Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

A mury rosły

Gdy Jacek Kaczmarski napisał w 1978 roku słowa piosenki „Mury”, które potem stały się nieoficjalnym hymnem „Solidarności”, pieśnią sprzeciwu i nadziei, zwracaliśmy uwagę na słowa refrenu, które mówiły, że „mury runą”.
Nie chcieliśmy słuchać tego, co Kaczmarski śpiewał dalej.

Aż zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czas
I z pieśnią, że już blisko świt, szli ulicami miast
Zwalali pomniki i rwali bruk – Ten z nami! Ten przeciw nam!
Kto sam, ten nasz największy wróg! A śpiewak także był sam

Patrzył na równy tłumów marsz
Milczał wsłuchany w kroków huk
A mury rosły, rosły, rosły
Łańcuch kołysał się u nóg…

Wtedy chcieliśmy, by była to pieśń nadziei, a nie prawdy. A Poeta po raz kolejny okazał się Wieszczem.
Minęły lata, skończyła się walka, bohaterowie siedli przy kominku, odpoczywali z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Jak te tłuste koty wygrzewające się na słońcu. A tymczasem mury rosły. Historia zatoczyła koło, jak wąż Uroboros zjadający swój własny ogon.
I dziś znów potrzeba nam pieśni. I ta pieśń powstała, żeby budzić sumienia, poruszyć serca, dawać nadzieję.


Oceń felieton