… Google radzi, Google nigdy cię nie zdradzi.
Hasło jak z Seksmisji, przyszło mi dziś do głowy, gdy oglądałem statystyki swojej strony. Stronami www zajmuję się od dziesięciu lat. Wykonując zlecenia dla firm lub osób prywatnych, czy pracując dla siebie zawsze korzystałem z takiej lub innej formy statystyk. Zwykle bardzo pobieżnych. Przeważnie każdemu starcza wiedza o tym ilu internautów zajrzało na jego stronę i ile razem było odsłon. Dzięki temu wiadomo mniej więcej, czy odwiedzający stronę zagłębiają się w jej treść.
Niekiedy korzystałem również z własnych rozbudowanych statystyk, które pozwalały także określić popularność poszczególnych tekstów i rozkład terytorialny. Jednak instalowanie i doglądanie własnych statystyk jest możliwe tylko wtedy, gdy mamy też własny serwer.
Do obserwowania tej strony zaprzągłem mechanizm Google Analytics. Jest to darmowa usługa, na dodatek bardzo skuteczna i zapisująca statystyki w wielu różnych aspektach. Jeśli ktoś zacznie z tej formy zbierania statystyk korzystać, zapewne nie będzie sobie już wyobrażał życia bez niej. Szczególnie wtedy, gdy naprawdę serio myśli o popularności własnej strony i podnoszeniu jej w rankingu.
Mnie jednak zainteresował dziś – po ponad miesiącu od założenia strony – czas spędzony przez odwiedzających na stronie. Do dnia dzisiejszego pojawiło się na stronie ponad 450 unikalnych odwiedzających. Odliczając przypadki niemożliwe do zidentyfikowania w ludzkim języku oznacza to ponad 400 żywych ludzi, którzy wpisali adres lub kliknęli odnośnik na innej stronie. Jednak wśród tych odwiedzających ponad 45% nie spędziło na stronie nawet pół minuty. Dalsze ponad 5% najwyżej koło minuty. Wniosek – ponad połowa odwiedzających wcale nie czyta tej strony, bo nie wyobrażam sobie, żeby potrafili coś przeczytać w kilkanaście do kilkudziesięciu sekund. Mówi się trudno. W końcu ja też trafiam przypadkiem na rozmaite strony, które szybko opuszczam, bo mnie nie interesują.
Jednak największa zagadka tkwi w czymś innym. Otóż statystyka podaje, że prawie 70% odwiedzających powraca na moją stronę po raz kolejny.
I w tym momencie robię minę jak minister Fotyga, gdy zadawano jej dowolne pytanie.
Prawie 20% ludzi wraca na stronę, której i tak nie czytają. Dziwny jest ten świat słusznie śpiewał Niemen. A tak poza tym pozdrawiam Poznań, Elbląg i Londyn, bo stamtąd pochodzi spora część odwiedzin. Obiecuję, że jak znajdę kolejne ciekawe informacje w obszernych statystykach Google, to się nimi podzielę.
4 komentarze “Google rządzi”
Co do tych wracających, którzy spędzają na stronie miej, niż pół minuty (szczególnie z Elbląga 😉 )- weź pod uwagę, że niektórzy wchodzą na stronę tylko po to, żeby sprawdzić, czy jest coś nowego – jeśli nie, to „spadają”. To samo dotyczy subskrypcji RSS – w przypadku dynamicznych zakładek, otwarta przeglądarka subskrybenta co jakiś czas aktualizuje zakładkę (nawet, jeśli użytkownik nie wchodzi na stronę), stąd te krótkie wizyty.
Gdzie jest zdjęcie? Ocenzurowali Cię? 😀
O, jednak się załadowało, cofam.
Staram się zawsze sprawdzać, czy zdjęcia są na licencji odpowiedniej do publikacji, więc to była raczej czkawka na źródłowym serwerze.
Co do mojej interpretacji wyników, to wiem, że zapewne niektórzy z czytelników klikają, aby sprawdzić, czy coś nowego jest. Ale to mogę sprawdzić i mimo wszystko ogromna liczba to ci, którzy wchodzą i wychodzą. Proszę nie trzaskać drzwiami. 😀