Po co nam kabarety? Wystarczy, że politycy zabiorą się do komentowania nawet najbardziej tragicznych wydarzeń, a robi się taki kabaret, że boki zrywać.
Po katastrofie w Kamieniu Pomorskim najpierw rzecz jasna wrzasnęli prawie jednym głosem politycy prawicy:
– Karać!
– Ostrzej karać!
– Najbardziej ostro karać!
Najśmieszniejsze są takie wypowiedzi w wykonaniu takich celebrytów jak były bulterier Kaczyńskiego, czyli Jacek Kurski znany z nagminnego łamania przepisów drogowych. Pan europoseł – przypuszczam – uważa, że immunitet obejmuje również nieśmiertelność. Oby się nie pomylił.
Przeciętny obywatel po katastrofie, w której pijany blokers zabija sześć osób, ma prawo się wściekać. Może złorzeczyć i przeklinać. Może nawet mówić o wieszaniu, rozrywaniu końmi i wbijaniu na pal. Bo jest wściekły i przestraszony. Bo lęka się, że następnym razem to on może stać się ofiarą kolejnego drogowego mordercy.
Jednak polityk ma obowiązek zastanowić się nad działaniami, które zwiększą bezpieczeństwo, a nie doraźnie poprawią subiektywną żądzę sprawiedliwości. Niestety. W naszych warunkach to marzenie ściętej głowy.
Choć po katastrofie premier Tusk nawoływał do rozsądku, to informacja na Twitterze nie pozostawia złudzeń. Rozsądku zabrakło. W Polsce jeździ ponad 15 milionów aut. Koszt zamontowania urządzenia uniemożliwiającego uruchomienie silnika pijanemu kierowcy byłby większy często niż wartość samochodu. Alkomat taki musiałby być certyfikowany i zakładany przez godną zaufania firmę. To spowodowałoby kolejny wzrost kosztów i oddanie zysków wartości miliardów złotych w ręce niewielkiej grupy biznesu. Koszty dla gospodarki ogromne. Firmy zobligowane do takich posunięć przerzuciłyby koszty na klientów, a w rezultacie za wszystko zapłaciliby także rodacy nieposiadający aut.
Alkomaty? Owszem, ale tylko dla przyłapanych na pijaństwie kierowców. Takie rozwiązanie stosuje się w Szwecji i podobne w stanie Illinois. Rzecz jasne takie urządzenie też da się oszukać, zawsze dmuchnąć może trzeźwa dziewczyna blokersa.
Po jakimś czasie pojawiła się informacja, że premierowi chodziło o alkomaty jednorazowe, które kosztują kilkanaście złotych. Takiego pomysłu przyznam się nie rozumiem całkowicie. Owszem kwota jest dla pojedynczego kierowcy do przełknięcia, ale co daje posiadanie takiego urządzenia w samochodzie?
Politycy zdają się nie zauważać sedna problemu. Po katastrofie w Kamieniu Pomorskim, zdarzył się wypadek w Łodzi, gdzie pijany motorniczy zabił dwie osoby. A potem jeszcze w Gdyni, gdzie pijany smarkacz również spowodował wypadek śmiertelny. Można się spodziewać,że tragedia, w której ginie sześć osób spowoduje jakąś zmianę w społeczeństwie, choćby na krótki okres czasu. Ale nie. Nic takiego się nie stało. Wypadki następowały jeden po drugim. Żaden pijany bydlak nie poczuł się ostrzeżony.
Mamy do czynienia ze społecznym przyzwoleniem picia w każdej sytuacji i wciąż reagujemy z pobłażaniem. Sędziowie orzekają łagodne wyroki w sprawach pijanych kierowców, nie spotykają ich praktycznie żadne sankcje, ludzie bez obaw wsiadają do samochodu z pijanymi kierowcami, poinformowanie policji wciąż jest uważane za naganne moralnie donosicielstwo. Sytuacji nie poprawi zmiana prawa tak, aby kierowca, który kogoś zabił, dłużej siedział w więzieniu. Ważne jest to, by odbierać uprawnienia bezwarunkowo, orzekać grzywny, kierować na specjalną terapię, upubliczniać dane, zawstydzać, a nawet w ramach szokowania wsadzać np. na tydzień do więzienia. Nie mogą odpowiedzialności unikać posłowie, sędziowie, prokuratorzy i radni. Kara musi dotknąć każdego, kto został przyłapany. Gdy ludzie będą mieć świadomość nieuchronności kary, nie będą już tak skłonni do popełniania przestępstwa.
No to koniec pogadanki, a teraz jedziemy na jednego…
2 komentarze “A teraz jedziemy na jednego…”
Zastanawiające jest porównanie dopuszczalnej ilości „promili” w różnych krajach. Tam, gdzie można spokojnie jeździć po „jednym głębszym” (0,5 promila w wiekszości krajów UE) jakoś jest mniej problemów z pijanymi kierowcami. A gdzie w ogóle nie można prowadzić nawet po małym piwie? Rosja, Ukraina, Litwa, Rumunia itd. Chyba nie muszę przedstawiać statystyk, aby ukazać paradoks.
W Polsce człowiek złapany z nieco powyżej 0,2 promila to już przestępca, podczas gdy w innym kraju mógłby zostać przez policjanta pouczony aby jechać ostrożnie do domu i tyle.
A gdyby tak w naszym kraju zawyżyć nieco tę granicę? Większość ludzi, tak uważam, nie chce ryzykować kary i utraty prawka po jednym kieliszku, za kierownicę siadają więc kiedy są już zupełnie pijani i wyzbyci barier. Tutaj jest problem.
No, to sprzęgłowego!
Ja proponuję aby nasi wspaniali politycy zostali potraktowani tak samo jak kierowcy. Tzn należy zabronić im wykonywania pracy po kieliszku. Powinni mieć przy sobie alkomaty i na każde żądanie wyborcy, czy dziennikarza dmuchać w nie aby można sprawdzić, czy nie są po jednym albo kilku głębszych. Wtedy być może byłoby mniej bzdurnych wypowiedzi i dzięki temu rosło by zaufanie do zawodowych politykierów.