Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Pachołek Rosji i solidarni

Prawie po każdym politycznym tekście sam sobie przysięgam, że będę bieżące wydarzenia traktował z większym dystansem i skupię się raczej na swoich fascynacjach artystycznych, ewentualnie na pisaniu pamiętnika. Potem nagle, jak królik z kapelusza wyskakuje kolejne wydarzenie, kolejny polityczny humbug. Zaczynam się wściekać i muszę to napisać.
Tym razem zaskoczyła mnie „Solidarność”. Nie, zaskoczyła to nie jest właściwe słowo. To towarzystwo spod znaku palonej opony nie jest już w stanie mnie zaskoczyć. Natomiast rozwścieczyć tak.
Mamy powódź, wszystko wskazuje na to, ze potężniejszą niż ta sprzed trzynastu lat. Zapewne kolejne rządy i posłowie mają na sumieniu grzech zaniedbania. Może można było tu i ówdzie zbudować mocniejsze wały, nie pozwolić na powstawanie osiedli na zalewowych terenach, zarządzić obowiązkowe ubezpieczenia. Być może dziś straty byłyby nieco mniejsze, więc niech się politycy uderzą w piersi – swoje, nie cudze – wszyscy, od lewej do prawej. Oczywiście gdyby te niepopularne działania wdrażali, to też byłyby pretensje, choć innego rodzaju. Dziś już wiadomo, że podwyższone wały na wrocławskim Kozanowie nie powstały z powodu problemów z właścicielami nadrzecznych gruntów. Na toruńskim Kaszczorku ludzie budowali domy, choć doskonale wiedzieli, że to tereny zalewowe. Zatem nie wszystkiemu są władze winne. I nie wszystko można przewidzieć i nie wszystkiemu można było zapobiec. Dziś wszystko wskazuje na to, że władze różnych szczebli, straż, policja i wojsko dają sobie radę całkiem nieźle. A jeszcze ważniejsze jest to, że ludzie dają sobie radę. Nie czekają, aż ktoś im wyda rozkazy. Wspólnie ratują swój dobytek, pracują przy umacnianiu wałów w poczuciu, że to co wspólne jest nasze. Może lepiej popracować, niż patrzeć jak na miasto leje się woda – tak powiedział reporterowi Gazety Wyborczej młody licealista z Pomorza. To nie jest tylko dbałość o swoje, ale także o nasze. To jest prawdziwa solidarność.
A co robi związek zawodowy „Solidarność”, który chlubi się tradycjami walki z komunizmem? Czy może zorganizowano pomoc przy obronie huty szkła w Sandomierzu przed zalaniem? Związkowcy autokarami z Gdańska przyjechali pomóc kolegom? A może specjalne ekipy związkowców zorganizowały się aby pomagać przy umacnianiu wałów przeciwpowodziowych wzdłuż Wisły lub Odry? Może związkowcy chociaż zrobili jakąś spektakularną zbiórkę pieniędzy na rzecz poszkodowanych przez powódź?
Nie. Za setki tysięcy złotych zorganizowali w Krakowie wiec wyborczy dla poparcia Jarosława Kaczyńskiego. Ponad dwa tysiące solidarnościowców autokarami z całej Polski przyjechało na polityczną manifestację. W czasie, gdy ludzie walczą z powodzią, największy w kraju związek zawodowy urządza polityczny festyn. Oczywiście odbyło się to przy aprobacie krakowskiego kardynała Dziwisza, który dla związkowców odprawił mszę. Jak na ironię powiedział, że niedawna katastrofa smoleńska i powódź to doświadczenia, które skłaniają do refleksji nad ludzkim losem i wyzwoliły w Polakach poczucie solidarności z tymi, których one dotknęły. Tylko tej solidarności w Krakowie nie było. Przewodniczący Śniadek zamienił ją z kumplami na narodowo-katolicki socjalizm. Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem – grzmiał przewodniczący związku w swoim przemówieniu. To ja zapytam: panie Śniadek, kto panu dał prawo decydować i określać kto i kiedy jest Polakiem? Będzie pan patrzył na podniebienie, zaglądał do ksiąg parafialnych czy może w spodnie?
Na tym wiecu pojawiły się tez karykatury premiera jako pachołka Rosji, zresztą po smoleńskiej katastrofie, a nawet kilka dni wcześniej też słyszałem z kręgów wielbicieli braci Kaczyńskich takie właśnie określenie pod adresem premiera.
Jest piękna książka amerykańskiej pisarki Harper Lee, którą czytałem jako bardzo młody człowiek. Powieść nosi tytuł Zabić drozda. Narratorka jest dziewięcioletnia dziewczynka zwana przez ojca Smykiem, a wydarzenia rozgrywają się w latach trzydziestych w Alabamie. Ojciec dziewczynki jest adwokatem, który podejmuje się obrony Murzyna, co nie przysparza mu popularności. Na marginesie dodam, że w adaptacji filmowej tej książki rolę ojca genialnie zagrał Gregory Peck. Gdy mieszkańcy miasteczka coraz bardziej nienawidzą ojca małej Jean Louise i rzucają pod jego adresem wyzwiska, dziewczynka postanawia porozmawiać z ojcem i pyta go:
– Więc ty na pewno nie jesteś murzyński pachołek, prawda?
– Jestem. Robię, co mogę, żeby służyć wszystkim. Czasem mi ciężko… Dziecino, wcale nie obrażają takie wyzwiska, chociaż temu, kto je rzuca, wydają się najgorszą obelgą. Dowodzą tylko ubóstwa umysłowego osób, które nimi szafują i bynajmniej nie ranią.
– odpowiada ojciec.
Być może ten cytat byłby najlepszą puentą. Jednak chcę dodać własną – też jestem pachołkiem Rosji, też zapaliłem znicz na grobach rosyjskich żołnierzy w dniu ich rocznicy zwycięstwa i też chciałbym żyć w Polsce, która ma dobre i życzliwe stosunki ze wszystkimi sąsiadami, tymi z zachodu i ze wschodu. Zatem panie Śniadek, zgodnie z waszym rozumieniem tego określenia to w Polsce jest nas dużo – pachołków Rosji. Przekonacie się o tym 20 czerwca, gdy wasze chore urojenia znajdą się tam, gdzie ich miejsce – na politycznym śmietniku historii.

Oceń felieton

2 komentarze “Pachołek Rosji i solidarni”

Możliwość komentowania została wyłączona.