Pisząc wcześniej o polskim antysemityzmie w aspekcie głównie historycznym, starając się być obiektywnym i podając źródła, „zapracowałem” sobie na miano żydowskiego pachołka i kilka innych obelg i pogróżek, które bez zbędnych ceregieli pousuwałem z komentarzy. Opinię, że „ochoczo” oskarżam „wszystkich” Polaków, usłyszałem nawet z najmniej spodziewanego kierunku. Dziś twierdzę na dodatek, że spora część Polaków to rasiści i dotyczy to nie tylko jakiejś grupy młodych narodowców urzeczonych patriotyczną ideologią, ale niestety także pokoleń starszych.
WSTĘP
Rasizm ma swoje korzenie w bardzo odległych historycznie czasach. Wiele stuleci przed naszą erą indoeuropejscy Ariowie najechali negroidalnych Drawidów i wprowadzili zasady segregacji rasowej (warn) uzasadnione religijnie, które do dziś istnieją w przejawach społeczeństwa kastowego w Indiach. Rasizm uzasadniany religijnie istniał też od czasu podboju Ameryki przez przybyszów z Europy i rozwijał się szczególnie mocno w Kościołach amerykańskich w czasach trwania niewolnictwa, które uzasadniano wolą boską. Ku Klux Klan, który powstał po przegranej wojnie secesyjnej w USA także posługiwał się retoryką religijną. Trzeba też przyznać, że wielu przywódców religijnych rasizm potępiało, jednak przeważnie byli to przywódcy czarni, tacy jak pastor Martin Luther King lub biskup Desmond Tutu.
Pseudonaukowe podwaliny rasizmu opracował po raz pierwszy Francuz – Joseph Arthur de Gobineau – w połowie wieku XIX. To właśnie on sformułował teorię rasy aryjskiej (wywodzącej się od Ariów), która miała być lepsza od innych i jej potomkami miała być rzekomo szlachta francuska i niemiecka. Gobineau stworzył też teorię apartheidu, a więc postulatu separacji rasowej i czystości rasy. Nacjonalistyczny aspekt rasizmu powstał jednak w Niemczech, za sprawą ideologa pangermanizmu Houstona Stewarta Chamberlaina, który nawiasem mówiąc miał pochodzenie brytyjskie. Koncepcje Chamberlaina zostały wykorzystane w III Rzeszy do stworzenia rasistowskiego dogmatu segregującego narody na lepsze i gorsze. Warto przy tym dodać, że antysemityzm jest jednym z aspektów rasizmu i bardzo często nadawano mu uzasadnienie religijne, które choć bardzo prymitywne (Żydzi zabili Jezusa), funkcjonuje do dziś najczęściej w ksenofobicznych wspólnotach katolickich.
RASIZM DZIŚ
Pomijając antysemityzm, o którym wcześniej już pisałem, rasizm w Polsce najczęściej był zjawiskiem wstydliwie ukrywanym. Od zakończenia Drugiej Wojny Światowej nie wypadało po prostu być antysemitą, bo zbyt łączyło się to z hitleryzmem. Nie wypadało być także rasistą skoro Polska oficjalnie włączyła się w grono krajów walczących ze spuścizną kolonializmu i w ramach pomocy przyjmowała na studia wielu studentów o innym kolorze skóry.
Dziś mamy do czynienia z niepokojącymi objawami. W Rzeszowie zawodowy żołnierz, mężczyzna blisko czterdziestoletni, dopuścił się pobicia ucznia, który w Polsce przebywał w ramach programu Erasmus. Portugalczyk miał ciemniejszą cerę niż przeciętny obywatel naszego kraju. Żołnierz nie tylko pobił nastolatka, ale wykrzykiwał też rasistowskie obelgi, których tamten nawet nie mógł zrozumieć z powodu bariery językowej*. Wcześniej, pod koniec października 2015 w Słupsku na tle rasowym pobito czterech studentów z Turcji. Przebywali w Polsce w ramach wymiany naukowej. Również i w tym przypadku nie był to chuligański wyczyn rozwydrzonej młodzieży i nie da się tego tłumaczyć niedojrzałością i głupotą. Napastnicy mieli po 40 lat. Także w październiku na tle rasistowskim pobito obywatela Angoli w Białymstoku. Rasistowskie ekscesy nie są czymś nowym. W 2009 roku głośne było pobicie ciemnoskórego Francuza także w Białymstoku, który zresztą jest charakterystycznym miejscem na rasistowskiej mapie Polski. Trzy miesiące wcześniej miejscowi rasiści chcieli tam pobić Kubańczyka, pechowo, bo napadnięty boleśnie złoił im skórę. W zasadzie w każdym większym mieście dochodziło w ciągu ostatnich lat do rasistowskich incydentów. W 2012 roku w Olsztynie, w 2015 zdarzyło się kilka pobić w Poznaniu – miedzy innymi napadnięto Syryjczyka i obywatela Chile. Wśród pobitych obcokrajowców są ludzie z całego świata. Niektóre napaści świadczą o tym, że w Polsce wystarczy mieć nieco ciemniejszą karnację skóry i ciemne włosy, aby zostać ofiarą rasistowskiego napadu. Całkiem niedawno 11 maja 2016 w Bydgoszczy grupa zagranicznych studentów została zaatakowana przez narodowców, ponieważ „byli obcy”. Napadnięci pochodzą z kilku krajów – Turcji, Słowacji i Czech, a są studentami Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w ramach programu Erasmus.
Nie da się ukryć, że gwałtownie rosnąca liczba incydentów rasistowskich ma tło polityczne. Od przegranych wyborów w 2007 roku PiS w oczywisty sposób zaczął szukać sprzymierzeńców wśród środowisk uznawanych za rasistowskie i ksenofobiczne. Z jednej strony były to legalne organizacje tzw. narodowców, z drugiej chuligani stadionowi potocznie nazywani kibolami. Rasistowskie i antysemickie zachowania w patriotycznym sztafażu stały się coraz powszechniejsze przy okazji rozmaitych świąt i rocznic państwowych. Walka z takimi zjawiskami stała się trudniejsza, ponieważ politycy Prawa i Sprawiedliwości natychmiast zaczynali się posługiwać patriotyczną retoryką w obronie zwyczajnych bandytów stadionowych. Wstydliwie przedtem ukrywany rasizm i antysemityzm wypełzł z ciemnych zakamarków i zaczął być w dzisiejszej Polsce jednym z uprawnionych poglądów na świat. Całkiem niedawno premier Beata Szydło zakończyła istnienie Rady ds. Walki z rasizmem i Ksenofobią, którą kilka lat wcześniej powołał Donald Tusk. Całkiem też niedawno Pełnomocnik Rządu do Spraw Równego Traktowania Wojciech Kaczmarczyk na wyraźnie postawione pytanie odpowiedział, że nie widzi przeszkód by np. hotelarz mógł odmówić obsłużenia klienta z powodu koloru skóry lub orientacji seksualnej. Uważa bowiem, że jest to kwestia wolnego rynku i umowy zawieranej pomiędzy sprzedającym i kupującym, zatem możliwe jest odmówienie usługi także z powodów rasistowskich. Nic dziwnego zresztą, jeśli wspomnimy, że całkiem niedawno przywódca tego obozu politycznego Jarosław Kaczyński określał uchodźców z Syrii jako osoby roznoszące choroby i pasożyty. Skojarzenie z wypowiedziami faszystów sprzed blisko osiemdziesięciu lat nie są ani przypadkowe, ani celowe, lecz po prostu nieuniknione. Swoją drogą, chyba dziś Polska nie przyjęłaby tysięcy uchodźców z Grecji, bo wszyscy mają znacznie ciemniejszą skórę i przeważnie ciemne włosy. W przypadku ostatniego z wymienionych wcześniej napadów rasistowskich mamy już efekt „promieniowania” postawy władzy niżej. Policjanci nie chcieli przyjąć zgłoszenia napaści i zdecydowanie zniechęcali poszkodowanych do zgłaszania napadu.
Walka z rasizmem staje się zadaniem beznadziejnym w sytuacji, gdy ze strony władz widzimy, jeśli nie poparcie dla takich zachowań, to przynajmniej milczące pobłażanie. Sytuację utrudnia też dość powszechna w Polsce mentalność klanowa (zwana też plemienną). Jest to pewnego rodzaju atawizm, ponieważ była taka mentalność powszechna w społeczeństwach żyjących często w niewielkich grupach plemiennych. W czasach nam bliższych też obserwować można takie zachowania. Grupa ludzi żyjąca w trudnych warunkach wytwarza szczególne więzi, są wzajemnie od siebie zależni i solidarność między nimi może być warunkiem przeżycia wszystkich. Mała społeczność jest też bardziej zagrożona odstępstwami od przyjętych norm, a więc bardziej zdecydowania zwalcza odstępców. Takie zasady obowiązywały w czasach wspólnot pierwotnych, ale też dziś obowiązują choćby wśród amazońskich Indian. Odszczepieńca w najlepszym wariancie wypędza się ze społeczności, co często równoznaczne jest z karą śmierci. W podobny sposób funkcjonowały małe społeczności na dalekiej północy – są na ten temat dobrze opisane przykłady w literaturze szwedzkiej lub amerykańskiej. W Polsce taka mentalność obowiązywała również na wsi, świetnie opisał to Władysław Reymont w „Chłopach”.
Jaki ma to związek z rasizmem? Otóż w takiej klanowej mentalności zasadą podstawową jest solidarność i obrona własnego klanu nawet wbrew logice i innym moralnym zasadom, czyli „bronię swoich za wszelką cenę, bo tylko oni są dla mnie oparciem w razie zagrożenia”. W ten sposób w Polsce zaprzecza się, bagatelizuje i fałszuje istnienie rasizmu i antysemityzmu, a gdy ktoś próbuje podważyć powszechnie obowiązujące złudzenia, natychmiast staje się publicznym wrogiem numer jeden. Spotkało to Jana Tomasza Grossa, któremu odmówiono prawa do czucia się też Polakiem (przypomnijmy, ma pochodzenie żydowskie). Dlatego też wciąż zmagamy się z rasizmem w Polsce, ponieważ nadal nie potrafimy przyznać, że rasizm i antysemityzm w Polsce istnieje i że nie jest wcale problemem marginalnym.
—
* Już po napisaniu tekstu przeczytałem w natemat.pl informację, że incydentu w Rzeszowie prawdopodobnie nie było. To cieszy, ale szkoda, że tylko jeden okazał się nieprawdziwy.