Dziesięć lat temu byłem na samokształceniowej konferencji nauczycieli informatyków. Poprzedniego wieczoru – w sobotę – zmarł Jan Paweł II. W niedzielę konferencję zakończyliśmy wcześniej, ze względu na to, że dość duża grupa uczestników chciała wziąć udział w uroczystościach kościelnych.
Atmosfera była spokojna, wśród nauczycieli były osoby mniej lub bardziej religijne, ale także ateiści. Dyskutowaliśmy trochę o tym, jaki wpływ wywarł papież z Polski na świat i na Kościół Katolicki, a także o tym, co się teraz może zmienić.
Dopiero gdy wróciłem do domu, w telewizji zobaczyłem coś, co wtedy wydawało mi się ogólnonarodową histerią, a dziś z perspektywy czasu wiem, że to było symulakrum. Narracja telewizyjna wkrótce zdominowała sposób myślenia ludzi, całymi dniami był tylko jeden temat i histeryczne wręcz teorie o jakichś rzekomych zmianach, które spowodowała śmierć Karola Wojtyły, która też rzekomo miała nas zmienić nieodwracalnie. Pokazywano wspólne modły zwaśnionych kiboli z różnych klubów, ale już parę miesięcy później, gdy na nowo haratali się maczetami, było o tym raczej cicho.
Znajoma, do której zadzwoniłem, a która była nastawiona bardzo antyklerykalnie i w przeszłości krytykowała papieża, płakała w słuchawkę. Gdy wyraziłem zdumienie dostało mi się, że jestem bez serca. Jakiś czas później przyznała, że dała się zmanipulować tej telewizyjnej ogólnonarodowej żałobie.
Jeden z kolegów postanowił pojechać do Rzymu na pogrzeb papieża. Gdy przypomniałem mu, że przez całe lata miał bardzo krytyczny stosunek do Karola Wojtyły, wyparł się. Przez wiele lat prowadziliśmy dyskusje i to ja byłem tym, który raczej Jana Pawła II bronił. Potem zacząłem przyznawać koledze częściowo rację. Przede wszystkim w zakresie traktowania Ameryki Południowej i niszczenia tam społecznych ruchów katolickich, co było niewątpliwą „zasługą” Wojtyły w roli papieża.
Kolega pojechał na pogrzeb i zdecydowanie wyparł z pamięci nasze wcześniejsze dyskusje, a raczej swoją jednoznaczną krytykę Wojtyły.
Kim był dla świata Jan Paweł II, oceni historia, gdy miną dziesiątki lat. Moja ocena jest ambiwalentna. Boleję nad tym, że chęć walki z komunizmem zaburzyła Wojtyle perspektywę polityczną Ameryki Południowej. Przyjacielskie stosunki z Pinochetem kładą cień na postaci papieża. Niejasne spawy związane ze skandalami seksualnym w Kościele, też nie budują autorytetu Jana Pawła II. Nie jestem religijny, więc nie obchodzą mnie rzekome cuda i uznanie go świętym. Jednak z całą pewnością przyczynił się do upadku komunizmu w Polsce i ten upadek przyśpieszył, a to było coś najlepszego w moim życiu.
Teraz minęło dziesięć lata od śmierci papieża i choć telewizje usiłowały reaktywować żałobę sprzed lat, to rzeczywistość skrzeczała w zupełnie innym tonie. Jan Paweł II nie odmienił Polaków. Pokolenie JP2 nie istnieje. Dorosło za to pokolenie aroganckich ignorantów i nie przypuszczam akurat, by to był wpływ Karola Wojtyły. Nadziei na jakąś jedność narodową nie ma, choć przepowiadano ją wtedy i przepowiadano ja później po katastrofie smoleńskiej. Paradoksalnie brak tej jedności to objaw zdrowy. Społeczeństwa są jednorodne tylko w dyktaturach. W demokracji są różne postawy, różne poglądy, różne opinie. I to jest dobre.
Komentarz do “Dziesięć lat”
Do tej pory nie rozumiem, co „pokolenie JP2” w ogole ma znaczyc…