Przodkowie nasi z upodobaniem kiedyś powtarzali porzekadło, że „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”. Było to krótkie wyrażenie zasady szlacheckiej demokracji, która dawała równe prawa szlachcie nawet biednej, tzw. zagrodowej wobec przedstawicieli wyższych warstw. Jednak wojewoda to była również w dawnej Polsce funkcja. Zatem porzekadło stanowi także wyraz rosnącego w kraju warcholstwa i braku podporządkowania się władzy. Pomijam w tym wywodzie fakt, ze w tamtym czasie mieszczaństwo w Rzeczypospolitej większości praw nie miało, a chłopstwo nie miało praw żadnych (lub prawie żadnych).
Rzecz działa się w Polsce przedrozbiorowej w wieku XVII i XVIII. Bardziej zacofana społecznie była już chyba tylko Rosja, gdzie car był absolutnym „dzierżymordą”. W Europie zaczynały się dokonywać przemiany społeczne. Katolicyzm przestał być religią dominującą, a do głosu doszedł protestantyzm w rozmaitych barwach, który nie zabraniał zdobywać bogactwa, ale też cenił sumienną pracę i umiejętność życia w społeczności. Władza w państwach europejskich zaczęła się robić silna, ale jednocześnie poddana pewnym regułom. Jeśli przechodziła w stronę absolutyzmu – kończyła na szafocie jak podczas Rewolucji Francuskiej lub wcześniej w Anglii (ścięcie króla i regencja Cromwella). Nie mówimy rzecz jasna o demokracji. Generalnie rządzili królowie i książęta w oparciu o liczną warstwę uprzywilejowaną, ale władza podlegała ograniczeniom. W Polsce zaś władza stawała się coraz słabsza. Mieliśmy królów elekcyjnych, którzy nadawali coraz to nowe przywileje szlachcie. Państwo przez to stawało się słabsze. Poszczególne grupy arystokracji starały się trzymać wzajemnie w szachu i w ten sposób osłabiały władzę centralną. Na dodatek religią panującą był coraz mniej tolerancyjny katolicyzm, w którym „prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogacz dostanie się do królestwa bożego”, zatem bieda nie była wstydliwa, a bogactwo co do zasady bywało podejrzane. Rzecz jasna nie dotyczyło to dóbr ziemskich dziedziczonych, ani łupów zdobytych na wojnie. Podejrzliwością było otoczone dorabianie się. Etos szlachecki wręcz zabraniał zajmowania się jakąś działalnością inną poza byciem właścicielem ziemskim.
Tylko w Polsce co jakiś czas odbywały się wybory, czyli wolne elekcje, zwyczajowo brała w nich udział szlachta i wtedy właśnie te gromady szlacheckich „gołodupców” stawały się ważne. To te masy biedoty starali się przekupić zwolennicy przyszłego króla, to im wmawiano, że są ważni i nie gorsi od ważnych osobistości. W innych krajach władza się raczej umacniała, także przez stanowione prawo, u nas władza słabła i osłabiała państwo. Szlachcic na zagrodzie coraz częściej ani myślał podporządkować się komukolwiek.
Ostatnio zirytowałem się czytając informację, jak to w Zielonej Gorze na osiedlowej ulicy nie można położyć asfaltowej jezdni i chodnika. Miasto chce odkupić około 170 metrów z ponad 1,5 hektarowej działki, ponieważ przylega ona do ulicy i potrzebny jest teren do zmieszczenia tam jezdni i chodnika. Jednak właścicielka się nie zgadza. Miasto zatem próbuje działkę o charakterze budowlanym przekształcić w sporej części w rolną, żeby łatwiej dokonać wywłaszczenia, ale przegrywa w kolejnych sądach. Sprawa ciągnie się siedem lat. Zatem nie jest to zależne od partii, która sprawuje władze w kraju lub w mieście.
Ludzie brną po kolana w błocie, a drogi wciąż nie ma. Czterdzieści lat temu, gdy właścicielka działki zaczynała tam mieszkać to było przedmieście, dziś mieszka tam wielu ludzi. Uzasadnienie właścicielki jest takie, że to „jej cały majątek, więc nie odda ani kawałka”.
Niedawno głośna była sprawa budowy zjazdu z autostrady pod Wrocławiem. Historia podobna. Problemy z wywłaszczeniem, ponieważ właściciel nie zgadzał się na proponowane odszkodowanie. W zielonej Górze jednak nie ma mowy o pieniądzach, jest tylko „nie, bo nie”.
Podczas ubiegłorocznej powodzi padło pytanie, dlaczego znów zalane zostało wrocławskie osiedle mieszkaniowe, skoro już po powodzi w 1997 podjęto decyzję o budowie wałów przeciwpowodziowych. Okazało się, ze zgody nie wyrazili właściciele położonych nad rzeką ogródków działkowych. Im zalane raz na kilkanaście lat ogródki nie przeszkadzały. Wał tak.
Mając mieszkanie też kilkakrotnie zetknąłem się z postawą skrajnie obojętną, żeby nie powiedzieć z wrogą, wobec tego, co jest w budynku własnością wspólną. Do pewnego momentu nie sposób było ruszyć z z pewnymi remontami, bo jakaś pani potrafiła powiedzieć „a ja z piwnicy nie korzystam, więc po co naprawiać tam światło”.
A wszystko to dzieje się w myśl wiecznie żywego porzekadła „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”. Co prawda dziś już nie szlachcic, ale po prostu Polak. W niedawnej historii mamy piękne przykłady wspólnego działania dla dobra całego społeczeństwa, które doprowadziły w końcu do odzyskania niezależności i demokracji. Jednak to, co w naszych polskich genach jest dominujące to płytki jednostkowy i bardzo krótkowzroczny egoizm wobec dobra wspólnego znany jako postawa „moja chata z kraja”. I tak mamy piękne mieszkania, zadbane w najdrobniejszych szczegółach łącznie z pięknymi i bogatymi drzwiami wejściowymi, za którymi już są slamsy klatki schodowej, brud, zniszczenie – bo to nie moje. Dopóki w naszym kraju nie stanie się powszechne dbanie o wartość wspólną właśnie dlatego, że jest wspólna, tak długo będziemy bez pudła potrafili odróżnić nasz kraj od jakiejś Holandii, Danii, czy Anglii. Po brudzie, bałaganie i zaniedbaniu.
21 komentarzy “Polak na zagrodzie”
Jedno jest pewne. Od tego kapitalizmu ludziom się we łbach poprzewracało. Polacy tylko w tedy są patriotami, jak nie mają nic do stracenia.
Belfrowe spostrzeżenia najlepiej oddaje odcinek Kiepskich pt. „Właściciele” polecam.
http://www.youtube.com/watch?v=4Fo40ucW7hQ
@ Belfer
Powiedz to Jarkaczowi i jego świcie. Oni najmniej dbali o dobra wspóle w RP, bo dobrem wspólnym jest nie tylko klatka schodowa ale także umiejętość współpracy, dialogu i znalezienia kompromisu. PiSowcy najmniej dla Polski zrobili i najwiecej w Polsce zniszczyli. Tylko prosze mów mu prosto do ucha przez megafon. Bo chyba jest on jakiś przygłuchawy i chyba od dawna nic nie słyszy.
„Dopóki w naszym kraju nie stanie się powszechne dbanie o wartość wspólną właśnie dlatego, że jest wspólna, tak długo będziemy bez pudła potrafili odróżnić nasz kraj od jakiejś Holandii, Danii, czy Anglii. Po brudzie, bałaganie i zaniedbaniu”.
Drogi Belfrze, dotknąłeś mojej czułej strony. To jest głównym powodem mojego cierpienia w tym kraju, że wśród naszych rodaków jest tyle chamstwa, wandalizmu, żądzy niszczenia, brak szacunku dla wspólnej przestrzeni publicznej. W moim mieście prześlicznie wyremontowano niektóre 100-letnie poniemieckie kamienice, w których są mieszkania komunalne. Niedługo były świeże i piękne, bo oczywiście do świeżo odnowionego tynku zaraz się zlecieli jak muchy do g… pseudografficiarze i wszystkie ściany zniszczyli,gryzmoląc po nich różnokolorowymi sprejami. Wnętrzem odnowionej kamienicy zajęli się chyba sami mieszkańcy, gdyż z klatki schodowej znikały całe okna z futrynami i oczywiście nikt nic nie widział. Prawda, że odechciewa się żyć w takim kraju? Niedawno w necie trafiłam na artykuł o tym, jak ktoś w jakimś podziemnym tunelu w brutalny sposób zabił 200 zimujących tam nietoperzy. Nie miałam siły doczytać tego do końca. Co się z wami, Polacy, k… dzieje?!
Dla mnie patriotyzm, godność, honor polega na tym, że razem pracujemy i dbamy o dobro wspólne, by wszystko dobrze funkcjonowało, a praca nie szła na marne. I abyśmy nie musieli się wstydzić naszego kraju. A my co robimy? Chcemy wymusić szacunek świata naszą trudną historią i martyrologią, a to tak nie działa, nie mówiąc o tym, że sami sobie robimy krzywdę taką postawą. Wiem, że większa część Polaków jest normalna, ale wciąż o wiele za dużo jest tych, którzy z wielką przyjemnością niszczą pracę tych, którzy usiłują robić coś dla dobra wszystkich. I to powoduje, że ja się momentami czuję się obco w tym kraju i nie rozumiem tej destrukcji moich rodaków.
Belfrze, szkoda, że nie mam lekkiego pióra, że nie potrafię ubrać moich myśli w słowa, tak jak jakbym chciała, by to zabrzmiało lepiej i dobitniej.
P.S. Moja rodzicielka twierdzi, że chamstwo i brak dbałości o wartość wspólną, to efekt homo soveticus, ale nie trafia mi to do przekonania.
@Astrid – dokładnie tak samo rozumiem patriotyzm. Niestety Polacy mają właśnie taką cechę (Wadę?) że jak widzi kosz pełen śmieci to sobie w niego kopnie rozsypując zawartość, jak widzi świeżo odremontowany pociąg to go osprejuje. Nie ma w Polakach szacunku dla pracy innych, dla cudzej własności… Kiedyś ktoś o tym napisał że te wszystkie cechy to polskość… że w takiej postaci polskość to nienormalność. Polacy nigdy nie będą razem, nigdy się z sobą nie zgodzą bo razem potrafią być jedynie w sytuacji zagrożenia.
@Astrid:
Wpływ poprzedniej epoki określany zwięźle „homo sovieticus” celowo tym razem pominąłem, choć twoja rodzicielka ma częściowo rację.
Sytuacja, gdy nic nie było nasze, ani nawet wspólne, tylko „państwowe” sprzyjała partykularnemu egoizmowi. Można zniszczyć ławkę w parku i ukraść deski na opał, bo to państwowa ławka, nie nasza wspólna. Na dodatek to państwo było jakimś obcym tworem też nie naszym. Tu dochodzimy do kwestii braku państwa przez ponad sto lat zaborów i dodatkowy element w psychice Polaka utrwalający tę postawę „na zagrodzie”. Polak szanuje tylko to co własne, ale że z kolei inni tego nie szanują, więc wzbudza to jego agresję, a ta agresja zostaje odbita przez agresję innych i tak ad „mortem defecatem”.
Niestety, jak zauważył jakuszyn – chyba jest to część naszej narodowej tożsamości.
Nadzieja w tych młodych, którzy potrafią wyfrunąć ze swojego grajdołka, odciąć się od rodzicielskich psychoz, którzy nie boją się świata i ten świat nie jest groźną czeluścią ale obszarem potencjalnych przygód.
Nie chodzi mi tu wcale o konieczność emigracji i życia gdzie indziej, ale o poznanie świata, innych kultur, języków i tym samym innych ludzi…
Dopiero kolejne pokolenia będą zmienić Polskę i będzie inaczej – aż szkoda, ze ja już nie dożyję. 😉
@ admin i Astrid
Polska szlachta do czasów Powstania chmielnickiego była nad wyraz praworządna, choć faktycznie nieco przeczulona…ale naprawdę nie bili się na szable tylko procesowali w sądach… Mamy mocno zniekształcony obraz tamtych czasów, bo:
1) szkoła stańczyków – czyli krakowscy konserwatyści i lojaliści z XIX wieku lansowali tezę że to my sami sobie zgotowaliśmy rozbiory – ergo zaborcy musieli…
2)demokraci z Londynu i obozy emigracyjne mówiły ze źle że nie mieliśmy rewolucji w typie francuskim,
3) w dodatku przez cały PRL mówiono przecież o ucisku szlacheckim etc…
Tymczasem aż do XVIII wieku to w miarę działało, a prawa wyborcze maiło 10% ludności kraju (Francuzi doszli do takiego udziału demokracji dopiero ok 1848, a na pewno w 1871, Anglicy nie wcześniej jak w latach 40tych XIXw.). Gdybyśmy dzisiaj mieli taki ustrój – Polska by mogła nie przetrwać nawet dekady…
I co do Homo sovieticus – nasze społeczeństwo obywatelskie nie istniej. Te zalążki co są, są jeszcze słabe ( i dziwnym trafem organizacje pozarządowe za rządów Pis przeżyły kryzys – spadek np wolontariatu o 1/4). W 1918 roku w Wielkopolsce był góra kilka tysięcy osób z wyższym wykształceniem, ale w prawie każdej wiosce ludzie mieli swoje biblioteki, kółka rolnicze, chóry, kasy pożyczkowe – które sami stworzyli i sami zarządzali… To chyba miało duże znaczenie…
@lmt7:
W zasadzie zgadzam się, z tym że procesy „warcholizacji” zaczęły się już w wieku XVII. Kiedy ta lepsza część społeczności brała udział w wojnach, to ta gorsza siedziała na d… w domu i zaczynała psuć Polskę. Tak jak pisałem królowie elekcyjni nie służyli wzmocnieniu władzy.
Podajesz świetny przykład Wielkopolski, która pod zaborami i później też pokazuje, że społeczeństwo może się jednoczyć wokół codziennych spraw. To jest zawsze jakiś tam optymizm.
A propo ławek.
Z mojego dzieciństwa pamiętam, że ławki były i to trzy, przed blokiem w którym wtedy się wychowywałem. Te ławki były miejscem spotkań przez wiele lat. Lata dzieciństwa, podstawówki. Takie żarty, jak ktoś siedział na kraju ławki i w porę nie załapał to padał ofiarą infantylnego żartu pozostałych, co go jednym ruchem zepchnęli. Przetrwały ze dwadzieścia lat i nikt nawet deski nie ukradł. Jedynie czasem ktoś wyrżnął nożykiem: „Kocham Jolę”. Po upadku PRL ławki zaczęły znikać. Jedna zawadzała komuś wjazd do garażu, innemu przydała się w prywatnej posesji, złomiarze wzięli ramę, a bezdomni resztę spalili na ognisku. Taki drastyczny wzrost wandalizmu wybił spółdzielni mieszkaniowej dalsze remontowanie ławek. Teraz tam nie ma ani jednej ławki.
Dlatego nie zgadzam się ze stwierdzeniem Belfra, że gdy nic nie było nasze, ani nawet wspólne, tylko „państwowe” sprzyjało partykularnemu egoizmowi. Było kolego Belfer całkowicie na odwrót.
Nie pamiętasz, jak dawniej na koloniach młodzież rano na apelu śpiewała:
„Wszystko co nasze Polsce oddamy…”
Ja wtedy jako gówniarz 10-letni, też to śpiewałem i do dziś mnie to zostało. Szanować co polskie.
Teraz tego nie ma, więc proszę się nie dziwić, że mamy taką młodzież.
Ktoś powiedział: „Takie będą rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie” i miał rację.
PS
Przypomną słowa piosenki bo warto:
*
Wszystko co nasze Polsce oddamy
W niej tylko życie więc idziem żyć
Świty się bielą, otwórzmy bramy
Rozkaz wydany, wstań w słońce idź!
Ramię pręż, słabość krusz
Ducha tęż, Ojczyźnie miłej służ
Na jej zew, w bój czy trud
Pójdzie rad harcerzy polskich ród
Harcerzy polskich ród!
Czynem bogaci, myślą skrzydlaci
z płomiennych serc uczyńmy grot.
Naprzód wytrwale! Śmiało! Zuchwale!
W podniebne szlaki skierujmy lot.
Ramię pręż, słabość krusz..
A młodzi na balangach śpiewali „wszystko co nasze wódce oddamy”. Zatem nie przesadzaj father boss z tym patriotyzmem peerelowskim.
Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie – to mądry cytat i z tym się zgadzam, choć przewrotnie można rzec, że kiepskie to „chowanie” w PRL było skoro pokolenia wychowane w PRL są dziś wstydem Polski wolnej.
O tym co było na jednym lub drugim osiedlu, to ja nie mówię – były i są wyjątki.
@ Astrid, Belfer, Jakuszyn
Zgadzam się całkowicie. Dodam tylko, że przyczyny tego stanu rzeczy należy szukać w sposobie reakcji ludzkiej psychiki. Chyba nieobce jest spostrzeżenie, że agresja wywołuje agresję, na gwałt odruchowo reaguje się gwałtem itp. itd.
Gdy spojrzeć na warunki, w jakich żyła nasza polska społeczność to trudno wyobrazić sobie, aby mogło być dzisiaj inaczej. Skrótowo przypomnę:
´
Gwałty na narodzie polskim w okresie zaborów – ponad sto lat.
´
Gwałt w okresie I WŚ. Oprócz normalnego gwałtu, jaki niesie ze sobą wojna mamy tutaj niesamowity gwałt na narodzie polskim – Polak musiał strzelać do Polaka, bo mocarstwa zaborcze powoływały do wojska mężczyzn zamieszkałych na podległych im terenach.
´
Gwałt w okresie II WŚ, komentarze są tutaj zbyteczne
´
Gwałt w PRLu. Najpierw pogwałcenie nadziei narodu na niepodległą Polskę, ok. 7000 osób zamordowanych po przejęciu władzy przez sługusów Stalina.
Następnie codzienne dawka gwałtu, jaką PRL aplikował swoim obywatelom.
´
Gwałt po 1989 roku. Proces transformacji rzadko kiedy jest bezbolesny, cwaniacy polityczni i ekonomiczni zadają społeczeństwu gwałt okradając je ze wspólnie wytworzonych wartości.
´
Gwałt IV RP. PiS i bracia Kaczyńscy pogwałcili demokratyczne normy, uzyskali mandat społeczny by budować Polskę a potrafili i zamierzali ją tylko niszczyć.
´
Tym większa dzisiaj spoczywa odpowiedzialność na politykach i mediach, by zakończyć tę panującą w Polsce kulturę i tradycję robienia kariery i dorabiania się gwałcąc innych, oczywiście od siebie słabszych. Bo co mamy z tych gwałtów? Frustrację, agresję, zniechęcenie, obojętność itd. A na poziomie ulicy są to powywracane kosze na śmieci, zniszczone klatki schodowe, napisy na ścianach domów o wulgarnej treści, chamskie i agresywne zachowanie itp. Polacy nie są gorsi ani od Holendrów, ani Duńczyków, gdy mogą żyć w normalnych warunkach. Dlatego warto pracować by te polskie warunki zmienić na lepsze. Bo wiadomo przecież, że ryba psuje się od głowy.
Dlaczego PiS i bracia Kaczyńscy pogwałcili demokratyczne normy, uzyskali mandat społeczny by budować Polskę a potrafili i zamierzali ją tylko niszczyć? Bo chcieli z Polski zrobić Kaczyland, w którym tylko ludzie pokroju karłów bliźniaków, Fotygi, Ziobra, Maciarewicza i ich moherowych wielbicieli, nie zapominajac także o imperium Ojca Tadeusza, czuliby sie dobrze. Polecam wywiad z D. Olbrychskim:
„Kaczyński jest liderem partii o silnych bolszewickich rysach, która liczy, że głupich w społeczeństwie jest większość. (…) On jest człowiekiem głęboko nienadającym się do reprezentowania Polski i Polaków takimi, jakimi ja chciałbym ich widzieć. Wszyscy znamy jego osobowość, jego awanturnictwo, niezrozumienie świata – mówi.
Więcej… http://wyborcza.pl/1,75478,9023824,Olbrychski_o_biciu_politykow_PiS.html#ixzz1CbWpReQr
@ lmt7 pisze:
„W 1918 roku w Wielkopolsce był góra kilka tysięcy osób z wyższym wykształceniem, ale w prawie każdej wiosce ludzie mieli swoje biblioteki, kółka rolnicze, chóry, kasy pożyczkowe – które sami stworzyli i sami zarządzali… To chyba miało duże znaczenie…”
´
Ale oczywiście miało to znaczenie. Jest tutaj tylko mały problem, że wszystkie te dobra o których piszesz, można było zrealizować tylko na Wielkopolsce pod zaborem pruskim, a nie gdziekolwiek indziej. Bo polska tradycja i kultura była słabym gniazdem wylęgu społecznej troski o wspólne wartości jak ruch spódzielczy, biblioteka w każdej wsi itp. itd. Polacy to naród idywidualistów. A inspiracja do wiejskich bibliotek na Wielkopolsce przyszła z Prus.
Jesze dwa słowa o polskich tradycjach. Dom, zagroda („szlachcic na zagrodzie…”) – to centrum zainteresowań Polaka. Kocha swój kraj, swoją ziemię i potrafi być szlachetny i szczodry. Faktycznie jest bardzo gościnny bo jak mówi przysłowie „gość w dom, Bóg w dom”.
Ale to silne zainteresowanie swoim domostwem ma negatywną stronę powodując słabe zainteresowaniem dobrami leżacami z drugiej strony płotu otaczającego polską szlachecką zagrodę, takimi jak silne i sprawne państwo, wiejskie biblioteki i inne dobra publiczne, ruchy obywatelskie wyższej użetyczności, prawa socjalne państwa opiekuńczego itp. itd.
Warto pamiętać, że prawa socjalne które obligowały państwo do pomocy będącym w potrzebie wymyślił Bismarck, a system państwa opiekuńczego gdzie dobrobyt dla wszystkich obywateli jest najwyższym dobrem wspólnym rozwinięto w protestanckich krajach Europy a szczególnie w Skandynawii.
@ Tadeo
Dzięki za dogłębną analizę historyczno-socjologiczną z elementami psychologii naszego rodu polskiego. Znów muszę z podziwem stwierdzić, że masz sporą wiedzę. Ale te rozprawki nic a nic mnie nie pocieszają, gdy na przykład czytam w necie, że jakiś psychopata brutalnie zabił 200 chronionych nietoperzy. Biedę i wykluczenie ktoś sobie w ten sposób odreagował? Tadeo, coraz częściej się łapię na myśli, że zwyczajnie się boję naszych rodaków, wśród których jest tyle nieobliczalnych osobowości. Europa nie jest mi obca, sporo po niej podróżowałam i porównując, mam wrażenie, że jesteśmy jedną z najbardziej agresywnych, a przy tym zamkniętych na dialog nacji. W naszym kraju wciąż trzeba wszystko pilnować, chronić, monitorować, ale i tak przegrywamy walkę z żywiołem destrukcji. Czy my nie za bardzo się usprawiedliwamy trudną historią? Może mamy taki charakter narodowy?
@ Astrid
Cieszę się, że moje spostrzeżenia maja dla Ciebie jakąś wartość, dziękuję za słowa uznania. W ostatniej kwestii mam podobne zadanie jak Ty. Ale wyciągam całkiem inne wnioski. Bo psychopaci są wszędzie i jedyne co można z nimi zrobić to ich leczyć. Nawet gdyby to byli ludzie, których się tytułuje „Panie premierze, Pani minister”.
A co do tych od nietoperzy, o nich dowiadujemy się już po fakcie i w właściwie szkodliwość społeczna ich choroby jest ograniczona. To co robią jest często ochydne, ale nie warto się z tego powodu załamywać. Inaczej jest ze szkodliwością społeczną psychopatów ze świecznika. Ale na to też jest rada, wystarczy na nich nie głosować. 🙂
´
Pozostaje pytanie kiedy u nas w Polsce bedzie lepiej? No coż, zanim zniknie agresja to najpierw do życia w normalnych warunków trzeba sie przyzwyczaić. A od kiedy w Polsce bedą normalne warunki? Moze Belfer odpowie na to pytanie? Albo ktoś inny? Właściwie to na takie pytania dał nam wiecznie aktualną odpowiedź Bob Dylan: The answer is blowing in the wind.
´
PS. Mam coś co mogłoby Cie zainteresować, jak chcesz to wyślij Belfrowi przez formularz pocztowy swoj adres emaila on mi przekaże.
Przez ile dróg musi człowiek przejść
Zanim człowiekiem go nazwiesz?
Przez ile mórz biały gołąb przeleci
Nim wreszcie na piasku zaśnie.
(Tak i ) z ilu wystrzelić dział trzeba jeszcze
Nim będą zakazane na zawsze.
Odpowiedź przyjacielu niesie wiatr,
Odpowiedź przyjacielu jest w wietrze.
`
Jak wiele razy musi człowiek wznieść wzrok
Zanim choć nieba dojrzy strzęp,
(Tak i) jak wiele uszu musi mieć nim usłyszy
Człowieczy płacz i jęk.
(Tak i) jak wielkie żniwo jeszcze zebrać ma śmierć
Nim człowiek, dość! powie wreszcie.
Odpowiedź przyjacielu niesie wiatr,
Odpowiedź przyjacielu jest w wietrze.
´
Przez ile lat musi góra ta stać
Nim fale zmyją ją morskie,
(Tak i ) jak wiele czasu ludzie giąć będą kark
Nim doczekają wolności
(Tak ) i głowy ile razy odwracać będą jeszcze
Udając, że nie widzą nic.
Odpowiedź przyjacielu niesie wiatr,
Odpowiedź przyjacielu jest w wietrze.
@ Tadeo
W zaborze austriackim organizacje pozarzadowe były równie pręźne, tylko w rosyjskim nie mogły tak działać. Twoja opinia jest nie do końca prawdziwa, bo wtedy wzorce były zupełnie inne – fundacja księdza Skargi działała od czasów Wazów do 1947 roku, podobnie jak masa innych inicjatyw…aż przyszli komuniści i w latach 1945-1949 rozwiązano wszystkie organizacje poza PCK. do dziś mamy tego skutki bo Polak nie powie- zorganizujmy to sami, tylko niech Państwo o to zadba.
A co do czytelni wiejskich-wg mnie pomysł był miejscowy, bo powstawały z reguły przy już istniejących organizacjach albo w ramach sieci. Tym niemniej nie moge podać na dziś przekonujących dowodów, muszę je poszukać.
@ lmt7
Prawda jest pewnie jak zawsze gdzieś po środku. Ja chciałbym tylko zwrócić uwagę na fakt, ze to właśnie w protestanckich krajach Europy mamy w XIX wieku silny rozwój inicjatyw społecznych, opartych na wspólnych oddolnych działaniach takich jak ruch spółdzielczy (banki, kółka maszyn rolniczych, sklepy), świetlice i biblioteki krzewiące oświatę itd. Czyli innymi słowy mamy tutaj mnóstwo inicjatyw na rzecz wspólnego dobra.
W krajach katolickich też dokonał się duży postęp, ale bardziej na bazie indywidualnych (a nie wspólnych) inicjatyw. Dałeś sam świetny przykład fundacji księdza Skargi. PRL starał się nam narzucić tzw. wspólne inicjatywy, ale to była farsa, żaden chłop na takie wspólnoty nie dał się nabrać. Poza tym punkt ciężkości zainteresowań Polaka jest we własnym domostwie: „wolność Tomku w swoim domku” a gdy już chcąc nie chcąc musi ten nasz rodak dom opuścić, to okazuje się, że jego pole jest ogrodzone płotem. I stąd znany cytat „Kargul podejdźże do płota”. Czy nie jest to bardzo polskie?
cd…
A cala sprawa sprowadza se do braku zaufania, Polak jest tak samo jak Wloch czy Franzuz indywidualista, albo by byc blizej prawdy to nalezy powiediec solista. Nie przychodza mu do glowy wspolne inicjatywy, bo on sasiadowi po prostu nie ufa. Tak wiec mnostwo przedsiewziec mozliwych w innyc krajach staja sie w Polsce niemozliwe do zrealizowania. A miejsce satysfakcji ze osiagniec dokonanych wspolnymi silami zajmuje nieufnosc, i poczucie bezsily. Te znowu sa swietna pozywka dla frustracji i argesji….
cd…
Gdy ludzie ciezko pracujacy sa mimo to biedni w porownaniu z sasiadami (Polak vs. Holender, Dunczyk), to latwiej jest ten fakt wytlumaczyc, tym ze ktos nas okrada niz analizowac skutki braku wspolpracy, zaufania, poszanowania wspolnych wartosci itp.
´
I dokladnie tutaj mamy moherowych wyborcow oraz caly PiS. Oni twierdza, ze po pierwsze NAM sie nalezy (TKM – „teraz kurwa my” – J. Kaczynski) a po drugie przyczyn ubostwa wola szukac w jakichs ukladach, ktore okradaja cale spoleczenstwo. Dzieki tej ciemnocie polityczny gangster i hohsztapler jakim jest Kaczynski zdobyl tak wysoka pozycje i wplywy.
Wszystko co nasze Polsce oddamy
W niej tylko życie więc idziem żyć
Ojcze szefie, z tego samego okresu pochodzi ta przeróbka:
..wszystko co nasze, oddam za kaszę,
a co nie nasze oddam za ryż…
a może wolisz starsze jeszcze słowa, o ile wiem pochodzące z lat dwudziestych:
..jeszcze Polska nie zginęła póki kura w garnku,
jak się kura ugotuje zjemy po kawałku…
W temacie pieśni musowych (uwaga dla korekty – nie poprawiać) mieliśmy faktycznie duże osiągnięcia. Tyle że najczęściej ledwie słowa pieśni przebrzmiały, ledwie ostatnia nuta trąbki umilkła, to szara rzeczywistość wlaziła z butami… i już tak pięknie nie było…
Chciałbym Ojcze szefie mieć tak, jak Ty, tak selektywną pamięć…