Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Ciszej nad tą trumną

Pierwszego marca od kilku lat obchodzimy Dzień Żołnierzy Wyklętych. Nikomu nie trzeba udowadniać, że historia Drugiej Wojny Światowej to ogromna tragedia narodu. Mordowanego i wyniszczanego z jednej strony przez hitlerowskie Niemcy z drugiej przez stalinowski Związek Radziecki.
Armia Krajowa, która przez wiele lat aktywnie prowadziła akcje dywersyjne utrudniając Niemcom bardzo poważnie walkę na froncie wschodnim, po wkroczeniu Armii Czerwonej została potraktowana jak wróg. Niektórym partyzantom się poszczęściło. Zostali wcieleni do armii Berlinga. Innych uwięziono, niektórych zesłano do gułagów. Jeszcze innych zamordowano.
Nic więc dziwnego, że w nadziei na pomoc z zachodu, na przybycie armii Andersa, byli akowcy zakładali oddziały partyzanckie by walczyć z sowieckim najeźdźcą i komunistycznym urzędem bezpieczeństwa, który był narzędziem represji wobec Polaków. Były też oddziały partyzanckie, które nawet w czasie wojny mniej walczyły z Niemcami, a bardziej zajmowały się mordowaniem Żydów, Ukraińców i walką z rosyjską partyzantką. Narodowe Siły Zbrojne to w głównej mierze czarna karta polskiego ruchu oporu. Świętokrzyska Brygada NSZ jest niestety wstydliwym przykładem kolaboracji z hitlerowcami.
Partyzanci, których dopiero wiele lat później nazwano żołnierzami wyklętymi, nie doczekali się sprawiedliwej oceny przez cały okres PRL. Nazywano ich bandytami. Dziś się ich rehabilituje. Okazuje się często, że jedna ideologia zastąpiła drugą, a nadal brak rzetelnej oceny historycznej.
Jedną z takich postaci jest Józef Kuraś noszący pseudonim „Ogień”, walczący z milicją i Urzędem Bezpieczeństwa na terenie Podhala. W czasie wojny był kapralem w AK. Potem przeszedł do Batalionów Chłopskich, nie ulega wątpliwości jego walka z Niemcami, wielokrotnie także w porozumieniu z ugrupowaniami Armii Ludowej i partyzantką radziecką. Tuż po wojnie miał tajemniczy epizod pracy w Urzędzie Bezpieczeństwa. Nie tylko walczył z UB i milicją, ale zarzuca się mu także mordowanie Żydów i okrutne traktowanie ludności cywilnej. Miał między innymi powiesić ciężarną kobietę.
Inną kontrowersyjną postacią jest Romuald Rajs noszący pseudonim „Bury”. Po wojnie działał na Podlasiu. Dopuścił się wielu mordów na tle religijnym i etnicznym. Dla żyjącej tam ludności prawosławnej jest katem, nie partyzantem.
Można wymienić wiele jeszcze nazwisk i pseudonimów ludzi, którzy są różnie oceniani.
Tragedia Polaków polegała na tym, że po wielu latach wojny większość narodu chciała po prostu żyć. Odpocząć od lęku, zabijania i nienawiści. Wielu było takich, którzy sądzili, że socjalizm jest szansą dla Polski, bo nie oszukujmy się, ta Polska przedwojenna, sanacyjna i autorytarna nie była rajem. Tysiące ludzi znalazło się między Scyllą a Charybdą. Jednej nocy przychodzili „partyzanci” – rabowali, gwałcili i mordowali za sprzyjanie komunistycznej władzy. Drugiej nocy przychodziła komunistyczna władza i też rabowała, gwałciła i mordowała za sprzyjanie „bandytom”. Tak więc ci sami ludzie dla jednych są bohaterami walczącymi z komunizmem, a dla innych okrutnymi mordercami i bandytami. Bardzo często właśnie byli bohaterami i bandytami jednocześnie.
Nie wiem, czy jest sens stawiać dziś pomniki i budować piedestały, po raz kolejny dzieląc społeczeństwo i rozdrapując wciąż żywe rany.

Oceń felieton