Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Kto fałszuje wybory?

 Tegoroczne wybory samorządowe niewątpliwie zapiszą się w kronikach Trzeciej Rzeczypospolitej. Jednak, czy zostały sfałszowane? Czy całkowita kompromitacja informatycznego systemu wprowadzania i przesyłania danych z komisji obwodowych jest dowodem na fałszerstwa wyborcze?
Od lat nadal głosujemy tradycyjnie, bezpośrednio na kartkach papieru w siedzibie obwodowej komisji wyborczej. Karty głosowania wrzucamy do urny, a potem są one liczone przez kilkunastoosobową grupę ludzi, a wyniki są zapisywane w formie papierowych protokołów. Każdy system informatyczny – łącznie z tym tegorocznym skompromitowanym – ma wyłącznie funkcję pomocniczą. Komisje doskonale wiedzą jak należy przeliczać głosy „ręcznie”, bo zawsze może się zdarzyć, że gdzieś zepsuje się komputer, awarii ulegnie sieć zasilająca lub będzie przerwa w dostępie do internetu. A ponadto cała dokumentacja wraz z kartami głosowania jest archiwizowana i przewodniczący komisji szczebla niższego nie może zakończyć pracy, dopóki nie dopilnuje dostarczenia w sposób fizyczny kart i protokołów do odpowiedniej komisji nadrzędnej.
Jak zatem można dokonać fałszerstw wyborczych? Jedynym sposobem jest manipulacja kartami do głosowania. Żadne serwery – czy to ruskie, czy tuskie – nie mają znaczenia. Najprościej jest skrycie dostawiać krzyżyki do kart powodując, że głosy staną się nieważne. Jednak zorganizować taką akcję w skali całego kraju nie byłoby proste. Należałoby wtajemniczyć tysiące osób, a sekret należący do tysięcy szybko stałby się sekretem poliszynela. Żadna manipulacja elektroniczna nie ma sensu, a to dlatego, że w przypadku każdego protestu wyborczego wraca się do papierowych kart głosowania i liczy się wszystko ręcznie. Czyli każda manipulacja elektroniczna w takim wypadku musiałaby natychmiast wyjść na jaw.
Paradoksalnie awaria systemu komputerowego i długotrwałe ręczne liczenie głosów to najlepsza gwarancja rzetelności i prawdziwości ostatnich wyborów.
Jeśli zaakceptujemy niewiarygodne wyniki wyborów, Polska zostanie radykalnie przesunięta na wschód powiedział Jarosław Kaczyński, którego partia (według sondaży) wygrała te wybory z Platformą Obywatelską. Ten bon mot można porównać tylko z wcześniejszym, że nikt PiSu nie przekona, że czarne jest czarne, a białe jest białe. Skoro wygrywający wybory sugeruje fałszerstwa, to jest to co najmniej objaw schizofrenii politycznej. Szaleństwo prezesa jest zresztą zaraźliwe. Leszek Miller, który doprowadził SLD do stanu kompletnego rozkładu i stał się autorem największej klęski wyborczej tej partii, postanowił się przyłączyć do Jarosława Kaczyńskiego i wraz z nim żądać unieważnienia i powtórzenia wyborów.
SLD od czasu afery Rywina traci sukcesywnie poparcie. Było to powodem usunięcia Millera z kierownictwa partii i próby ratowania sytuacji przez młodszych – Olejniczaka i Napieralskiego. Wobec fiaska młodych wrócił Miller, który niegdyś zasłynął stwierdzeniem, że mężczyznę ocenia się w zależności od tego, jak kończy. Wygląda na to, że Miller skończył w politycznym wariatkowie, a jego partia zasiliła grono politycznych trupów wraz z „Twoim Ruchem” Palikota.
Swoją drogą to obydwaj panowie wykazali się ogromnym talentem i zaangażowaniem w zakresie doprowadzenia do kompletnego zniszczenia polskiej lewicy w czasie, gdy warunki ekonomiczne, społeczne i światopoglądowe sugerują, że mocna partia lewicowa jest potrzebna. To jednak jest temat na zupełnie inny felieton.
Totalna klapa systemu informatycznego nie stanowi żadnego powodu do podważania wyniku wyborów, co już wyjaśniałem wcześniej, ale jest dowodem, że lekceważenie nowoczesnej techniki lub traktowanie jej niejako w sposób magiczny kończy się kiepsko. Niewątpliwie Państwowa Komisja Wyborcza pod tym względem stała się żenującym przykładem.
Żenujące niestety są też zachowania polityków od lewej do prawej strony sceny politycznej, bo nawoływanie do unieważnienia wyborów lub skrócenia kadencji (która się jeszcze nie zaczęła) to pomysły rodem z Rosji, a nie Unii Europejskiej. Właśnie ze względu na takich idiotów prawo skonstruowane zostało tak, aby wybierani mieli możliwie najmniejszy wpływ na to, jak to się przeprowadza.
A co z tą podejrzanie wysoką liczbą głosów nieważnych? Czy nie jest to dowód na sfałszowanie wyborów? Nie. Jest to jedynie dowód na postępujące zidiocenie obywateli i braki w umiejętności czytania. Wybory samorządowe są zawsze najbardziej skomplikowane. Na jednej karcie są kandydaci na wójtów, burmistrzów lub prezydentów, na drugiej kandydaci na radnych, trzecia karta to kandydaci do powiatu i czwarta do sejmiku wojewódzkiego. Aby oddać głos ważny, trzeba wiedzieć jak, rozumieć podstawowe zasady wyborcze, zrozumieć, że karta do głosowania jest kartą pomimo to, że ma formę książeczki. Wystarczyło pomyśleć, że nie można oddać głosu jednocześnie na kandydatów wszystkich partii. Z drugiej strony nie zapominajmy, że coraz większa liczba wyborców celowo oddaje głosy nieważne, aby zademonstrować, że chcą głosować, ale nie odpowiadają im kandydaci.
Pomimo burdy urządzonej przez faszyzujący Ruch Narodowy i przedstawicieli Nowej Prawicy zasilonych przez najaktywniejszych wyznawców sekty smoleńskiej, te wybory są ważne, a o ewentualnym ich unieważnieniu nie będzie decydował ani pan Miller, ani pan Wipler, tylko niezawisły sąd.

Oceń felieton

20 komentarzy “Kto fałszuje wybory?”

Możliwość komentowania została wyłączona.