Leszek Miller twierdził kiedyś, że mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy. Ostatnio usiłował dowodzić, że prawdziwy mężczyzna nigdy nie kończy.
Panie Leszku, to jest choroba wieku hm… bardzo dojrzałego i nazywa się priapizm.
Leszek Miller bardzo chciał, aby historia zapamiętała go jako premiera, który wprowadził Polskę do Unii Europejskiej. Jednak zostanie zapamiętany raczej jako człowiek, który polską lewicę posłał do piachu. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że sam jest w końcu nominalnie politykiem lewicowym.
Historia Leszka Millera pokazuje, że jest on gotów na wiele, by tylko utrzymać się w kręgu polityki. Gdy w SLD nastąpiła pokoleniowa zmiana warty, Miller przykleił się na jakiś czas do Samoobrony, potem wrócił do SLD i przeorganizował ją na nowo, na dawną modłę. Wprowadził ścisły reżim i nieposłuszni musieli odejść, jeśli tylko zbyt wiele rozmawiali z dziennikarzami. W ten sposób zniknął jeden z najbardziej rozpoznawalnych polityków SLD – Ryszard Kalisz, a zmarginalizowany został Grzegorz Napieralski. Nie szczegóły są ważne, ale to, że notowania SLD pod powtórnym przywództwem Millera spadały na łeb na szyję.
Gwoździem do trumny okazała się dziwaczna kandydatura Magdaleny Ogórek jako przedstawicielki SLD. Celebrytka o konserwatywnych poglądach rodem z kościelnej kruchty przedstawicielką lewicy? Nic dziwnego, że skończyło się to najgorszym wynikiem w historii tej partii – 2,4%.
Po pierwszej turze wyborów większość przedstawicieli lewicy mniej lub bardziej wyraźnie opowiedzieli się za kandydaturą Bronisława Komorowskiego, co w zasadzie nikogo nie dziwi, bowiem kandydat Duda to przedstawiciel opcji jednoznacznie wrogiej wobec SLD. Jedynie Leszek Miller w swoich wypowiedziach niezbyt jednoznacznie, ale kierował swą sympatię w kierunku PiS. Biorąc pod uwagę, że wcześniej już zawarł dziwny sojusz z Kaczyńskim w sprawie rzekomo sfałszowanych wyborów samorządowych, to wcale nie wydaje się takie dziwne.
Miller ma wyraźną ochotę stać się członkiem jakiejś koalicji rządzącej. Jednak nie bierze pod uwagę, że nic z tego nie będzie przy wyniku wyborczym SLD poniżej 5%. A na to się zanosi.
Sam Miller jest już politycznym trupem, a swoim zachowaniem wykopał grób SLD. Myślę, że z tym ugrupowaniem pożegnamy się ostatecznie jesienią.