Tymi dwoma słowami można dziś określić, jaki jest obraz świata widziany oczami zwolenników PiS. Przypomnijmy, że cała ideologia tej partii ma swe źródło w negacji rzeczywistości dwudziestu lat wolnej Polski. Widać to już było w sposób jaskrawy w czasie kampanii wyborczej 2005 roku. „Dziadek z Wermachtu” pojawił się nieprzypadkowo i nie był tylko harcem nieposłusznego Jacka Kurskiego. To był istotny sygnał, jaką walkę polityczną będą preferować bracia Kaczyńscy i polaryzacji, którą postarają się wszczepić społeczeństwu. O ile wcześniej podziały polityczne i walka – czasem bezpardonowa – rozgrywały się na salonach politycznych, to po 2005 roku PiS postawił sobie zadanie podzielenie społeczeństwa. Przeciwnicy to byli ci, którzy się dobrze urządzili w przestępczej Trzeciej Rzeczypospolitej, którzy uwikłani byli w sieć układów, byli liberałami, łże-elitami i którzy wreszcie bali się uczciwych rządów PiS, bo przestępcy boją się karzącego ramienia sprawiedliwości.
W powszechnym odczuciu taką skorumpowaną warstwą byli lekarze, więc największą pokazówkę zaserwował nam ówczesny minister aresztowaniem doktora Garlickiego. Wielu ludzi wciąż winiło lewicę, która zajmując się głównie naszym wejściem do Unii, zaniedbała sprawy socjalne. Dlatego też akcja wymierzona w Barbarę Blidę, która „jak posiedzi, to coś powie”, miała dać nadzieję na szerszą pacyfikację SLD. A ponieważ do nowo powstającego CBA zatrudniano ludzi bez kwalifikacji, to wyszło tak, że chłopcy naoglądali się Jamesa Bonda i próbowali działać tak samo. Co prawda pani Sawickiej daleko było do Izabelli Scorupco czy Ursuli Andress, ale i agent Tomek bardziej przypominał eleganta z wiejskiej potańcówki niż Rogera Moore. Taki sposób realizacji skutecznie ośmieszył ideę IV RP i dziś nawet prezes Jarosław Kaczyński o tym nie wspomina.
Jednak budowanie podziału na:
my – dobrzy katolicy, patrioci, uczciwi i praworządni oraz
oni – skorumpowani, złodzieje, ateiści, liberałowie, którzy chcą sprzedać Polskę Rosjanom i Niemcom
udało się w sporej mierze. Jeden z ojców duchowych, ksiądz Małkowski mówi: Katastrofa smoleńska, to zbrodnia z zimną krwią, planowana w szczegółach przez kilka miesięcy wcześniej, wykonana przy współudziale służb rosyjskich i jakichś istotnych czynników na Zachodzie i oskarża nazwiskami: Tuska, Komorowskiego, Arabskiego, Klicha, uważając, że powinni trafić jako zbrodniarze przed sąd. Wpisuje się to oczywiście w całą metodę budowania świętości i wielkości Lecha Kaczyńskiego – najlepszego prezydenta Polski. Tzw. „obrońcy krzyża”, również mieli znaleźć w tej legendzie swoje miejsce – prześladowanych, bitych i zabijanych. Niestety niedawna ekshumacja zwłok jednego z nich, zmarłego rzekomo w wyniku pobicia, nie pomogła. Sekcja wykazała, że zmarł z przyczyn całkowicie naturalnych. Nie nadaje się to już do mediów, ale wśród moherowych wyznawców mało świętego Tadeusza Rydzyka szeptana wieść głosi, że zabijają pod krzyżem i że dziś obrona wartości katolickich to jak w starożytnym Rzymie, gdy chrześcijan rzucano na pożarcie lwom.
Niedawne morderstwo w Łodzi dało kolejny impuls do działania w nadchodzącej kampanii samorządowej. Wreszcie stało się coś, co naprawdę nadaje się do mediów. Z dramatycznym apelem wystąpił kandydujący na prezydenta Łodzi niedawny prezydencki minister Waszczykowski. Ze łzami w oczach mówił: Nie zabijajcie nas! Wystąpienia na dzisiejszym pogrzebie również powielały ten sam stereotyp. Jesteśmy zabijani, mordowani – bo jesteśmy prawdziwymi Polakami, katolikami i obrońcami wiary oraz tradycji.
Jednym zdaniem, wiemy kim są anioły.
Demony to Platforma. Znany zwolennik PiS i przypadkowo również socjolog i profesor Krasnodębski wyraża swe najgorsze obawy: PiS może zostać zdelegalizowany, a ludzie popierający partię mogą być mordowani. Naczytał się chyba Roberta Ludluma. Pytanie jak został profesorem ktoś, kto wykazuje tak zatrważający brak szarych komórek. Skoro zdelegalizujemy PiS, to po co ich mordować? Żeby mieli męczenników? Przecież wystarczy ich zabijać śmiechem. Prognozą profesora jest dyktatura w Polsce. Zapomniał jednak, że jesteśmy w UE. Nawet Jarosław Kaczyński nie byłby w stanie wprowadzić dyktatury. Konsekwencje ekonomiczne i polityczne byłyby porażające dla wszelkich takich zamiarów. Krasnodębski mówi też o tym, że Tusk nie zawaha się tłumić masowych protestów brutalnymi silami policji, że może dojść do ogólnonarodowej rewolty Polaków, która zmiecie rząd.
A kogo miałby niby rząd tą brutalną siłą pacyfikować? Stu ledwo trzymających się na nogach „obrońców krzyża”? Po co? Wystarczy poczekać na mocniejszy wiatr.
Patrząc na wydarzenia ostatnich trzech lat, to jakiś mało demoniczny ten demon Tusk. Cierpliwy jak wychowawca w przedszkolu, grzeczny jak doradca w banku. I pomimo upartego zaklinania rzeczywistości nikogo nie chce spacyfikować. Za czasów Lecha Kaczyńskiego policja ścigała bezdomnego, który po pijaku ozorem chlapnął coś na prezydenta, a teraz zupełnie na trzeźwo niektórzy rzucają oskarżenia, które jak nic kwalifikują się do rozpatrywania z artykułu 212 KK. I nic, kiepska ta dyktatura Tuska.
Demony zapewne straszą działaczy PiS w nocy, w zaciszu ich własnych sypialni. Ale te demony nic nie mają wspólnego z rzeczywistością, od której oni się bardzo oddalili.
2 komentarze “Demony i anioły”
Cieszy mnie, że napisałeś, że Krasnodębski jest socjologiem 'przypadkowo’, mam podobne odczucia wobec np. Zybertowicza. Jak już kiedyś gdzieś tam wspominałem, moim zdaniem socjolog to jest osoba ex definitione przeciwna budowaniu podziałów, bo przecież socjologia powstała jako reakcja na nierówności społeczne i niesprawiedliwość, a jej hasło to z pewnością nie 'Bóg, Honor, Ojczyzna’, lecz 'Liberte, Egalite, Fraternite’. Od słów Krasnodębskiego ręce opadają, więc zamiast komentować, powiem tylko, że to szkoda, że myli się on w swoich prognozach;)
Trafne i zabawne podsumowanie Tuska. Za całość dałbym 10 gwiazdek, ale z jednego IP można oceniać tylko raz, a ktoś mnie już ubiegł…
Zybertowicz to już zupełnie inna bajka. 🙂
Podzielam twoją opinię, choć w tym przypadku miałem na myśli inną przypadkowość. Jeśli się rozmawia z kimś, kto przede wszystkim jest zwolennikiem jakiejś partii, a przedstawia się go jak np. panią Staniszkis jako socjologa, to wprowadza się publiczność w błąd. Mówmy o wywiadzie z panem Krasnodębskim – zwolennikiem PiS, który jest socjologiem z zawodu. To tak jak ja bym się przedstawiał w dyskusji politycznej jako polonista lub administrator sieci heterogenicznych. Owszem jestem jednym i drugim, ale nie ma to żadnego związku z moimi poglądami.