Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Putiniada 2014

Putiniada 2014

Rosjanie nie mają zbyt wielu powodów do zadowolenia. Sytuacja gospodarcza jest kiepska od lat, przeciętny Rosjanin ledwie wiąże koniec z końcem, w skali makroekonomicznej pojawiają się problemy, które są trudne do pojęcia. Łatwo dostępne źródła gazu i ropy kończą się, wydobycie pozostałych wymaga technologii, których Rosja nie ma i które są drogie. Armia jest ogromna, kosztowna, ale niewydolna, technicznie zacofana nawet w stosunku niewielkich armii krajów środkowej Europy. Co Putin dziś ma do zaoferowania swoim obywatelom?

Festiwal złudzeń

Dość powszechne jest mniemanie, że Putin zrobił porządek z oligarchią rosyjską, ukrócił jej samowolę i zlikwidował ogromne nierówności społeczne w Rosji. Nic bardziej fałszywego. Putin powsadzał do więzień kilku oligarchów, którzy postanowili swoich sił spróbować w polityce i na swoje nieszczęście mieli zupełnie inną koncepcję państwa niż Włodzimierz Władymirowicz. Modelowym przykładem jest Chodorkowski, który – mając w perspektywie kolejne oskarżenia – ukorzył się i uwolniony wyjechał z kraju. Oligarchowie jednak mają się dobrze, pod warunkiem, że przyjęli do wiadomości zasadę posłuszeństwa i zdają sobie sprawę, że to Putin jest największym oligarchą. Nierówności społeczne są dalej i podobnie jak w Związku Sowieckim są równi i równiejsi.

Stara anegdota mówi, że rosyjskiego chłopa zapytano: Wania, co byś ty zrobił, gdybyś był carem?
Chłop – gdy już ochłonął z przerażenia wywołanego tak obrazoburczą myślą – odpowiedział: Stanąłbym tu na rozstajach i każdego przechodzącego walił w mordę.
Stara ta historyjka bardzo dobrze pokazuje czym dla rosyjskiego człowieka jest władza. Władza może dać w mordę, władzy trzeba słuchać, władzy trzeba się kłaniać. Tak było w czasach carskich, nic się nie zmieniło w czasach komunistycznych i nadal jest tak samo. To jest kilkaset lat doświadczeń na poziomie pokoleniowym, nieledwie już genetycznym. Posłuszeństwo i poddaństwo. Legenda Putina pokazuje przywódcę i ojca narodu, jako wysportowanego mężczyznę, myśliwego i żołnierza, a jednocześnie troszczącego się o swój naród. To typowa legenda dobrego cara, jak dzieje się źle, to znaczy, że urzędnicy zawinili, to oni kradną, to oni cara oszukują i spotka ich kara.

Rosja jest nadal krajem o mentalności komunistycznej z władzą restrykcyjną i utrudniającą życie obywatelom. Rosjanie się do tego przyzwyczaili i wydaje im się, że inaczej być nie może. Kiepskie perspektywy rozwojowe sprawiają, że Putin nie jest w stanie zaoferować Rosjanom lepszego życia, ale może im dać spełnienie marzeń o Wielkiej Rosji. Od upadku komunizmu tego im właśnie brakuje. Rosja straciła kraje nadbałtyckie, wpływy w Europie wschodniej, Gruzję i kraje środkowej Azji znad Morza Kaspijskiego. Imperium zostało złamane i upokorzone. Rosjanie odbierają upadek Związku Sowieckiego jako osobistą porażkę. Kraje, którym według ich pojęcia, żołnierze Armii Czerwonej przynieśli ogromnym kosztem wyzwolenie z łap faszystowskich oprawców, pogardziły tą radziecką wolnością, rozbiły Układ Warszawski i RWPG. W rosyjskim pojęciu zdradziły. A teraz chcą jeszcze oderwać Ukrainę.

Kłamstwa i nieprawdy

1. Jednym z często powtarzanych kłamstw podczas aneksji Krymu przez Rosję i w czasie pierwszych rebelii na wschodniej Ukrainie było to, które stwierdzało, że przeważająca część ludności wschodnich regionów Ukrainy to Rosjanie. W tej sytuacji mają oni prawo do referendum, dzięki któremu byłaby możliwość pokojowego rozstrzygnięcia przynależności tych ziem do Rosji. Tak naprawdę przewagę procentową Rosjanie mają jedynie na Krymie. Prawdę pokazuje przedstawiona poniżej mapa.

Etniczny skład Ukrainy
Ukraińcy na Ukrainie © Wikipedia

Interesujące jest, że ci sami piewcy prawa ukraińskich Rosjan do samostanowienia, zaczynają zwykle śpiewać na zupełnie inną nutę, gdy chodzi o Kosowo (Rosja była przeciwna wyodrębnieniu Kosowa), a nasi polscy obrońcy Rosji nie są już tak wolnościowi, gdy jest mowa o przyznaniu autonomii Kaszubom lub Ślązakom.

2. Krym został wyzwolony z rąk ukraińskich przez samych mieszkańców, bez udziału Rosji – to kłamstwo drugie, równie początkowo popularne. Teraz i minister obrony, i prezydent nie wstydzą się opowiadać, że do „zwrócenia Krymu” doszło przy udziale regularnej armii. A jeszcze kilka miesięcy temu tę informację oni sami uparcie dementowali, a uzbrojeni ludzie w mundurach armii rosyjskiej byli nazywani przez nich ochotnikami, którzy nabyli uniformy w sieci sklepów Wojentorg (Dziennik „Wiedomosti” za „Gazetą Wyborczą”). Warto też przypomnieć, że podstawowym motywem bezprawnego zagarnięcia przez Rosję Krymu jest baza Floty Czarnomorskiej, a nie kwestia prawa do samostanowienia mieszkańców Krymu.

3. Jednym z najbardziej bezczelnych kłamstw jest twierdzenie, że to Ukraina ponosi winę za trwającą wojnę. Ponosi ją w takim samym stopniu jak Polska w 1939 roku. Nie byłoby wojny z Niemcami, gdyby Polska się nie broniła, a skoro się broniła to była winna. Tak twierdzono prawie oficjalnie na Zachodzie, nie byłoby wojny, gdyby Polska potulnie zgodziła się oddać Niemcom eksterytorialny korytarz. Nie byłoby wojny dziś, gdyby Ukraina bez walki oddała Rosji jedną trzecią kraju. Jednak jakim prawem mielibyśmy od Ukrainy takie postawy oczekiwać? Twierdzenie, że Ukraina ponosi całą odpowiedzialność, za wojnę z Rosją, to znaczy, że ta wojna się toczy. A przecież ci sami kłamcy twierdzą, że Rosja nie bierze udziału w walkach.

4. Rosyjska armia nie bierze udziału w walkach na Ukrainie. To kłamstwo rozpowszechniane według starych sprawdzonych goebbelsowskich wzorów. Jednak w to nie wierzy się nawet w samej Rosji. Wojskowy komentator „Nowej Gaziety” szacuje, że obecnie na Ukrainie jest obecny kontyngent wojskowy w liczbie od 3 do 4 tysięcy żołnierzy. Jeśli nasi żołnierze nie walczą na Ukrainie – pyta dziennikarz „Wiedomosti” – to gdzie zginęli ci, których niedawno pochowano?
Dziennik przypomniał, że kilka dni temu Minister Obrony odznaczył 76. Dywizję Powietrzno-desantową z Pskowa odznaczeniem bojowym – Orderem Suworowa. Kilka dni temu też pochowano (prawdopodobnie blisko stu) żołnierzy tej dywizji. Początkowo powiedziano rodzinom, że polegli pod Ługańskiem. Ale oficjalne przyczyny zgonów to zawał lub wylew, pisze rosyjski dziennik.

5. Ukraina nie wpuściła konwoju humanitarnego nad którym patronat objął Czerwony Krzyż. Rosjanie nie zgodzili się na pełną kontrolę konwoju, zatem Czerwony Krzyż nie zgodził się na firmowanie konwoju. W tej chwili nie mamy z tym konwojem nic wspólnego – powiedział Frederic Joly, rzecznik tej organizacji – Nie zgadzamy się, by akcja humanitarna odgrywała polityczną rolę w konflikcie ukraińskim. Konwój wjechał przez przejście graniczne kontrolowane przez separatystów i wkrótce potem nastąpiła kolejna ofensywa separatystów w kierunku południowym. Co było zawartością ciężarówek?

6. Ukraińcy zestrzelili malezyjski samolot cywilny. Warto sobie uświadomić, co dziś w Rosji pisze się o tym incydencie.
„Komsomolska Prawda” znalazła rosyjskiego Macierewicza, który co prawda nazywa się Jurij Antipow, ale zna się równie dobrze na katastrofach lotniczych i lotnictwie wojskowym. Jest on zadania, że samolot zestrzelony nad Ukrainą nie jest podobny do tego, który wyleciał z Amsterdamu, ale jest podobny do tego, który wystartował z Kuala Lumpur 8 marca. Pasuje ta teoria do relacji o rzekomo „nieświeżych” ciałach, które widział na miejscu katastrofy Igor Girkin-Striełkow, oficer rosyjskiej FSB – dowodzący wówczas rebeliantami na tym terenie. Powstaje pytanie, po co jedna z najważniejszych prorządowych gazet publikuje tak oczywiście debilne teorie, skoro to nie Rosjanie zestrzelili samolot?
Na nieszczęście Putina Ukraina jest pod baczną obserwacją amerykańskiego systemu satelitarnego. Już parę dni po katastrofie Amerykanie opublikowali zdjęcia, dane i obliczenia, które lokalizują dokładnie wyrzutnię BUK, którą rebelianci dostali z Rosji, a obsługę jej stanowił oddział rosyjski, dowódcą rebeliantów był również człowiek z Rosji.

7. Rosyjscy żołnierze, których wzięła do niewoli armia ukraińska, trafili na Ukrainę przez pomyłkę w czasie manewrów na terenach Rosji. Zapewne „przez pomyłkę” Rosjanie jeszcze nie raz trafią tam, gdzie toczą się jakieś działania wojenne, w których rzekomo Rosja nie bierze udziału. Nie można się oprzeć przed porównaniami z „bratnią pomocą” jakiej udzielała Armia Czerwona Węgrom w 1956 i Czechosłowacji w 1968. Są to tak samo bezczelne i jednocześnie głupie wymówki.

8. Sami Ukraińcy nie chcą walczyć za swój kraj, bo się z nim nie identyfikują. Typowe kłamstwo z gatunku FUD wynalezionego przez Microsoft. Rozpowszechnianie pocztą pantoflową plotek o klęskach, przegranych potyczkach, utraconych pozycjach z powodu nieudolności i tchórzostwa Ukraińców. Sytuacja pokazuje, że jest odwrotnie. Ukraińska armia po pierwszym okresie szoku i rozsypki zaczęła odzyskiwać tereny zajęte przez „separatystów” – przez niektórych nazywanych „zielonymi ludzikami”. Rosyjski konwój „humanitarny”, który wjechał z pomocą, nie był przypadkowy i nieprzypadkowo wjechał od strony Ługańska zajętego przez rebeliantów. A wkrótce potem nastąpiła ofensywa „separatystów” w stronę Mariupola. Rebelianci oczekują coraz to większej pomocy, nie potrzebowaliby jej, gdyby armia ukraińska dezerterowała i wciąż się wycofywała.

9. Ukraińcy to prymitywni faszyści, którzy chcą wymordować Rosjan, dopuszczają się zbrodni wojennych, a ich zamiarem jest również wymordowanie Polaków. W każdym współczesnym kraju są dziś organizacje neofaszystowskie. Zaczynając od samej Rosji, poprzez Polskę, na demokratycznej Szwecji i Norwegii kończąc. Nikt jednak nie twierdzi, że Szwedzi to sami faszyści. Nikt też nie ocenia wszystkich Rosjan przez pryzmat kilku faszystowskich i rasistowskich organizacji.

Historia kołem się toczy

Kolejnym internetowym hoaxem powtarzanym dość powszechnie, jest mniemanie, że Europa nie dała żadnej szansy Rosji na pokojowe rozwiązanie konfliktu. Europa rzekomo miała być agresywna i ograniczać się wyłącznie do gróźb i sankcji. Kompletna brednia stworzona chyba przez propagandowy sztab Putina. Po pierwsze konflikt wewnątrzukraiński nie wymagał od Rosji interwencji zbrojnej, zrobiła to na własne życzenie, nie chcąc dogadywać się z nowym rządem na temat stacjonowania Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu.

Teoria rzekomej ostrej postawy Unii Europejskiej kompletnie nie przystaje do rzeczywistości w sytuacji, gdy Francja nie zamierza stosować embarga, a przynajmniej nie wobec podpisanych już kontraktów wojskowych, z sankcjami nie zgadza się Słowacja, a Węgry wręcz ostentacyjnie podpisały z Rosją umowę o modernizacji elektrowni atomowej. Orban wyraźnie popiera Putina wbrew stanowisku Unii. Sankcje ogłaszano „z pewną taką nieśmiałością” i dopiero retorsje Rosji wobec importu z UE spowodowały mocniejszą reakcję. Putin zauważył, że może rozgrywać poszczególne kraje i nie liczyć się z Unią i tak się właśnie dzieje.
NATO z jednej strony przypomina, ze będzie bronić swych członków, ale znacznie mocniej przypomina, że Ukraina nie należy do sojuszu. Amerykanie wciąż przypominają, że wiąże ich umowa z Rosją i nie będzie żadnych stałych baz NATO na terenie państw Europy Środkowej i Wschodniej. Cichutko natomiast jest na temat tego, że Rosja bez skrupułów złamała postanowienia memorandum budapeszteńskiego, w którym gwarantowała Ukrainie nienaruszalność granic. Zarówno Europa, jak i USA okazały się wobec Rosji bardzo ugodowe i miękkie, pozwalając przez to na kolejne coraz dalej idące działania Rosji na Ukrainie.

Nie da się ukryć, że dzisiejsza sytuacja bardzo przypomina Europę z 1938 roku. Angielski premier Chamberlain wracał triumfalnie z Monachium twierdząc, że załatwił Europie sto lat pokoju, tymczasem dwa lata później brytyjskie wojsko brało cięgi pod Dunkierką, a za kolejne parę miesięcy losy Zjednoczonego Królestwa wisiały na włosku. Francuzi nie chcieli umierać za Gdańsk, a w 1940 okazało się, że nie mają ochoty umierać także za Francję, a Druga Wojna Światowa jest w sporej części historią francuskiej hańby.

Po 1989 roku wydawało się wszystkim, że oto nadchodzi nowa era, że agresja jako sposób uprawienia polityki odchodzi w niepamięć, że obronny sojusz NATO będzie w stanie zapewnić pokój na świecie i uchronić nas przed kolejną wojną światową. Dla Polski oznaczało to wreszcie szansę, której nie otrzymała w 1945 roku. Dziś widać, że przynajmniej w pewnej części mieliśmy bardzo optymistyczne złudzenia. Jak kiedyś hitlerowskie Niemcy, tak dziś Rosja stopniuje napięcie i sprawdza, jak daleko może się posunąć. Europa i Stany Zjednoczone wciąż pozostają w szoku po kryzysie ekonomicznym. Amerykański prezydent dał się ograć Putinowi już kilkakrotnie, w Europie każdy kraj ma wobec Rosji swoją politykę, a Putin ma gaz i już dziś ustami swego ministra daje do zrozumienia, że zimą tę kartę przetargową wykorzysta. W tej sytuacji polski premier, który od dawna zabiega o spójną europejską politykę energetyczną i europejską solidarność energetyczną, wyrasta do roli wręcz jasnowidza, którego na nieszczęście Europy nie słuchano zbyt uważnie. Jeśli polityka europejska dalej będzie szła ścieżką wytyczoną przez Chamberlaina, to koniec będzie równie żałosny jak nieco ponad siedemdziesiąt lat temu.

Куда господин Путин?

Putin prowadzi politykę faktów dokonanych. Dokonał aneksji Krymu i sprawdzał jakie są reakcje świata. Reakcje świata ograniczyły się do świętych wyrazów oburzenia, zaś Ukraina w w stanie permanentnego kryzysu politycznego nie potrafiła podjąć obrony. Zatem Putin wykonała następny krok.
Pojawili się „separatyści” na wschodnich obszarach Ukrainy, formowali własne armie, ogłaszali „niezależne” republiki ludowe. Stany Zjednoczone wraz z Unią europejską wysłały jeszcze więcej wyrazów oburzenia. W odpowiedzi Rosja wysłała na Ukrainę jeszcze więcej tzw. zielonych ludzików. Eskalacja działań wojennych i prowokacji rosyjskich stała się rzeczywistością. Świat niemrawo zareagował na zestrzelenie cywilnego samolotu, nie zareagował wcale na wprowadzenie rzekomego konwoju humanitarnego, więc Putin wyznaczył nowe cele. Dziś celem jest Donbas, czyli Donieckie zagłębie węglowe i jednocześnie potencjalnie ważny okręg przemysłowy.

Unijne i amerykańskie sankcje są nieskuteczne i niespójne, a jednocześnie Niemcy i Francja wysyłają sygnały pojednawcze – właśnie ze względu na ich sprzeciw NATO oznajmiło, że nie będzie stałych baz w Polsce, ani krajach bałtyckich. Wysłano sygnał schizofrenicznie sprzeczny – będziemy bronić wschodnich członków NATO,ale nie wyślemy tam na stałe, żadnych naszych wojsk, aby nie drażnić Putina. Czy to będzie taka sama obrona jak w 1939 roku? Czy w razie agresji Polska ma się liczyć z kolejną „dziwną wojną”?
Putin zatem ma wolną rękę, a na dodatek ma narzędzie nacisku, czyli gaz. Nie może pozwolić, na zdławienie separatystycznych rebelii, jeśli zatem Ukraińcy zaczną wygrywać, Rosja zwiększy liczebność swojego kontyngentu wojskowego, którego rzekomo tam wcale nie ma.

To nie tylko teoria, zasady ograniczonej interwencji zbrojnej Rosja przećwiczyła wcześniej w w Mołdowie i Gruzji, a moje obawy nie są odosobnione. Niedawno dosadnie i bez ogródek wypowiedział się politolog profesor Waldemar Dziak: Putin siedzi przy biurku i analizuje. Jaka była reakcja na zestrzelenie samolotu? Żadna. Jaka była reakcja, gdy weszliśmy na Krym? Żadna. To idziemy dalej, zobaczymy, gdzie nam postawią gorącą granicę. Nasi rysują linię, a gdy Putin ją przekracza, to przesuwają ją dalej. (za „Gazetą Wyborczą”)
Nie bez racji profesor przytoczył też stary dowcip, znany starszym Polakom z czasów Związku Sowieckiego:
– Z kim graniczy Rosja?
– Z kim chce!

Wojna

Wojna Rosji z Ukrainą jest faktem, nie zmienia tego ograniczony zakres działań wojennych i stosunkowo niewielka liczba ofiar. Przyzwyczajeni do okrucieństw Drugiej Wojny Światowej, gdy ginęły miliony ludzi, mamy w Europie skłonność lekceważyć wojny, w których ofiary liczy się setkami zabitych.
W 1939 roku hitlerowskie państwo specjalizujące się głównie w produkcji broni stało na skraju bankructwa. Napaść na sąsiadów od czasów prehistorycznych była sposobem na wzbogacenie się lub przynajmniej na odsunięcie w czasie problemów ekonomicznych. Hitler postąpił identycznie jak plemienni przywódcy neandertalczyków. Dziś ten ponadczasowy sposób stosuje Putin, bo historia kołem się toczy.

Wojna toczy się również w świecie cyfrowym. Według nieoficjalnych danych wywiadu NATO, władze rosyjskie zatrudniają nawet do kilkudziesięciu tysięcy trolli internetowych, których zadaniem jest bronić racji rosyjskich i rozpowszechniać fałszywe informacje na temat Ukrainy i państw europejskich. Z przebiegu dyskusji internetowych na polskich forach wynika, że oprócz tego istnieje w Polsce również bardzo silne prorosyjskie lub raczej proputinowskie lobby, które nie cofa się przed żadną dezinformacją, kłamstwem i fałszerstwem. Jest bowiem mało prawdopodobne, żeby wszystkie te osoby należały do rosyjskiej agentury w Polsce. Wszystko wskazuje na to, że obecnie celem Rosji jest Donbas i możliwa jest eskalacja konfliktu do zaangażowania nawet trzydziestu tysięcy żołnierzy z Rosji. Jednak powstaje pytanie co dalej? Czy Rosja zaangażuje się w „obronę” mniejszości rosyjskiej na Łotwie i w Estonii? Czy zajmie Mołdawię? Czy zdecyduje się odzyskać Gruzję? A może zażąda eksterytorialnego korytarza łączącego obwód kaliningradzki z resztą kraju? Może „zielone ludziki” pojawią się w okolicach Suwałk? Dlaczego niektórym się wydaje, że Putin zatrzyma się w swojej ekspansji ot tak, tak samo jak zaczął.
Od miesięcy przekracza kolejne wytyczane przez Zachód linie zupełnie bezkarnie, dlaczego nie miałby przekroczyć linii na Bugu?

5/5 - (1 vote)

12 komentarzy “Putiniada 2014”

Możliwość komentowania została wyłączona.