Może bym lubił Nowy Rok, gdyby nie to, że przypada zimą. Ta pora roku ma dla mnie tylko jedną dobrą cechę – kiedyś wreszcie się kończy. Niestety zima, która rozpoczęła rok nie sprawiała wrażenia chętnej do odejścia, a ta która kończy rok, daje do zrozumienia, że przyszła na długo.
Dobrze, że wymyślono zimowe opony i mam nadzieję, że mi one wystarczą i nie będę musiał łańcuchów na koła zakładać. Pomimo tak paskudnej pogody jestem pod wrażeniem sprawności służby drogowych. W styczniu i lutym dawały sobie radę wręcz perfekcyjnie, teraz w grudniu nieco gorzej, ale też aura nas nie rozpieszcza. Na przemian padający i marznący deszcz, a potem mróz.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie u nas wyglądać tak, jak w pewnym gospodarstwie na Bornholmie, gdzie właściciel musiał sobie wykopać bramę do świata zewnętrznego. Kilka dni temu wracając ze sklepu (per pedes – żeby było jasne), widziałem ciekawą scenkę. Eleganckie beemwu z elegancką blondynką a la Barbie i dresem w charakterze kierowcy nie mogło wyjechać z zaśnieżonego chodnika. Młodzian wyskoczył i z pasją zaczął rozprawiać się ze śniegiem glanami. Rzucał przy tym śliczne wiązanki wyrażające jego dbałość o świeżość ojczystego języka. Przechodząca staruszka, zatrzymała się, popatrzyła uważnie i skomentowała głośno: w dupach wam się od tego dobrobytu poprzewracało.
Gdy wyszedłem sobie odśnieżyć miejsce parkingowe, to z okien patrzono na mnie dość dziwnie, a pamiętam czasy, gdy ludzie potrafili się sprężyć i zrobić coś razem, a nie tylko czekać. Tak… w dupach wam się poprzewracało od tego dobrobytu.
Ten rok dla mnie był też szczególny, bo za namową kilku znajomych zacząłem swoje spostrzeżenia na temat otaczającej mnie rzeczywistości notować na blogu. Zakładałem, że będzie czytać mnie trochę znajomych, no góra może ze trzydzieści osób. Kilka odwiedzin dziennie, kilkadziesiąt na miesiąc. Ku mojemu zaskoczeniu już po miesiącu czytało mnie kilkadziesiąt osób dziennie, a w szczytowym – o dziwo – wakacyjnym lipcu, nawet kilkaset. Googlowy system Analytics mówi mi, że odwiedzin było już ponad 13 tysięcy, a przeciętny czytelnik czyta przy jednej wizycie cztery strony. Musiałem nawet serwer zmienić, bo pierwszy, na którym umieściłem stronę, się zatykał.
Średnio 15% moich czytelników znajduje stronę w wyszukiwarkach, otwiera ją i czyta. Jednak zdumiewa mnie to, czego szukają i dziwię się, bo wchodząc na stronę chyba niektórzy (niektóre) spodziewają się czegoś zupełnie innego. Powyższy obrazek zawiera jedną z faz wyszukiwania. Zdarzyło mi się napisać tekst ze słowem „seks” w tytule, ale jeśli ktoś liczy na gorące porno, to raczej się zawiedzie. Gorące komentarze polityczne – owszem.
To nie był dobry rok. Katastrofa w Smoleńsku przewróciła do góry nogami polską politykę. Wszyscy spodziewali się jesiennych wyborów i spokojnego odejścia w niebyt formacji, która chciała przywrócić w życiu politycznym stare wzorce nienawiści klasowej znanej z komunizmu. Spokojnie i bez nerwów przegrałby Lech Kaczyński, być może nawet w pierwszej turze. Do drugiej tury wszedłby kandydat lewicowy Jerzy Szmajdziński i wtedy byłoby ciekawie.
Niestety zdarzyła się katastrofa, która przyniosła ocalałemu w cudowny sposób bliźniakowi wzrost poparcia do nawet 47% w drugiej turze. Jednak natura woli równowagę. Wkrótce przytrafiły się naszemu krajowi inne problemy.
Powódź.
Na dobrą sprawę to do kompletu nieszczęść w tym roku brakuje jedynie trzęsienia ziemi i tsunami. Prawdopodobnie Bałtyk jest zbyt małym morzem, by rozwinęło się porządne tsunami, ale co do trzęsienia ziemi – wszystko przed nami.
Wbrew powyższemu zdjęciu, większość scen z powodzi nie wyglądała ani powabnie, ani seksownie.
Pod koniec roku dowiedzieliśmy się, że psychopatyczny wódz komunistycznej Korei namaścił swego syna na następcę. Wkrótce na cześć sukcesora zaatakowano bogu ducha winną wysepkę południowokoreańską. W Europie w gruncie rzeczy mało kto się przejął tak odległym incydentem, ale to tam rozpocznie się kolejna wojna światowa.
W Polsce zaś polityczna wojna na śmierć i życie. Wbrew pozorom to nie są takie sobie przepychanki. PiS doprowadził wojnę z rządem na skraj absurdu, a media – goniąc za sensacją – publikują coraz bardziej debilne insynuacje.
Oto idiotyczny nagłówek idiotycznego artykułu. Niedługo będzie kolejny. Tusk to szatan, a jego symbol to 666 i koniec świata nadchodzi. Tusk winien już jest nie tylko polskim oblodzonym szosom, ale paraliżowi na lotniskach w Dublinie, Paryżu, Londynie. Jak by nie było Tuska, to PiS musiałby go wymyślić. Idiotyzm prezentowany przez wierną drużynę prezesa sięgnął takich Himalajów, że TVN24 postanowiła wykreować nową partię polityczną. Mowa o inicjatywie wyrzuconej z PiSu świętej Joannie od prezesa. Najpierw usiłowała nam wcisnąć psychopatę na prezydenta, a teraz udaje, że dla niej Polska jest najważniejsza. Już Hans Kloss w „Stawce większej niż życie” mówił: nie ze mną te numery. Wbrew ogromnej medialnej machinie nic z tego nie będzie – PiS w wersji light też jest ciężkostrawny.
A tymczasem w opozycji dalej króluje stary kawaler – brzydactwo niesłychane – z kotem (i grupą klakierów). Wieczorami w domowym zaciszu gra w fantastyczną grę RPG pod nazwą „Czwarta Rzeczpospolita”.
A jaki był ten rok i co w nim było ważne, co może stać się ważne? Niedawno, znany czytelnikom Wojtek Dąbrowski – autor wiersza „Nie zagłosuję na Jarka”, podesłał mi kilka swoich tekstów. Pozwolę sobie zacytować jeden, który jest dedykowany Kongresowi zwołanemu na początku października przez Janusza Palikota.
Porozmawiajmy o przyszłości,
Spróbujmy wreszcie się dogadać,
Bez nienawiści, zapiekłości,
Bez słowa: zdrada.
Związani razem wspólnym losem,
W Warszawie, Łodzi, Biłgoraju.
Zacznijmy mówić jednym głosem
O naszym kraju.
I choć trudności są niemałe,
A doświadczenia zbyt bolesne,
Nie chcemy Polski zapyziałej,
Lecz nowoczesnej!
Nie damy Polski zmienić w skansen,
Zatrzymać jej na bocznym torze!
Gdy przegapimy swoją szansę,
Nikt nie pomoże!
Porozmawiajmy o przyszłości,
O tym co boli, co uwiera.
Kiedy wyrwiemy się z bierności,
Jeśli nie teraz?
Awanturnikom i frustratom
Nie pozwolimy dojść do głosu.
Odpowiadamy dzisiaj na to
W stanowczy sposób.
Niech nami rządzą mądrzy ludzie,
Czas złe nastroje uspokoić.
Nie – oszołomom! Stop obłudzie!
Dość paranoi!
Trzeba odwagi, wytrwałości,
Władza nie może być niemrawa.
Porozmawiajmy o przyszłości.
To ważna sprawa!
Ruch zainicjowany przez Palikota, choć rozwija się z dala od blasku fleszy, z dala od telewizyjnych kamer, to być może jest sygnałem, że czas na zmiany.
Zapewne niektórzy zastanowią się, dlaczego taki tytuł nadałem swemu podsumowaniu. Czy dlatego, że rok mijający to chiński rok tygrysa? Być może. A może dlatego, że wciąż czuję się tygrysem? Wyliniały, futro już jakieś zszarzałe, refleks już nie ten i zęby powypadały… ale wciąż tygrys, a nie stary kocur. 😉
2 komentarze “Rok Tygrysa”
„A pamiętam czasy, gdy ludzie potrafili się sprężyć i zrobić coś razem, a nie tylko czekać.”
I kto to mówi? Belfer.
Nareszcie kolego zaczynasz mówić konkrety. Potwierdzasz to co głosiłem.
A pamiętasz jak ludzie mieszkający na osiedlu potrafili razem wspólnie sadzić drzewka przed blokiem.
Teraz do tylko zostały nam takie widoki.
http://www.youtube.com/watch?v=u-HSSalPKqw
Czy to aby dobrobyt w dupach ludziom poprzewracał? Mam wątpliwości.
Myślę, że to się zaczęło, kiedy w naszym kraju po raz pierwszy puszczono w TV program Big-Brother. Młode pokolenie uczyło się, że aby przetrwać należy eliminować. Nie jednoczyć się, bo w końcu zostaje tylko jeden. Dlatego trzeba udawać fałszywą przyjaźń, trzymać z silniejszym, bardziej popularnym. Śmieszni, aczkolwiek uczciwi zawsze przegrywają. Zastanawiałem się, dlaczego formuła polegała na tym aby wybierać do odstrzału tego nielubianego, a nie na przykład wybierać kogoś kto powinien zostać, bo ma np autorytet.
Łatwiej jednak kogoś ośmieszać niż udowodnić swoje zalety.
I na tym opiera się dzisiaj ta cała nasza polityka.
Gratuluję coraz większej liczby odwiedzin na stronie. Podświadomie czuję, że sam znacznie się do tego przyczyniam. W końcu mnie też czytają.
Rok 2010 był najgorszym rokiem w powojennej Polsce. Co do tego nie ma wątpliwości.
Pozwolę sobie przytoczyć listę nieszczęść spisanych przez Janusza Wojciechowskiego
1. Tragedia i farsa smoleńska. Tragedią jest śmieć 96 ludzi, a farsą śledztwo, albo raczej jego brak.
2. Powódź – kilkanaście ofiar śmiertelnych i największe w historii polskich powodzi zniszczenia materialne. Ludzi zalewa woda i zalewa krew na państwo, które jest coraz bardziej bezradne wobec żywiołu.
3. Mroźna zima i śmierć kilkudziesięciu zamarzniętych bezdomnych. Nawet nie wiem ilu, bo nikt ich już skrupulatnie nie liczy. Zimno jest, to zamarzają.
4. Katastrofa pod Nowym Miastem nad Pilicą. 18 trupów w jednym niewielkim busie i tragiczne przypomnienie polskiej biedy, która w takich busach się tłoczy, żeby dojechać do marnej pracy po nędzny zarobek. Władza zrozumiała z tego nieszczęścia tyle, że przez tydzień kontrolowała busy.
5. Katastrofa pod Berlinem i trzynaście ofiar, wracających z wycieczki zagranicznej. Nieszczęście, z którego poza przypomnieniem kruchości ludzkiego życia, żaden morał nie wynika. Może jedynie taki, że coś za często nam się te autokary rozbijają.
6. Tragedia w Łodzi, gdzie ojciec udusił dwoje dzieci. Drastyczny, choć nie pierwszy podobny przypadek. Trudno pojąć, co ludzi pcha do takich zbrodni.
7. I wreszcie łódzka śmierć Marka Rosiaka, poniesiona w niepojętym akcie politycznej nienawiści do Prawa i Sprawiedliwości. Próbowano zatrzeć jej sens, a potem skryć we mgle zapomnienia. Częściowo się to udało…
Ile z tego zrobił Tusk, ile Bóg trudno stwierdzić.
Może poniższy kawał coś rozświetli.
Ciężko facet pracował, ożenił się, zbudował dom, miał spokojne i kochane dzieci. Pewnego dnia rozpętała się straszna burza, wszystko legło w gruzach, zginęła cała rodzina faceta. Po kilku latach otrząsnął się z bólu, spróbował raz jeszcze i … udało się!!! Zbudował nowy dom, nową żonę poślubił. Przyszła powódź i … zabrała dom, rodzinę. Zrozpaczony facet usiadł i zapłakał : DLACZEGO ?? Boże DLACZEGO????
Wśród gromów i blasków otworzyły się chmury i wyjrzał Pan dobrotliwy i spojrzał na nieszczęsnego, który go wzywał.
I rzekł Bóg:
„Bo Cię chu.. nie lubię.”
Widzisz father boss, to jest trochę jak w opowieści Wańkowicza. Pod Monte Cassino podczas przerwy w walce Anglik strasznie się wkurzył, bo zabrakło mleka skondensowanego do jego cup of tea. Polscy kumple mu tłumaczą, że przecież wojna jest i braki w zaopatrzeniu to nic takiego. Na to wkurzony Anglik: no właśnie, wojna, jak oni chcą wojnę wygrać, skoro mleka na czas nie potrafią dostarczyć.
Po prostu u nas w Polsce zrobiło się bardziej normalnie i ludzie zaraz myślą, że ktoś za nich wszystko zrobi. No i stracili tę inicjatywę „oddolną”. Moja jednokierunkowa ulica ma parking wzdłuż i oczywiste jest, ze służby miejskie go nie odśnieżą, bo zawsze stoi sporo samochodów. Zatem co za problem wziąć łopatę i sobie odśnieżyć? Każdy kawałek i już. Ale cwaniaczek w beemwu woli warować godzinami przy oknie i sprawdzać, czy nie odjechał ktoś, kto odśnieżył miejsce parkingowe.
Być może masz rację i ta filozofia rodem z Big Brothera przeżarła mu mózg. Na pewno jednak ani Tusk, ani nawet Kaczyński nie mają z tym nic wspólnego. Jego postawa to wynik koło (na oko) trzydziestu lat wychowania.
Co do nieszczęść – nie nazywałbym głupoty bogiem. Bywałem w życiu bardzo biedny, ale nie bywałem głupi. Dla mnie te nieszczęścia to kwestia przypadków, zbiegów okoliczności i niestety ludzkiej głupoty także.
Ale skoro wy – katolicy, uważacie to za dzieło boskie, to zastanówcie się, czemu wasz bóg was tak nie lubi. Zdaje się, ze ma powody. 😉