Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Religia i medycyna

Wyobraźmy sobie sytuację, gdy do urzędu przychodzi kobieta, aby zarejestrować urodzenie dziecka i jako ojca podaje swego zmarłego kilka lat wcześniej męża. Zapewne byłoby to możliwe, gdyby mogła udowodnić, że doszło do zapłodnienia in vitro nasieniem męża pobranym przed jego śmiercią. Jednak gdyby oznajmiła, że do zapłodnienia doszło wiele lat temu i urodzone dziecko jest wynikiem tzw. ciąży ukrytej, to żaden urzędnik takiego tłumaczenia by nie przyjął. Jednak islam wierzy w takie przypadki i w niektórych islamskich państwach jest to uznane prawo.
Wyobraźmy sobie, że lekarz odmawia dokonania transfuzji ciężko choremu pacjentowi, bo koliduje to z jego religią. Zapewne znacząca większość byłaby skłonna odebrać mu prawo wykonywania zawodu, zwłaszcza wtedy – gdy uświadomimy sobie, że to my moglibyśmy być tym ciężko chorym (lub rannym w wypadku) pacjentem. Gdyby taki lekarz powoływał się na tzw. klauzulę sumienia, nie wygrałby w żadnym polskim sądzie.
Współczesna wiedza medyczna jasno i wyraźnie twierdzi, że ciąża trwa około dziewięciu miesięcy i w żadnym wypadku nie może trwać kilka lat. Jest też dla nas oczywiste, że dokonuje się transfuzji krwi jako zabiegu ratującego życie, że dokonuje się przeszczepów, choć są religie, które tego nie pochwalają. Uważa się za oczywiste, że przedstawiciele zawodów medycznych kierują się w swej pracy wiedzą medyczną, a nie wskazaniami swojej religii. Taka niepisana zasada funkcjonuje w cywilizowanych krajach.
Jednak w Polsce równie oczywiste jest, że lekarz powodowany wskazaniami swej religii może odmówić wykonania aborcji u zgwałconej nieletniej dziewczynki, a nawet powiadomić księdza, który przyjdzie do szpitala i wybije smarkatej z głowy ten śmiertelny grzech. Ci, którzy wcześniej oburzaliby się na lekarza odmawiającego transfuzji, teraz potakująco pokiwają głowami. Dlaczego? Bo tym razem to jest ICH religia.
Teraz do lekarzy dołączają katoliccy farmaceuci. Oni również chcą mieć prawo do klauzuli sumienia. Chcą mieć prawo do odmowy sprzedaży prezerwatyw, tabletek antykoncepcyjnych czy środków wczesnoporonnych, bo to jest przeciwne wyznawanej przez nich religii.
Złośliwie chciałoby się zapytać, że skoro katolicy tak bardzo przejmują się swoją wiarą, dlaczego jeszcze nie powstała grupa inicjatywna, która w ramach klauzuli sumienia zapewni sprzedawcom odmowę sprzedaży alkoholu i papierosów? Przecież to najgorsze trucizny. Dlaczego katoliccy posłowie PiS, „hałłakujący” co miesiąc pod pałacem na Krakowskim Przedmieściu nie skupią swej wiary na powszechnym zakazie palenia i picia, jako zgodnym z katolicką klauzulą sumienia? Dlaczego katolicki lekarz nie ma klauzuli sumienia, która zabraniałaby mu oszukiwać fiskusa i kazała sumiennie i uczciwie odprowadzać podatki. Niedawno musiałem jednego odwiedzić prywatnie. Gdy poprosiłem o fakturę lub rachunek – przyznaję, że celowo i złośliwie, bo kwota była niemała – biedny doktorek mało ze złości na zawał nie zszedł. A katolik jak się patrzy. Takich – złośliwych lub nie – dlaczego można by znaleźć więcej.
Jednak nie o złośliwości tu chodzi, ale o to by idąc do szpitala, ambulatorium, apteki mieć pewność, że nie trafi się na religijnego oszołoma. Dlatego w polskim prawie powinien znaleźć się zapis, że wszyscy przedstawiciele zawodów medycznych maja obowiązek kierować się w pracy wyłącznie wiedzą naukową z pominięciem wskazówek wynikających z dowolnej religii.
Jest tyle pięknych zawodów. Niekoniecznie trzeba być lekarzem lub farmaceutą.

Oceń felieton

19 komentarzy “Religia i medycyna”

Możliwość komentowania została wyłączona.