Mam taką swoją teorię, na temat życia intymnego rodaków. Teorię, która sięga głęboko w przeszłość. Powstała kiedyś podczas maratonu znanego jako „nocne Polaków rozmowy” i w tym sensie jest teorią nie tylko moją, ale i przyjaciela, z którym te rozmowy toczyłem.
Powszechnie wiadomo, że pojęcie „Matki Polki” wywodzi się z okresu powstań narodowych, z początków XIX wieku i ma niewątpliwie pozytywne konotacje. Jednak we współczesnym języku potocznym to już nie jest tak oczywiste. Pod określeniem „Matki Polki” kryje się bowiem przeciętna współczesna kobieta, która ze swego poświęcenia, dla rodziny, dla dzieci czyni pewną cierpiętniczą ideologię.
Sięgnijmy zatem do korzeni. Po fatalnym dla Polski wieku siedemnastym, kolejne stulecie przyniosło osłabienie państwa, rozpad instytucji państwowych i edukacji. W pewnym momencie nasi przodkowie zaczęli naprawiać swe błędy (i błędy poprzednich pokoleń), ale już było za późno. Polska straciła niepodległość. Z tym jednak Polacy nie potrafili i nie chcieli się pogodzić. Stąd kolejne powstania, zaczynając od Kościuszkowskiego, a na Styczniowym kończąc. Kolejne powstania wyniszczały naród biologicznie, najbardziej zaś ostatnie – Styczniowe. Udział w kolejnych powstaniach brali przede wszystkim mężczyźni silni, konsekwentni i odważni. Wydaje się, że najlepsi z punktu widzenia genetyki*. W domu zostawali najsłabsi fizycznie, z chwiejnym i niezdecydowanym charakterem, kunktatorzy.
Po każdym kolejnym powstaniu zostawały samotne kobiety obarczone dziećmi i odtąd musiały wypełniać wszystkie role w rodzinie. Zająć się wychowaniem dzieci, ale także utrzymaniem w sensie materialnym. Istotny wpływ na kształtowanie kolejnych mężczyzn miało wychowanie bez ojcowskich wzorów. Kobiety wychowywały synów tak, aby ich uchronić od losu ojców, a więc mimowolnie odbierając im jakąś cześć męskości.
Te, które były młode i wybierały partnerów życiowych, miały coraz mniejszy wybór.
Doskonale widać to w literaturze pozytywistycznej, która chętnie malowała takie scenki obyczajowe. W noweli ABC Orzeszkowej mamy rodzeństwo Lipskich, dzieci dawnego nauczyciela, który być może stracił posadę po powstaniu. Syn Mieczysław jest chwiejny i przerażony rzeczywistością, a osobą wykazująca hart ducha i odwagę jest jego siostra Joanna. W wielu też utworach są przedstawione kobiety, które same zajmują się dziećmi, zresztą prawdziwe losy takich postaci jak Konopnicka, czy Orzeszkowa bardzo przypominają te literackie przykłady.
Ten fatalny dla polskiej nacji stan rzeczy nie skończył się na okresie zaborów. Naród utracił wielu najlepszych swych obywateli kolejno jeszcze podczas pierwszej i drugiej wojny. Za każdym razem pogłębiało to sytuację, gdy kobiety musiały troszczyć się zamiast mężczyzn o utrzymanie rodziny i wychowanie dzieci. Mężczyzna, jeśli był, to był często bezużyteczny. Doskonałym przykładem może być Dulski ze znanej komedii Gabrieli Zapolskiej. Z nowszych przykładów pasuje tu świetnie postać grana przez Zbigniewa Cybulskiego w filmie Giuseppe w Warszawie.
W ten sposób w obyczajowości polskiej utrwaliło się traktowanie mężczyzny jako trutnia, którego jedynym zadaniem, jakie potrafi wypełnić, jest spłodzenie dzieci, a później już staje się jedynie balastem dla umęczonej codziennymi staraniami o przetrwanie żony.
Konsekwencje są bardzo głębokie. W oczach mężczyzny kobieta po kilku latach małżeństwa zaczynała przypominać jego własną matkę i tak też się zachowywała. Można więc mówić o szacunku, ale trudno już o miłości, a seks staje się wręcz brzydkim słowem.
Niestety taki wizerunek jak powyżej wciąż był aktualny, nawet jeszcze w latach siedemdziesiątych, a na wsi jeszcze dłużej. Niewątpliwą przyczyną tego stanu rzeczy jest – z jednej strony – socjalistyczna bieda i szarość dnia codziennego, a z drugiej wspólne państwowo-kościelne potępienie seksu. Wystarczy przypomnieć, że liczba książek na temat edukacji seksualnej była żałosna. Znany podręcznik Wisłockiej pojawił się dopiero pod koniec epoki gierkowskiej. Dla odróżnienia w zachodnioeuropejskim lub amerykańskim wizerunku żony pracującej w domu (housewife) kładzie się akcent na szczęście i zadowolenie, a nie poświęcenie i cierpienie. W reklamach, artykułach prasowych, w telewizji, żona jest ładna i zadbana, nawet kuchenny fartuszek jest seksowny i modny. Ale też zachodnia żona była żoną „domową”, o utrzymanie rodziny troszczył się mężczyzna, a dążenia kobiet do pracy zawodowej były raczej wynikiem aspiracji, a nie konieczności ekonomicznej. U nas mężczyzna nie dość, że obarczony tradycją trutnia, to jeszcze w realnym socjalizmie nie był w stanie zarobić na utrzymanie rodziny. Żona zatem pracowała na dwa etaty.
Wśród kobiet zaś tradycyjnie, przekazywane z pokolenia na pokolenie, pokutuje przeświadczenie o konieczności poświęcenia się, co dla większości oznacza rezygnacje z własnych pragnień i szczęścia. W tych warunkach „Matka Polka” jest nie tylko brzydka lub przynajmniej skandalicznie zaniedbana, jest zgorzkniała i nieprzyjemna, bo w głębi duszy ma wciąż wrażenie, że tak być nie musi. Jednak przez blisko dwieście lat polskie kobiety jako partnerów dostawały coraz to gorszy „materiał genetyczny”, „prawdziwi” mężczyźni zwykle ginęli w powstaniach i na wojnach. To spowodowało również tradycyjne, przekazywane z pokolenia na pokolenie, wzorce zachowań w małżeństwie i poza nim. Dla kobiet wejście w małżeństwo było końcem radośnie pojmowanej kobiecości i było początkiem cierpienia i wyrzeczeń. Dla mężczyzny zaczątkiem swoistego rozdwojenia jaźni (żona żadną miarą nie pasuje do wizerunku kobiety, z którą może się spełnić seksualnie). Tak więc w przeciętnym małżeństwie okres godowy, czas miłości mężczyzny i kobiety z reguły kończył się wraz z pojawieniem się pierwszego dziecka.
W ferworze walki płci kobiety nie zauważyły, że coś się zmieniło. Po pierwsze, gdy pojawiły się kolejne powojenne pokolenia, po drugie – gdy przestał istnieć realny socjalizm. Współczesny mężczyzna nie jest już Dulskim, który wokół stołu „robi” trasę do Kopca Kościuszki i z powrotem. Jest zaradny i energiczny, potrafi pogodzić obowiązki zawodowe z rodzinnymi, umie być jednocześnie ojcem i mężem. Od żony nie oczekuje poświęcenia, ale wspólnego dążenia do tego, żeby w małżeństwie być szczęśliwym.
Zatem i kobieta współczesna powinna bardziej zadbać o siebie i swe szczęście i zrozumieć, że dzieci nie oznaczają ani końca kobiecości, ani możliwości osiągnięcia zadowolenia z małżeństwa. Wydaje się, że obecne pokolenie młodych kobiet jest w stanie odciąć się od cierpiętniczej tradycji swych szacownych przodkiń. I oby się tak stało, by już na zawsze przestała być aktualna słynna Litania do matrony krakowskiej Boya Żeleńskiego oraz jej zakończenie:
I tylko w tęsknocie żyjem,
Czy nie wstanie jaki Wandal,
Co przepędzi babę kijem
I zakończy raz ten skandal!…**
Czego sobie i wam życzę. 🙂
—
* Takie stwierdzenie nie czyni mnie jeszcze absolutnym zwolennikiem darwinizmu. Jednak symptomatyczne jest, że w normalnych warunkach to samiec najsilniejszy, najbystrzejszy, atrakcyjny, zdobyłby samicę. W naszych głównie wojennych warunkach, ten atrakcyjny ginął często bezpotomnie. A jeśli nawet nie, to często rola jego kończyła się na spłodzeniu potomka, zaś nie zdążył być mężem i ojcem.
** Jako tradycyjna szowinistyczna męska świnia, nie mogłem sobie odmówić radości wklejenia tu choćby krótkiego cytatu z Żeleńskiego. 🙂
Komentarz do “Matka Polka”
„Pod określeniem “Matki Polki” kryje się bowiem przeciętna współczesna kobieta, która ze swego poświęcenia, dla rodziny, dla dzieci czyni pewną cierpiętniczą ideologię.”
Zaraz zaraz, ONA czyni?? Toż trudno o bardziej patriarchalną konstrukcję, niż owa Matka-Polka! Ona tu żadnej ideologii nie czyni, ona jest ofiarą tej ideologii.
„W ferworze walki płci kobiety nie zauważyły, że coś się zmieniło.” Tego też nie rozumiem. Które kobiety? Bo chyba nie Matki-Polki, które opisujesz, walczyły o równość płci? I jak to nie zauważyły, skoro właśnie w efekcie tejże walki nastąpiła przynajmniej część tych zmian? ;D
„Zatem i kobieta współczesna powinna bardziej zadbać o siebie i swe szczęście i zrozumieć, że dzieci nie oznaczają ani końca kobiecości, ani możliwości osiągnięcia zadowolenia z małżeństwa.”
Zgadzam się, że kobiety powinny zadbać o swoje szczęście. Natomiast o siebie to by mogli zadbać współcześni mężczyźni. Niech zrozumieją, że kobiety też chciałyby mieć zadbanych, seksownych i wysportowanych partnerów.