Już niedługo przedwyborczy harmider się uciszy, zgodnie z obowiązującym prawem, a potem oddamy głos na tego z kandydatów, który nam najbardziej odpowiada, a może na tego, który budzi najmniejszą niechęć. Jednak to dopiero początek. Scenariusze związane z tymi wyborami są bowiem bardzo różne. Kto przegra, a kto wygra? Co rozkaże – w związku z tym – prezes swoim pachołkom, którzy sprawują realną władzę w Polsce?
Kandydatów jest wielu, jednak część z nich to wyłącznie statyści. Nie ma sensu poświęcać uwagi Piotrowskiemu, ani Witkowskiemu. Ani Tanajno, ani Jakubiakowi, a tym bardziej Żółtkowi. Rośnie dziś – i to jest zgodne z trendami światowymi – zainteresowanie skrajnie nacjonalistyczną prawicą. Jednak na szczęście jest wciąż zbyt małe, żeby rozmawiać poważnie o Bosaku. Partie lewicowe i socjaldemokratyczne mają w Polsce swoich wyborców i to ruch coraz silniejszy, ale nie pomoże to Biedroniowi. Polska nie jest gotowa na to by wybrać geja prezydentem, niezależnie od tego, jakie ma zalety i wady. Jakkolwiek mądrze by nie mówił Kosiniak-Kamysz, to bagaż jego przestarzałej partii nie stawia go w pierwszym szeregu kandydatów.
Kandydatów liczących się dziś jest trzech. Jest to urzędujący prezydent, pieszczotliwie nazywany przez opozycję „długopisem”. Jest niezależny kandydat Szymon Hołownia i kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski. Duda wciąż ma tendencje spadkowe. Hołownia stracił część poparcia, które odebrał wcześniej Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, ale o dziwo zyskał część wyborców Biedronia. Trzaskowski jest na fali wznoszącej i najpewniej zajmie drugie miejsce w pierwszej turze wyborów.
Scenariusze
Marzeniem większości opozycyjnych wyborców jest skupienie się na Trzaskowskim i wygranie przez niego prezydentury w pierwszej turze. Hipotetycznie nie jest to scenariusz zupełnie fantastyczny. Ale nie w Polsce. Biedroń skupił się na ostrych pretensjach i uprawia typowo symetrystyczną propagandę i choć traci w katastrofalnym tempie, to zdecydowanie zniechęca swoich wyborców do kandydata KO. Hołownia nie zmarnuje ogromnego potencjału swoich entuzjastów, choćby się paliło. A i dla pozostałych kandydatów bycie w tej pierwszej turze jest absolutnie prestiżowym wymogiem.
W rezultacie Duda słabiutko wygra pierwszą turę i przegra w drugiej. Jest to jednak scenariusz optymistyczny, ale nie do końca pewny. Po pierwsze partia Kaczyńskiego ma już wpływy wszędzie i może się pokusić o grube fałszerstwo wyborcze. I nic im nie zrobimy. Czy Polacy wyjdą wówczas na ulicę? Wątpię. Inną możliwością jest ogłoszenie stanu klęski żywiołowej po pierwszej turze, by odsunąć wybory o przynajmniej 60 dni. Po co? Z nadzieją na to, że urok świeżości Rafała Trzaskowskiego minie i straci część poparcia. Że da się wygrzebać jakieś haki. Że zmasowany atak „oficerów prawdy” Kurskiego da jakieś wyborcze efekty. A być może po to, żeby dobrze się przyszykować do sfałszowania drugiej tury. Trudno mi uwierzyć w to, że Kaczyński odda władzę.