Nie ma co ukrywać. Nie lubię. Choć sam nie zapominam dbać o jędrność języka i nie uważam się za purystę, to monotonne i rytmiczne powtarzanie wulgaryzmów trudno mi uznać za sztukę. Jeśli jeszcze dołożymy do tego komputerowe miksowanie gotowych sampli, to mamy dokładną definicję tego, co według mnie sztuką na pewno nie jest.
Pewnego niedzielnego popołudnia przypadkiem stałem się odbiorcą pewnego wywiadu w pewnej stacji telewizyjnej. Nazwy nie podam, żeby jej nie reklamować (chyba, że mi zapłacą). Znany dziennikarz rozmawiał z kompletnie mi nieznanym młodym człowiekiem w dziwacznych okularach i kozią bródką. Pomimo dziwnego wyglądu ów młody człowiek wypowiadał się w sposób bardzo interesujący na tematy, które dla nas wszystkich są i powinny być ważne.
Mówił o historii, ojczyźnie i polityce, i w tym kontekście o swoich projektach artystycznych. I było to bardzo ciekawe. Zaciekawił mnie tak bardzo, że znalazłem nieco informacji o nim i jego projektach. Młody człowiek nazywa się Łukasz Rostkowski i oto próbka jego twórczości.
Zdecydowanie to jest sztuka. Zdecydowanie to jest artysta.
Nadal jednak nie podoba mi się taka muzyka. Ale cóż, za Pendereckim też nie przepadam, a miana artysty bym mu nie odmówił.