Sto lat temu przez świat, niczym mordercze tornado, przetoczyła się pandemia grypy A/H1N1, mylnie zwanej „hiszpanką”. Była to największa pandemia od czasu średniowiecznej dżumy w XIV wieku. Co prawda, nie wyludniła świata tak, jak niegdyś „czarna śmierć” Europę, ale i tak była przerażająca. Właśnie kończyła się wielka światowa wojna, a tymczasem obok milionów ofiar wojny ludzkość straciła miliony istnień w wyniku szalejącej na świecie grypy. Wedle różnych szacunków liczba ofiar tej grypy zawiera się między 20 a 100 milionów ludzi.
Skąd taka rozbieżność liczb? Po pierwsze, gdy zaczęła się pandemia grypy, trwała jeszcze wojna, a to powodowało utajnianie danych przez walczące w Europie armie. Po drugie, spory obszar świata znajdował się wówczas poza statystyką, niektórzy historycy twierdzą więc, że należy uwzględnić tę sytuację. Ujawnione później dane wojskowe wskazują na śmiertelność w granicach od 5 do 10%. A zachorowało koło 500 milionow ludzi, czyli jedna trzecia populacji globu ziemskiego w tamtych latach. Można wyliczyć zatem, że bardziej prawdopodobna jest liczba od 25 do 50 milionów śmiertelnych ofiar. W porównaniu ze średniowieczną dżumą to niewiele, ale jeśli pomyślimy, że tych ofiar było więcej niż w blisko pięcioletniej wojnie światowej, to perspektywa się zmienia.
Warto pamiętać, że w tamtych czasach – nawet poza terenami objętymi wojną – warunki życia niczym nie przypominały obecnych. Większość ludzi nie miała dostępu do bieżącej wody, nie mówiąc już o ciepłej wodzie. Zwykłe mydło było luksusem w sytuacji wojennych niedostatków. Powszechnym zjawiskiem było osłabienie organizmów spowodowane niedożywieniem. Grypa atakowała mocniej młodych ludzi, ponieważ to ich organizmy najbardziej spustoszone były trwającą wojną, życiem w okopach, stressem i innymi schorzeniami. W bardziej cywilizowanych i zamożniejszych miejscach na świecie, nie ogarniętych działaniami wojennymi, zalecano częste mycie rąk i wprowadzano nakaz używania maseczek na nos i usta.
Od tego czasu świat zmienił się nie do poznania. Dziś ciepła woda z kranu nie jest luksusem. Pojawiły się antybiotyki i wiele innych – nieznanych wówczas – lekarstw. Nasza wiedza o wirusach jest dużo większa. I od czasu „hiszpanki” nie pojawiły się tak zabójcze epidemie, a te które się zdarzyły, likwidowano szybko i skutecznie. Nawet w relatywnie ubogiej Polsce poradzono sobie z epidemią czarnej ospy na początku lat sześćdziesiątych. Zdarzyła się po drodze pandemia silnej grypy „azjatyckiej” z mniej więcej milionem ofiar śmiertelnych na świecie, ale kolejne fale sezonowej grypy były coraz lżejsze. Ten błogostan trwał do przełomu lat 2009 – 2010. Ponownie pojawiła się grypa typu A/H1N1 nazwana „świńską grypą”. Mutacja wirusa takiego jak „hiszpanka”. Początkowo lekceważona, bo uważano, że człowiek zaraża się tylko od zwierząt. Okazało się inaczej. Właśnie wtedy ludzie zdali sobie sprawę, że pomimo ogromnego postępu technicznego, światowa pandemia może być groźniejsza, niż się to komukolwiek wydaje. W Meksyku, gdzie choroba się zaczęła rozwijać, zauważono też podobieństwa do „hiszpanki”. Wirus atakował głównie młodych dorosłych, a nie jak inne szczepy grypy, dzieci, osoby starsze i te z osłabionym układem odpornościowym. W Polsce zachorowało 133 970 osób, a 182 zmarły. To oznacza wskaźnik śmiertelności na poziomie 0,14%. Niski wskaźnik śmiertelności nie oznacza, że pandemii nie było. W obrębie definicji pandemii nie ma masowego umierania.
Popatrzmy jednak na świat wokół nas. Kolejna pandemia trwa od ponad pół roku. Umarło blisko milion osób, zachorowało ponad 33 miliony. Daje to wskaźnik śmiertelności 3%. Choć nie ma wojny, mamy czystą bieżącą i ciepłą wodę, mydło, wszelkiego rodzaju płyny dezynfekcyjne i dobrze wyposażone szpitale. Zmarło więcej osób niż w czasie grypy azjatyckiej, a jesteśmy wciąż na półmetku pandemii. W Polsce zachorowało 86 tysięcy ludzi, a zmarło 2424, co daje wynik niższy niż globalny – 2,81%. Ta pandemia wciąż trwa i nie wiadomo, w jakim kierunku zmierzamy. Choć wszystko wskazuje, że dopuszczenie do nagłego wzrostu zachorowań może skutkować zatkaniem się możliwości szpitali, a wtedy będą umierać ludzie, którzy dziś przeżywają.
Mnożą się rozmaite teorie, od zwyczajnie głupich, po całkiem szalone. Ludzie demonstrują przeciw noszeniu masek, choć w w krajach azjatyckich są one powszechnie i dobrowolnie noszone od wielu lat w okresach zwiększonej zapadalności na grypę i przeziębienia. Teorie spiskowe oscylują od całkowitego zaprzeczania istnieniu wirusa, po jego sztuczne i celowe wyprodukowanie. W naszych warunkach idiotyczne i chaotyczne działania rządu tylko takim teoriom sprzyjają. Ale fakt, że mamy głupi rząd, nie znaczy, że nie ma pandemii. I nie znaczy, że ona nie stanie się naprawdę groźna w sprzyjających okolicznościach. Lęk może budzić stan naszej wiedzy. Pomimo postępu nauki, nadal nasze wiedza oparta jest tylko na przebiegu wcześniejszych pandemii i stąd wiele błędnych przewidywań oraz sprzecznych informacji ze świata nauki.
Komentarz do “Między pandemiami”
Dziś mamy ponad 13 tysięcy. A rząd szczuje policją demonstrantów. Kiepsko to wygląda.