Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

To były pomyje

 
Jakiś czas temu jeden z moich zagranicznych przyjaciół miał problemy przy zakładaniu łącza internetowego w nowym mieszkaniu.Ciągnęły się te problemy w sposób niezrozumiały tygodniami, a ja ubolewałem nad tym, jak to może się zdarzyć w cywilizowanym zachodnioeuropejskim kraju, który znajduje się wśród najbardziej rozwiniętych krajów Europy.
Później inny z moich przyjaciół, również z zagranicy, zmieniał łącze internetowe, coś mu tam przełączyli nie tak, czy ucięli i pożegnał się z internetem na ładnych parę dni, choć z ważnych względów miała to być błyskawiczna zmiana łącza.
Żeby nie było mi za wesoło – DSL, który mam od lat, wziął sobie i „zdechł”. Ponieważ nie było mnie w domu, mogłem sprawdzić co się dzieje dopiero po powrocie z podróży. Modem się zawiesił, kilkunastokrotne restarty dały wreszcie połączenie, które częściej się zrywało niż było użyteczne. Natychmiast próbowałem zgłosić awarię przez elektroniczne biuro klienta Orange, gdyż był środek nocy. Rano przyszli dwaj panowie naprawić mi mój problem z telefonem. Byli bardzo zdziwieni, że telefon działa, bo system – co prawda – podawał opis „nie działa modem DSL”, ale w tabeli „awaria telefonu”.
Rzecz jasna nic nie zrobili, a ja dostałem SMS, że awaria została usunięta. Lekko się zagotowałem i zacząłem próby dzwonienia na wszelkie znalezione numery. Te z dawnej TP S.A. odzywały się komunikatem, że numer jest nieczynny, zaś w nowych biurach obsługi klienta nic nie mogłem załatwić. Dzwoniąc na numer jeden dowiedziałem się, ze nie mają możliwości przyjęcia zgłoszenia, bo nie mam neostrady i w systemie się nie da. Pod drugim numerem powiedziano, że to jest linia dla kluczowych klientów, a ja jako prywatny żuczek na pewno dla nich kluczowy nie jestem. Pod kolejnym stwierdzono, że prywatna osoba nie może dzwonić na linię dla firm. I tak ad mortem defecatem mógłbym sobie dzwonić, a internet jak nie działał, tak nie działał.
Wpadłem jednak na szatański plan, pod wieczór odwiedziłem punkt Orange w moim mieście. Oczywiście już na powitanie oznajmiono mi, że oni teraz zgłoszeń o awarii nie przyjmują i awarię trzeba zgłosić przez internet. Ciekawe jak klienci zgłaszają awarię internetu przez internet? Zapewne tak samo jak awarię telefonu przez telefon.
Na takie dictum acerbum odparłem radośnie, że w torbie mam termos z kawą i koc, bo właśnie robię im strajk okupacyjny i nie opuszczę owego punktu, dopóki moje zgłoszenie nie zostanie przyjęte. Przyparta do muru młoda i całkiem sympatyczna pani zaczęła sama dzwonić po orange’owych numerach kontaktowych i z każdym z nich nos opadał jej na kwintę coraz bardziej. Wreszcie ktoś się zlitował i przyjął zgłoszenie. Za dwa dni wymieniono mi modem i internet zaczął jakoś tam działać. Choć obserwuję przynajmniej jedno, dwa zerwania dziennie, co przedtem na DSL się nie zdarzało latami. Pingi też mam teraz takie, jakby krasnoludki z pakietami piechotą po łączach chodziły.
Parę dni temu dostałem odpowiedź na złożoną reklamację. Miły pan napisał, że w zasadzie to się zgadza i uznaje moją reklamację za uzasadnioną i to wszystko. Nie zmniejszono mi za okres awarii opłaty, nie zapewniono, że internet będzie działać poprawnie, nie zagwarantowano, że będę mógł już zgłaszać awarię. Choć niezupełnie. Z listu wynikało, że jak zadzwonię pod jeden taki numer i zrobię cośtam cośtam, to powinno mi się udać zostawić zgłoszenie.
Przypomniał mi się w tym momencie świetny dowcip mojego dziadka.
Klient w restauracji z oburzeniem woła kelnera i każe sobie przyprowadzić kierownika sali.
– To nie jest zupa – krzyczy – to są pomyje!
Kelner woła kierownika sali, gość ponownie wyraża swe oburzenie i kelner zabiera talerz.
Po chwili przychodzi kierownik sali i mówi:
– Rozmawiałem z szefem kuchni, miał pan rację, to były pomyje.

Jaki morał z tej historii? Przez ponad dwanaście lat miałem łącze od TP S.A. o dostępie 99,99%, likwidacja awarii (prawie nie zdarzały) nie trwała nigdy dłużej jak dwie godziny. No i już trzynastej rocznicy dzięki Orange nie będzie. Na pomyje nie reflektuję.

murderedorange
Znalezione na Deviantart

Adieu Orange!

Oceń felieton

Komentarz do “To były pomyje”

Możliwość komentowania została wyłączona.