O wyborach mówi się od dawna. Jeszcze niedawno były spore nadzieje na przyśpieszony termin wyborów. Uważano, że Kaczyński będzie chciał zdyskontować w ten sposób ostatnie sukcesy i rzutem na taśmę wywalczyć sobie następną kadencję. Nie wydawało mi się to prawdopodobne, ponieważ prezes jest dość zachowawczy i ma w pamięci przyśpieszone wybory z 2007 roku. PiS połknął wtedy Samoobronę i kompletnie rozbił Ligę Polskich Rodzin Giertycha. Wydawało się, że wyborcy tych dwóch partii pójdą za Kaczyńskim. Tak się jednak nie stało. Prezes przeżył ogromne upokorzenie, pożegnał się z władzą na długie osiem lat i jestem przekonany, że póki żyje, do wcześniejszych wyborów nie dopuści. Szczególnie teraz, gdy notowania jego partii lecą w dół, może nie błyskawicznie, ale ciągle.
Po stronie opozycyjnej, niezależnie od terminu wyborów mówiło się o konieczności zawiązania koalicji. Jednak nie wszyscy się z tym zgadzali. Zdecydowanie przeciw był Hołownia ze swoim ugrupowaniem Polska 2050. Uważał, że jako ugrupowanie umiarkowane, sprzeciwiające się tzw. duopolowi, ma szansę odebrać głosy wcześniej należące do PiS. Żaden z sondaży tego nie potwierdził. Aż do chwili obecnej. Pozycja Polski 2050 spada i obecnie osiągają oni wynik jednocyfrowy. Zdecydowanym przeciwnikiem koalicji z Koalicją Obywatelską był PSL. Część polityków PSL miała ochotę na romans z Kaczyńskim. Ale ten podebrał im Kukiza i nie zamierzał się bawić w rozmowy z „Tygryskiem” Kosiniakiem-Kamyszem.
Podobnie nerwowo na rozmowy o koalicji reagowała lewica. Częściowo nawet wrogo. Dla partii Razem Tusk jest większym wrogiem niż Kaczyński, a Zandberg starał się mocno, by w żadnej sytuacji nie znaleźć się z Tuskiem na wspólnym zdjęciu. Jednak Czarzasty ostatnio nie jest tak sceptyczny. Prawdopodobnie nawet prowadzone są jakieś rozmowy. Ale to oznacza, że Lewica Razem stałaby się melodią przeszłości. Zandberg chyba stał się zakładnikiem dołów partyjnych, które coraz częściej pachną bolszewizmem, a nie współczesną europejską lewicą. A socjalizm w marksistowskim wydaniu nadal się w Polsce bardzo źle kojarzy.
Sądzę, że sukcesem będzie, jeśli cała opozycja potrafi się zjednoczyć ponownie w wyborach do senatu. Na koalicję w wyborach do sejmu bym nie liczył. Być może Hołownia dogada się jakoś z Kosiniakiem-Kamyszem. Być może lewica przestanie być zjednoczona i partia Razem pójdzie jak zwykle osobno, a Czarzasty spróbuje się dołączyć do Koalicji Obywatelskiej. Powiedzmy też jasno. Stanowisko lidera opozycji było wolne przez blisko siedem lat. Żaden geniusz z lewicy po nie nie sięgnął. Nie dał rady Hołownia, nie zdołał i Kosiniak-Kamysz. Nie sięgnął po nie nawet bardzo popularny Trzaskowski. Wrócił Tusk i wziął fuchę lidera, która leżała odłogiem. Jeśli chcemy, by opozycja miała jakąkolwiek szansę na odsunięcie PiS od władzy, to cała nadzieja jest w Tusku, a nie w szarpiących go za nogawki ratlerkach.