Na luksusowym wycieczkowcu, zebrało się kilkuset prawników, którzy zostali zaproszeni na uroczysty doroczny bal. Statek wypłynął w morze. Gdy znalazł się na głębinie, zaczął tonąć.
Znacie to? Nie, ale świetnie się zaczyna.
Ten dowcip z wielką siwą brodą znają chyba wszyscy. Większość z nas nie lubi prawników z rozmaitych powodów. Znalazłem kiedyś całkiem prywatną amerykańską stronę, której autor musiał wyjątkowo nie znosić przedstawicieli tego zawodu. Umieścił na niej kilkaset dowcipów na temat adwokatów. Jeden z dawniejszych brzmiał tak:
Przez bezdroża Teksasu wędrują: szukający pracy Hindus, Żyd – wędrowny handlarz i adwokat. późnym wieczorem trafiają do chaty biednego farmera. Farmer ich ugościł, ale poinformował, że jeden z nich musi pójść spać do obórki, bo w izbie tyle miejsca nie ma. No to poszedł Hindus. Jednak za chwilę rozlega się pukanie i Hindus tłumaczy, że krowa to święte zwierzę i on jej nie może zabrać słomy do spania. No to poszedł Żyd. Jednak po chwili znów pukanie do izby, tym razem Żyd mówi, że świnia to zwierzę nieczyste i on nie może razem ze świnią spać. Poszedł wiec do obórki adwokat. Po chwili rozlega się pukanie, Gospodarz otwiera drzwi a w progu stoją krowa i świnia.
Dlaczego właśnie prawnicy są tak nielubianą profesją? Jest wiele potencjalnie słusznych odpowiedzi. Adwokaci są ludźmi do wynajęcia, zatem mogą stawać w słusznej sprawie, ale też mogą przyczyniać się do tego, ze bandyta i przestępca wyjdzie z sądu bez kary, bo sprytny prawnik wykorzysta każdą lukę, błąd formalny, amatorszczyznę policji, żeby uwolnić swojego klienta. Prokurator odwrotnie – zrobi wszystko by oskarżony został ukarany, niezależnie od tego, czy jest winny, czy tylko przypadkiem znalazł się w rękach policji i został oskarżony z powodu nieudolności przedstawicieli prawa. Wreszcie wszyscy przedstawiciele tego zawodu w taki lub inny sposób zmuszeni są często do rozmaitych kompromisów, które dla nas – zwykłych obywateli – są obrzydliwe i wystawiające na szwank zasady sprawiedliwości.
Zwykle niesmak budzi instytucja świadka koronnego, który zwykle jest przestępcą i unika kary dzięki zeznaniom przeciw innym osobom. Pół biedy jeśli są współuczestnicy jego przestępstw, gorzej, gdy na podstawie zeznań przestępców aresztowani bywają niewinni ludzie, czasami policjanci. Okazuje się, że bandzior potrafi sparaliżować wymiar sprawiedliwości, bo prymitywny prokurator chce mieć wyniki. Innym zaś razem ten sam prokurator zawiera porozumienie z bandytą, dzięki którymi ten ostatni unika kary. Razi nas to, że w pracy wymiaru sprawiedliwości gdzieś giną prawa ofiar przestępstw, że prawo instytucjonalne nie okazuje im odrobiny szacunku i choć trochę delikatności.
Z drugiej jednak strony, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby prawa i prawników nie było?
Dziś, gdy za kilka miesięcy będą kolejne wybory, powinniśmy się zwrócić w stronę polityków, żeby stanowili w przyszłości mądre i precyzyjne prawo. Takie prawo, które daje niewielkie pole do szachrajstwa i mataczenia, ale jednocześnie jest skierowane do obywatela i ułatwia mu życie nie utrudnia.
Rozmarzyłem się, a co. Nawet Belfrowi czasem wolno.
10 komentarzy “Niech prawo zawsze prawo znaczy”
Lecz nade wszystko – słowom naszym,
Zmienionym chytrze przez krętaczy,
Jedyność przywróć i prawdziwość,
Niech prawo zawsze prawo znaczy,
A sprawiedliwość – sprawiedliwość.
Julian Tuwim (1894 – 1953)
/Przykro mi father boss, ale ten wpis ma być wolny od bieżącej wojenki politycznej i taki pozostanie, próby agitacji politycznej będę usuwał./
/…/
Ja wrzucę z Tuwima inny cytat:
„Item ględziarze i bajdury,
Ciągnący z nieba grubą rętę,
O, łapiduchy z Jasnej Góry,
Z Góry Kalwarii parchy święte,
I ty, księżuniu, co kutasa
Zawiązanego masz na supeł,
Żeby ci czasem nie pohasał,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.”
A co do prawników, to oni są Żydami naszych czasów. Są bogaci (więc ani chybi nakradli), a do tego tak naprawdę nie pracują (prawnik tylko pisze i gada, a to potrafi każdy). A jeśli już ktoś przegrywa sprawę, to nie dlatego że nie miał racji, tylko sąd był zły i przekupny.
Podsumowując:
-są bogaci
-mają władzę
-nie pracują
Po prostu mędrcy Syjonu malowani. W końcu ludzie muszą winić kogoś za swoje niepowodzenia.
Być może wujek_manfred ma rację, że w dużej mierze przyczyną jest charakterystyczne dla społeczeństw „szukanie winnych”. Jestem człowiekiem dalekim od ulegania rozmaitym spiskowym teoriom i sądzę też, dalekim od łatwego posługiwania się stereotypami.
Gwoli dyskusji jednak powiem, że poznałem kilku prawników – nie na gruncie towarzyskim. Jeden z nich, sędzia jest geniuszem logiki, ale dwóch poznanych prokuratorów wykazało się poziomem inteligencji niższym niż przeciętny gimnazjalista, zaś trzech adwokatów to zwykłe świnie naciągające klientów na niekorzystne działania (w sprawach, których ci klienci wygrać nie mogli), czwarty adwokat to przeciętniak, który nie przykładał się do pracy.
O mecenasie Rogalskim tu nie wspomnę, bo znacznie zaniżyłby poziom IQ tej grupy.
Cóż czuję sie wywołany do tablicy jako absolwent prawa. Nie mam wiedzy aby się wypowiadać za całe środowisko, zwłaszcza że nie pracuję w zawodzie, a tylko zajmuje się sprawami jednego stowarzyszenia plus czasem trochę prawem administracyjnym…tym niemniej pewne konkluzje mogę zapodać
Mamy inflację prawa i to kiepskiej jakości…ale to też nieuniknione, zwłaszcza ze tylko premier ma z urzędu do dyspozycji kompetentnych ekspertów, a umiejętność pisania aktów legislacyjnych to sztuka rzadka i trudna…na[pisanie zwykłego statutu stowarzyszenia potrafi być wyzwaniem intelektualnym, a każda ustawa wpływa bezpośrednio lub pośrednio na zycie wszystkich…
Kilku chirurgów spotkało się na przerwie obiadowej. Rozmawiają o tym, kogo najbardziej lubią operować.
– Ja to bardzo lubię operować księgowych. Wszystko w środku jest ponumerowane.
– Jeszcze łatwiejsi w obsłudze są bibliotekarze. Wszystko mają ułożone w porządku alfabetycznym – twierdzi drugi chirurg.
– Ja to lubię informatyków. Wszystkie narządy oznaczone są odpowiednimi kolorami.
– A ja uważam, że najłatwiejsi do zoperowania są prawnicy. Nie mają serca, nie mają kręgosłupa, nie mają jaj, a głowę i dupę można bez problemów zamienić miejscami.
Cóż jak mawia pewien mecenas są trzy najgorsze grupy klientów:
1) nauczyciele – bo oni zawsze wszystko wiedzą najlepiej
2) lekarze – oni na co dzień decydują o życiu i śmierci, więc nikogo słuchać nie będą
3) inżynierowie – oni całkiem logicznie myślą, tylko nie łapią że w prawie 2+2 nie zawsze równa się 4.
A najgorsi są architekci – bo to skrzyżowanie artysty z inżynierem.
Pozwolę sobie wkleić, bo w temacie:
Władza sądownicza… W początkach lat 90-tych, kiedy dopiero zaczynałem pozbywać się złudzeń, uważałem, że to najważniejsza władza w państwie – że właściwe całe państwo istnieje ze względu na nią. Czymże bowiem jest państwo, jeśli nie monopolem na przemoc? Jeśli jedną po drugiej zaczniemy odrzucać niekonieczne właściwości państwa, to na końcu pozostanie nam tylko jedna: zmonopolizowana przemoc. Nie ma w tym niczego pociągającego i jeśli akceptujemy taki monopol to tylko dlatego, że przemoc ta ma być – przynajmniej teoretycznie – wykorzystywana w służbie sprawiedliwości, którą Ulpian Domicjusz definiuje jako „stałą i niezłomną wolę oddawania każdemu tego, co mu się należy”. To wystarczający powód, by władzę sądowniczą, która tę sprawiedliwość wymierza, uznać za najważniejszą. Ale i ona jest ograniczona właśnie zasadami sprawiedliwości, sformułowanymi przez tegoż Ulpiana Domicjusza: honeste vivere, alterum non laedere, suum cuique tribuere – co się wykłada, jako: uczciwie żyć, drugiego nie krzywdzić, każdemu należne oddawać. Zatem – dopóki sąd porusza się w tych granicach, uznajemy jego kompetencję. Kiedy te granice przekracza, już tylko ulegamy przemocy.
/tu była już polityka/
Stanisław Michalkiewicz
@ wujek manfred
Ojejciu, ale mnie dobiłeś, ale skąd Ty wiesz, że architekt….?!
Komentarze pokazują świetnie, że tak naprawdę to czepić się możemy każdej profesji, co też niedługo będę czynił. Prawnicy zdobyli sobie pierwsze miejsce głównie ze względu na głośny casus Rogalskiego (pomijam tu kwestie polityczne), chodzi oczywiście o słynną koncepcję rozpylania helu.
Jeden father boss „pojechał” Michalkiewiczem – w oczywisty polityczny sposób – lecz ten tekst jest na swój sposób ważny, bo można się zastanawiać, czy współczesna demokracja jest tylko i wyłącznie aparatem przemocy w sposób identyczny jak dwa tysiące lat temu cesarstwo przywoływane przez autora cytatu.
Przyjmując taką koncepcję dojdziemy do absurdu, że oto ludzkość nie rozwija się wcale, a państwo to twór służący wyłącznie kaście rządzących. Mimo wszelkich problemów i niechęci do prawników trudno popiera tak absurdalną tezę.
Anarchia wcale nie jest żadnym sensownym wyjściem, byłaby, gdyby wszyscy ludzie byli uczciwi, nie zdarzałyby się im kłótnie ani agresywne zachowania.
„Jeśli jedną po drugiej zaczniemy odrzucać niekonieczne właściwości państwa, to na końcu pozostanie nam tylko jedna: zmonopolizowana przemoc.” – no to odrzucajmy –
1) Odrzucamy państwową służbę zdrowia – pracujący i ubezpieczeni są nadal leczeni a darmozjady i pasożyty giną pod mostem – efekt – społeczeństwo wyzbywa się pasożytów (zaczynają oni pracować albo giną).
2) Odrzucamy państwową oświatę – studenci wydając kasę na studia, uważniej wybierają kierunki studiów, przez co kierunki politechniczne, medyczne a także choćby układanie kwiatów czy ogrodnictwo a nawet opieka nad dziećmi kwitną a mniej przydatne do przeżycia jak filozofia lub część humanistycznych wymierają. Człowiek uczy się tego, co przyda mu się w życiu.
Po odrzuceniu większości pozostaną służby porządkowe – Policja, sądy, wojsko.
Może i dla bandyty to jest zmonopolizowana przemoc ale dla zwykłego obywatela policjant karający mandatem przekraczającego prędkość nie jest agresorem czy wrogiem, jest obrońcą. Oczywiście mam na myśli policję w niezmienionym stanie a nie jakąś jej patologiczną odmianę.
W porządku – nie podoba nam się Policja, sądy i wojsko. Odrzucamy. Nie zostają żadne instytucje państwowe. Następują rządy silniejszego i bezwzględniejszego. Silniejszy może zamordować na ulicy słabszego bo kto go powstrzyma? Nie opłaca się nic robić bo przyjdzie zgraja opryszków i zabierze to co wypracowaliśmy i do tego zgwałci naszą córkę. Kto ich powstrzyma? Żeby się obronić, trzeba się zrzeszyć, połączyć w miasta, powołać służbę obronną, bo przecież nie może być tak że rolnicy nie mający pojęcia o walce staną naprzeciwko zorganizowanym, doświadczonym w boju bandytom. I wracamy w zasadzie do punktu wyjścia. Powołujemy na nowo policję, sądy, wojsko.