Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Wojna płci

Pamiętam, że kiedyś było to modne określenie. Były to czasy, gdy kobiety walczyły o równouprawnienie, zakładały minispódniczki, spodnie, przełamywały bariery. Co prawda socjalizm dość szybko i przewrotnie załatwił sprawę równouprawnienia, więc w Polsce wszystko wyglądało inaczej. Polska kobieta bardzo szybko zdobyła prawo pracy w każdym zawodzie* i dodatkowo w nagrodę drugi etat w domowych pieleszach. Z zachodu wojna płci do nas trafiała tylko w filmach i nie ma co ukrywać, szczęka opadała, jak się oglądało np. I Bóg stworzył kobietę. Pięknie te problemy płci potrafili ci kapitaliści przedstawić. Aktorka potocznie zwana w Polsce Bardotką, stała się niedługo symbolem wyzwolenia kobiet. Obrazował to film Gdyby Don Juan był kobietą.

Zdjęcie z 1968 roku
Zdjęcie z 1968 roku

Z biegiem czasu pojęcie wojny płci stało się niemodne. Szanse pań się wyrównały, my tu w Polsce mieliśmy znacznie ważniejsze problemy, a ponadto świat zmienił się tak bardzo, że wracanie do tego pojęcia byłoby anachroniczne.
Jednak temat, który chcę poruszyć, tę wojnę na nowo może wywołać. 🙂
Jakiś czas temu media rzuciły informację, która w natłoku polityki, przemknęła słabo zauważona. Feministki w Polsce zorganizowały pierwszy Dzień Cipki. Idea mi się podoba.
Organizatorki zakomunikowały: Naszym celem jest odczarowanie słowa „cipka”, wspólne poszukanie innych określeń i sposobów mówienia o kobiecej cielesności, które nie miałyby wydźwięku naukowo-medycznego lub wulgarnego, a także podkreślenie radosnych i pozytywnych aspektów seksualności kobiet. Dlaczego nie. To było rozsądne. Natomiast w dalszym etapie była mowa o tabu wokół kobiecych narządów płciowych. To już zakrawa na wyolbrzymianie problemu, bo czasy współczesne zlikwidowały wszelkie tabu, nawet za bardzo. Gdy przeczytałem tytuł MATRONAT NAD DNIEM CIPKI OBJĘŁA FEMINOTEKA!!!, to zrobiło się nieco śmiesznie.
Kilka dni później pojawiła się informacja o akcji na pewnej anglojęzycznej stronie, gdzie internautki mogą wpisywać, jak nazywają swoja waginę. Też śmieszne. Zakładając jednak, że to kobiety tam wpisują i wybierają rozmaite propozycje, zastanawia mnie słowo, które zajęło pierwsze miejsce. Jest to moot. Po angielsku moot point oznacza punkt sporny. Dziwne. Co prawda druga w kolejności nazwa bardzo mi się spodobała, ale to musieli wpisywać faceci – The downtown dining and entertainment district.
Przejdźmy zatem do wojny płci. Gdyby tak mężczyznom przyszło do głowy założyć stronę moj.penis.pl i wybierać tam rozmaite pieszczotliwe nazwy dla swojego organu płciowego w rodzaju: pyta, pała, maczuga, wacek**, mały i jeszcze sporo innych – zapewne szybko podniosłyby się głosy sprzeciwu. Okazałoby się, ze jesteśmy męskie szowinistyczne i seksistowskie świnie i że tylko jedno nam w głowie.
Jako SSMSS*** zakończę anegdotką. Romantyczny letni wieczór nad wodą. Słoneczko zachodzi nad lasami, zefirek lekko szeleści w listowiu. Komary nad wodą bzykają, ja nie bzykam, tylko na brzegu siedzę z pewną panią. Łączy nas wspólne romantyczne milczenie. Nagle ciszę przerywa jej pytanie.
– O czym myślisz?
– O tym samym co ty.
– Wam facetom to tylko jedno w głowie!


* Jak ktoś nie czytał opowiadania Hela traktorzystka to może nie wiedzieć.
** Przepraszam wszystkich Wacławów, to nie było zamierzone.
*** SSMSS – Stara Seksistowska Męska Szowinistyczna Świnia

Oceń felieton

Komentarz do “Wojna płci”

Możliwość komentowania została wyłączona.