Artur Skura, „Minister bez zabezpieczeń”, Linux Magazine 2/2008
17 komentarzy “Nowy cyfrowy świat”
Z rzuceniem produktów MS jest jak z rzuceniem palenia (choć nigdy nie paliłem) najgorszy jest pierwszy tydzień/ później pierwszy miesiąc a później z górki.
Ni mam zamiaru oceniając ich jakości monopol jest grą zapisaną już na pokolenia.
To nie z sufitu biorą się licencje studenckie czy „specjalne” oferty dla szkół. Młodzież jest wychowana na Windowsie i uczona na MS Office efekt? Pokolenie informatyczych debili nie potrafiących pisać i formatować prostego tekstu w programie innym niż MS Word (o ile potrafi).
Uczeń który przez całe lata był przyzwyczajany do jednej linii produktu, po rozpoczęciu aktywności zawodowej a w przyszłości np kierownicze stanowisko. Na starcie uważa, że Windows z MS office jest „standardem”. Niczego innego nie akceptuje.
Każda publiczna złotówka wydana na oprogramowanie własnościowe jest zmarnowana. Bez różnicy czy to Microsoft, Procom, czy inny Hipokrates (program za grube pieniądze pisany dla kas chorych później NFZ). Jednak lata jeszcze minął zanim osoby odpowiedzialne wyższego szczebla zdadzą sobie z tego sprawę. Chiny i Rosja już sobie z tego sprawę zdały, choć nimi kierowały zupełnie inne motywy.
Chiny tworzą dystrybucję Linuxa o nazwie RedFlag. Rosja na podstawie Linuksa tworzy narodową dystrybucję – jednak tu może być straszakiem dla MS aby obniżył ceny systemu.
Wracając na nasze podwórko jestem w stanie zaakceptować zakup licencji na bazę danych Oracle, zakup serwerów IBM z dedykowanym systemem np System/z. Jednak zakup 1000 stacji roboczych z Windows Vista/7 do księgowości gdzie Pani zosia będzie i tak używała programu tworzonego pod np urząd skarbowy nuż mi się otwiera. Programista pisze ten program dla W7? zrobi port dla Linuxa. 🙂
nóż bo norze – przepraszam za niezamierzone ortografy 😉 sam ich nie akceptuję a się wciskają miedzy klawisze 😀
hahaahha jeszcze sobie wbiję go w plecy jak będę dalej tak go odmieniać 😀
Kiedyś w Polsce, kiedy demokracja istniała nie tylko z nazwy, możliwe było tworzenie nowych partii takich jak np. Partia Piratów, która zaistniała pod koniec 2006r. Oficjalnie zarejestrowana 29 listopada 2007r. Niestety po dojściu liberałów do władzy, nikt przy zdrowych zmysłach chyba się nie spodziewał, aby pozwolono takiemu ruchowi dalej zaistnieć. I w dniu 28 grudnia 2009 polska Partia Piratów została wykreślona z rejestru partii politycznych i zaprzestała swojej działalności. Przyczyną delegalizacji partii było, że partia nie złożyła sprawozdania finansowego za 2008 rok w terminie.
@tanaka:
Początkowo chciałem poprawić i usunąć dodatkowe wpisy, ale to z tym nożem w plecy jest naprawdę świetne. 🙂
Generalnie zgadzam się z twoim podsumowaniem.
@father boss:
Niestety, aby założyć partię trzeba kasy, i trzeba finansowej dyscypliny. Przepisy są bezlitosne. To już nie jest dziki zachód – Polska Partia Przyjaciół Piwa też nie istnieje. Jak byś miał kiedyś do czynienia z jakimś stowarzyszeniem choćby, to byś wiedział. Dziś próbują powstać dwie partie – PJN Kluzik Rostkowskiej i RP Palikota. Fajnie by było, żeby dotychczasowy system polityczny rozsadzić, ale to trudna sprawa – bo się niestety kasa kłania.
@fader boss, dajesz tylko dowód że prawo działa.
@Belfer
A ja się w szkole jeszcze uczyłem, że partie polityczne utrzymują się ze składek członkowskich. Oczywiście oprócz partii, które zasiadają w polskim parlamencie: ich utrzymują obywatele. Nic więc dziwnego, że małym partiom trudno się tam dostać, że mają znacznie mniej szans na dobry start. Duże partie, mające realne szanse na „zaistnienie” w parlamencie są więc świetną inwestycją dla przeróżnych np. monopolistów, bo później muszą się odpowiednio odpłacić za te tzw datki. Myślę, że istnieje czarny rynek w tej dziedzinie i że jest on dużo większy niż np. rynek narkotykowy czy też inny mafijny.
Posłużę się przykładem z Twojego felietonu: dlaczego Gates był tak podejmowany i czemu akurat wtedy wzmogły się zakupy rządowe w jego firmie? (W efekcie uzależniliśmy się jeszcze bardziej od kaprysów obcego koncernu!)
…
Uważacie, że moje podejrzenia są bezpodstawne?
@jakuszyn
W myśl tego prawa, każdego można załatwić. Taki pogląd istnieje, iż w dojrzałych demokracjach liczba partii zmierza do dwóch. Otóż mi się wydaje, że prawdziwą demokrację mieliśmy na początku zmiany ustrojowej. Wtedy właśnie mieliśmy sporą liczbę partii, nawet wspomniana PPP z której to podobno wykluła się Samoobrona. Tak twierdził Rewiński. Insza sprawa, że media w tamtym czasie pokazywały wszystko. Teraz pokazują co chcą. Dlatego jak powiedział Belfer. Duża kasa i można zaistnieć w mediach prywatnych. Chyba, że ma się wpływy w mediach tak jak PO. W tym przypadku PO nie potrzebuje kasy. Dlatego tak ochoczo forsowali ustawę o zaniechaniu dotacji partii politycznych.
To samo pokazuje przykład Palikota, póki był przydatny, brylował w mediach. Teraz szuka sponsorów, bo w mediach nie istnieje. Dlatego przewiduję znaczącą przewagę PJN nad Palikotem ponieważ PJN w mediach istnieje. Wystarczy przykład programu Forum. Tam zapraszani są przedstawiciele obecnych partii czyli SLD, PiS, PJN, PSL. Palikota nie widać. Z tego wyciągam wniosek, iż bardzo dobrze się stało, że od PiSu odeszli rozłamowcy. Wróży to taki oto scenariusz. PO jest w tendencji spadkowej, PiS wzrostowej. Teraz wg sondaży PO-45% PiS-30%.
Do wyborów będzie equinox choć prawdopodobnie już jest, gdyż wyniki PO są zawsze przeszacowane a PiS niedoszacowane. Po wyborach PiS+PJN będą mogły samodzielnie rządzić. I to jest nadzieja dla naszego umęczonego rządami PO kraju.
Po rozbiorach w Polsce też było dużo małych partii politycznych, po 1989 roku scenariusz się powtórzył. W 1926 Piłsudski zrobił zamach stanu, bo rozdrobnione partie polityczne nie potrafiły dojść do porozumienia. Dziś na szczęście powoli dochodzimy do normy politycznej, w której liczy się najwyżej kilka partii. Tusk będzie dopiero drugim premierem, któremu udało się rządzić 4 lata. Przez dwadzieścia lat mieliśmy prawie bez przerwy wcześniejsze wybory lub co najmniej dziwne koalicje. To może sprawiało na father bossie wrażenie demokracji, ale potocznie na taki stan w sejmie mówi się „burdel”.
Dziś mamy 4 sejmowe partie i po wyborach raczej niewiele się zmieni. PJN – pomimo doskonałego poparcia ze strony TVN24, nie ma większych szans. Palikot nie ma większych szans z innych powodów (ale to osobny temat).
Czy politycy dają się korumpować? Czy PiS miał jakieś interesy z Billem Gatesem? To nie jest wykluczone, ale raczej nie przekłada się tak prosto na jakieś synekury czy łapówki.
Działa mechanizm niedouczonych kadr. Przyjeżdża Bill Gates i oczywiście w mniej lub bardziej bezpośredni sposób pada pytanie. Co my z tego będziemy mieli? Gates w ramach „podziękowania” za miłą wizytę „załatwia” super promocję dla administracji rządowej. Niedouczeni informatycznie ministrowie łapią się na lep i np. okazuje się że te parę tysięcy licencji na najnowszego Office’a jest prawie za darmo, ale wszystkie komputery z Windows 98 trzeba wyrzucić, kupić nowy sprzęt i nowe Windows Vista, a to już jest za pełną cenę.
Tak się nabierają nie tylko zwykli ludzie, ale i rządy.
Jakiś czas temu rezygnowałem z bezsensownie drogiej i zawodnej technicznie Vectry. Poszedłem się zapytać o ofertę Cyfry+. Na wstępie zaznaczyłem, że płacę ponad 60 zł i oferta jego zainteresuje mnie, jeśli będę płacił mniej. Na to „zaskoczył” wspaniałą promocją, w której nawet telewizor rozdawali za przysłowiową złotówkę. Na koniec kazałem mu przeliczyć całość którą będę musiał zapłacić na te 24 miesiące umowy. Wyszło 115 zł.
A tak właśnie ludzie łapią się na marketing. Tak złapał się też rząd w czasach PiS.
@fader bos – „W myśl tego prawa, każdego można załatwić.” – otóż nie każdego – na przykład takiego, co trzyma się terminów nie.
„Otóż mi się wydaje, że prawdziwą demokrację mieliśmy na początku zmiany ustrojowej.” – prawdziwej demokracji nie ma nigdzie i nigdy nie było. Zadziwia mnie jedno – skoro tak bardzo wypominasz PO brak demokracji to jakim cudem możesz im jednocześnie wytykać podążanie za życzeniami swoich wyborców (nazywając to PiaRem)? Według mnie PO to jest właśnie równowaga między słuchaniem wyborców a działaniem na korzyść państwa. Np. każdy by chciał płacić mniejsze podatki ale obniżanie ich w obliczu głębokiego deficytu i zadłużenia państwa to działanie na szkodę tego państwa i demagogia. W tej chwili należy umiarkowanie zwiększyć podatki żeby wyjść z deficytu. Ale wracając do rzeczy.
Media dają ludziom to czego ludzie chcą – prosty mechanizm popytu i podaży. Ludzie chcą czytać o psach z sześcioma łapami i dwoma ogonami to czytają FAKT, ludzie chcący czytać o najnowszej diecie bananowej – mają super ekspres, ludzie chcący czytać o tym że PO jest winne wszystkiemu (z kataklizmami ekologicznymi oraz gigantycznymi dziurami w ziemi włącznie) – mają Nasz dziennik. Popyt – Podaż + pewne mechanizmy którymi posługuje się PiS właśnie. PiS jest wspierany przez media zarządzane przez ludzi, którzy mają PiSowi coś do zawdzięczenia, coś im obiecano itd. (wiadomo jakie to media). Żadne media nie zachowują się tak wobec PO – żadne media nie podchodzą do PO bezkrytycznie, neutralnie co najwyżej. Mówi się że TVN jest proPOwska – to bzdura – TVN jest neutralny ale nie przemilcza głupich posunięć PiS (a że ta partia ma ich wyjątkowo dużo…). Zwolennicy PiS, każdego kto ma inne zdanie niż ich guru albo wytyka mu błędy, liczne kłamstwa itd. nazywa proPO. Kto nie z PiSem ten z PO – to jest właśnie wasza metoda – stąd proPOwski TVN i GW.
Partie istniejące w parlamencie mają niejako zagwarantowane miejsce w mediach – dlatego że stanowią prawo i na nich skupia się uwaga społeczeństwa. Tutaj nikt nikomu nie musi płacić żeby media o nich pisały. Dodatkowo istnieją pewne bonusy dla niektórych partii. Partia rządząca ma bonus ze względów oczywistych. Bonus ma również partia, która zachowuje się jakby postradała zmysły – stąd tak wielkie zainteresowanie PiSem w mediach. PiS głosi absurdalne i kłamliwe tezy i to w żywe oczy. Każdy myślący logicznie przygląda się tej partii myśląc o przebadaniu ich wszystkich psychiatrycznie – to taka ciekawostka/kabaret. O PSL już tak często nie słychać, tak samo o SLD. O PJN było głośno bo zrobili coś spektakularnego, co nie zdarza się często. Podany przez ciebie przykład z Palikotem jest kompletnie nietrafiony bo Palikot już nie jest posłem, nie ma go w parlamencie, PJN to jednak partia zasiadająca w parlamencie.
„Po wyborach PiS+PJN będą mogły samodzielnie rządzić. I to jest nadzieja dla naszego umęczonego rządami PO kraju.” – to jest scenariusz zakładający że PJN odłączyła się od PiS tylko żeby sztucznie powiększyć liczbę głosów, którą będzie dysponował Kaczyński. To byłyby rządy oszustów i kuglarzy, którzy posłużyli się trickiem żeby rządzić, za wszelką cenę. Palikot jak widać oddzielił się od PO naprawdę, nie kłamiąc, nie stosując tricków. PJN to jest ciągle PiS ale zbierze własne głosy, mieni się być czymś normalniejszym niż PiS ale jeszcze nie PO – celuje w głosy PO.
Mam nadzieję że władza nie trafi ponownie w ręce Kaczyńskiego bo to byłby gwóźdź do trumny dla Polski.
Ręce opadają. Ile znaczy zniszczyć życie człowiekowi dla PiSowców? Skuteczność CBA pod rządami PiS powala.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8985354,Marczuk__Dziekuje_losowi__ze_dal_mi_jeszcze_szanse.html
@jakuszyn
Boże widzisz, a nie grzmisz. Że też ludzie nabierają się na coś takiego. Babka jest nagrana i udokumentowany jest moment wzięcia łapówki w torbie w wys. 100 tys. zł. Mimo to tych dowodów sąd nie bierze pod uwagę, z tego niby powody, że CBA działało na granicy prawa. Takie niestety mamy prawo w Polsce. Jak głodny ukradnie szynkę z hipermarketu to dostanie większą karę niż niejaka była tancerka na rurze i pani do towarzystwa Marczuk.
PS
Ale tu to dopiero ręce opadają. Podobno z rąk tego gościa miał zginąć Niesiołowski. Ile znaczy niszczyć PiS na każdym kroku. Skuteczność mediów pod rządami PO powala.
http://niezalezna.pl/artykul/po_potwierdza_informacje_kaczynskiego/43889/1
PiSowskie widzenie świata przez krzywe okulary:
– Ryszard C. wstąpił do PO w 2004 roku a rok później usuwano go stamtąd, bo nigdy nie wykazał, żadnej aktywności. W 2006 roku był już wykreślony. Ale dla wyznawców Jarosława on JEST członkiem PO. Tylko brakuje jeszcze by zaczęli wrzeszczeć, że sam Tusk go nasłał.
– Weronika Marczuk uniewinniona, bo ma fakturę na rzekomą łapówkę, z kolei jest dowodem, że sądy są „peowskie”. Swoją drogą nie jest mi żal aż tak bardzo tej pani. Poleciała na totalnego wsiowego buca. Z dala facet śmierdział elegantem z Koziej Wólki. Jak można się było dać uwodzić takiemu ćwokowi? Jeszcze Sawicką to bardziej rozumiem, bo brzydactwo z niej.
@Belfer
Prezencja nie miała tu nic do rzeczy.
Forsa, misiu forsa.
Chciałem jeszcze nawiązać to spraw informatyzacji. Belfer jak zwykle ochoczo dowala PiS, biorąc na tapetę pana Piętaka. Tylko zapomniał dodać, że Piętak przeprosił obywateli i zwrócił tyle pieniędzy ile miał, czyli prawie połowę a resztę mu umorzono, jak dobrze pamiętam.
Ja chciałbym poruszyć sprawę informatyzacji ZUS, za którą wziął się rząd dzisiejszego pupilka PO, Jerzego Buzka. Pamiętam te czasy i program Płatnika w wykonaniu firmy Prokom pod wodzą niejakiego Ryszarda Krauze.
/ fragment skopiowany z innej strony, naruszał czyjeś prawa autorskie – przyp. administratora/
http://www.jastra.com.pl/anty-zus/platnik.htm
Niestety już wtedy obowiązywała zasada: „By wszystkim żyło się lepiej” (czyt. swoim)
PIS za krótkich swoich rządów wziął się za przekrętasów.
30 sierpnia 2007 wydano postanowienie o zatrzymaniu Krauzego. Wyszło przy okazji też, że Krauze w kontrolowanych przez siebie firmach zatrudniał oficerów służb specjalnych wśród których byli inicjatorzy powstania PO. Krauze jednak taktycznie spylił z kraju.
Po dojściu do władzy Platformy spełniła się jedna z obietnic Tuska, iż Polacy zaczną wracać z emigracji. Więc pierwsi z emigracji powrócili Krauze i Stokłosa znany obcinacz palców i truciciel środowiska. Teraz Stokłosa to ponoć kandydował w wyborach nie wiem z jakim skutkiem.
Tak drogi Belfrze, teraz oceń sam co przyniosło większą szkodę w informatyzacji kraju. Głupie 80tys. pana Piętaka, czy pieniądze wyłożone na informatyzację ZUS w kwocie większej niż wysłanie dwóch bezzałogowych sond Viking na Marsa. Pieniądze te zostały wyłożone prekursorom Platformy Obywatelskiej na tacy i oczywiście zmarnowane.
Jeszcze zapomniałem dopisać, że atmosfera tamtych lat, tych początków informatyzacji ZUS, przypomina jak żywo dzień dzisiejszy.
Korupcja, łapówki, tajemnicze majątki, tajemnicze firmy kolegów, dziwne przetargi, dziwni doradcy. Jota w jotę, Deja vu.
Problem ZUSu i PROKOMu znacznie wykracza poza bieżące kwestie polityczne. Od 1999 roku gdy jeszcze rządził premier Buzek, który zresztą z racji szerokiej koalicji, w której byli bracia Kaczyńscy, nie miał panowania nad całością, było wiele dat jeszcze. Bracia Kaczyńscy byli ważną częścią tamtej koalicji i to przecież kumplem Lecha był Krauze.
Potem były już zupełnie inne partie i rządy do końca 2007 roku. Mógł to odkręcać każdy rząd – od Millera po Kaczyńskiego. Ale Kaczyński tylko przyklepał handel z Billem Gatesem.
Zatem jak to było? Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem?
Wyrzucanie kasy państwowej w błoto, czyli na zamknięte oprogramowanie o wątpliwiej funkcjonalności to norma. Lobby jest ogromne. Od pani Zosi w szkolnym sekretariacie po pisowskiego ministra Piętaka.