Czarna ospa jest jedną z najstarszych plag ludzkości. Śmiertelność dawniej sięgała nawet 80%. Pierwsze informacje, które możemy uznać za wiarygodne pojawiły się w czwartym wieku naszej ery. Czarna śmierć dotknęła Indie. Plaga była na tyle straszna, że prawdopodobnie z jej powodu w hinduizmie pojawiła się bogini wysokiej gorączki i wysypki. W szóstym wieku pierwsza fala czarnej ospy dotarła do Europy. Nie były to jednak czasy sprzyjające tworzeniu informacji pisanej. Cesarstwo Rzymskie niedawno trafił szlag, a w postrzymskiej rzeczywistości bardziej ceniono władanie bronią niż piórem. Czarna ospa jako choroba wirusowa była niezwykle groźna. Niejeden raz przetrzebiła Europę, choć na szczęście gęstość zaludnienia była czynnikiem hamującym chorobę. Prawdziwy armagedon rozpoczął się gdy hiszpańscy konkwistadorzy zawlekli chorobę do Ameryki. Prawdopodobnie już w pierwszej połowie XVI wieku zaraza uśmierciła ponad trzy miliony Indian. Europejczycy chorowali również, ale byli bardziej odporni, bo z chorobą stykali się wielokrotnie. Przez Amerykę Północną fala czarnej ospy przeszła w XVII wieku i pozbawiła życia miliony kolejnych Indian. Wiemy dziś, że brytyjskie wojsko po raz pierwszy na masową skalę zastosowało ospę jako broń biologiczną. Podrzucano Indianom zarażone koce i odzież. Sto lat później pojawiły się pierwsze próby szczepień i ospa przestała być aż tak groźna. Ostatnia duża epidemia ospy miała miejsce na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia we Wrocławiu. Trwała dwa miesiące, zachorowało koło stu osób, a umarło siedem. I to pomimo że od 1951 roku wdrożono już program szczepień, który jednak rozwijał się powoli.
Cholera przy ospie wydaje się zarazą prawie lajtową. Choć w historii zanotowano siedmiokrotne pandemie tej choroby na świecie. Na terenie Polski trzykrotnie dała się we znaki w XIX wieku, nie ominęła też innych krajów. To na cholerę zmarł nasz romantyczny wieszcz Mickiewicz podczas pobytu w Stambule. Jednak śmiertelność cholery sięgała maksymalnie 20%, pomimo jej ciężkiego przebiegu. W miarę polepszania się warunków życia, epidemie cholery pojawiają się rzadziej, ale do dziś są groźne, głównie w krajach o niskim standardzie życia. Przyczyną choroby najczęściej jest bowiem brak odpowiedniej wody.
Dżuma. O niej wiemy sporo dzięki słynnej powieści Alberta Camusa o tym tytule. To właśnie dżuma zyskała sobie potworne miano czarnej śmierci. Być może epidemie tej choroby występowały w czasach przed naszą erą już w starożytnej Grecji. Jednak opisy nie są dość precyzyjne i mogły to być również inne choroby. Śmiertelność dżumy była porażająca i sięgała nawet 80% chorujących. Była to plaga, która najbardziej wpłynęła na bieg wydarzeń historycznych. Pod koniec średniowiecza zaraza spustoszyła kontynent zabijając większość jego mieszkańców. Słynna i kontrowersyjna erotyczna powieść Boccaccia „Dekameron” inspirowana była przygodami młodzieży szlacheckiej, która uciekła z miasta przed zarazą, chroniąc się w wiejskiej posiadłości. Choroba dziś nadal jest groźna, choć nie powoduje spustoszenia. Dzięki antybiotykom możliwe jest leczenie, zaś poprawiający się komfort życia chroni nas przed epidemiami. Współczesne badania sugerują, że czarna śmierć średniowiecza mogła być spowodowana nie przez bakterie, ale wirusy o długim czasie inkubacji – sięgającym nawet trzydziestu dni. A więc coś bardziej podobnego do eboli.
Jednak w czasach współczesnych największy armagedon spowodowała zwykła grypa. Pandemia prawdopodobnie zaczęła się w Ameryce, a do wyniszczonej wojną Europy zawlekli ją amerykańscy żołnierze. Do dziś nie ma wiarygodnych danych o ofiarach. Zwykle mówi się o dwudziestu kilku milionach ofiar, co i tak stanowi liczbę większą niż liczba ofiar wojny. Jednak nie w każdym miejscu na świecie prowadzono statystykę. Dlatego dziś uważa się, że bardziej prawdopodobna liczba ofiar to około 50 milionów. Grypie zwykle towarzyszyło zapalenie płuc i to ono przeważnie zabijało chorych. Należy pamiętać też, ze ludzie byli wyniszczeni trwającą wiele lat wojną, byli niedożywieni, chorzy, przemęczeni i żyli często w kiepskich warunkach higienicznych. Dlatego też często ofiarami tej grypy zostawali młodzi mężczyźni, którzy przeżyli wojnę.
Wątek chorób dziesiątkujących ludzkość pojawiał się też wielokrotnie w literaturze i filmie. Prekursorem był amerykański pisarz Jack London, którego opowiadanie Szkarłatna dżuma ukazało się już w roku 1912. Postapokaliptyczne opowiadanie uznawano za czystą fantazję w ówczesnym świecie gwałtownie rozwijającej się nauki i techniki. A kilka lat później pojawiła się grypa hiszpanka. Ciekawym zbiegiem okoliczności jest to, że akcja opowiadania miała się toczyć w roku 2012.
Czy dziś ludzkości grozi kolejna zaraza? Czy chiński wirus 2019 będzie przyczyną armagedonu współczesnej cywilizacji? Nie. Przede wszystkim dlatego, że mamy dziś dużo lepsze warunki sanitarne, a większa część ludności jest w znacznie lepszej kondycji niż nasi przodkowie w chwili, gdy kończyła się Wielka Wojna. Warunki sanitarne są lepsze, a choroby towarzyszące tej grypie można leczyć antybiotykami. Co prawda pandemia nadal jest możliwa, ale śmiertelność choroby w najgorszym wypadku sięga kilku procent. Przeciętny nosiciel wirusa zaraża statystycznie 1,5 osoby, a więc nijak się to ma do dawnych plag. Oczywiście „nigdy nie mów nigdy”, ale ludzkość ma kilka ciekawszych pomysłów na to, żeby stać się tylko fatalnym epizodem w historii Ziemi trwającej od miliardów lat, a zagłada ludzkości w wyniku zarazy jest dziś raczej fantazją. Oczywiście nie znaczy to, że dobrze jest, gdy umrze kilka czy kilkanaście tysięcy osób. Jednak to jeszcze nie armagedon.