W znanym cyklu Jerzego Szaniawskiego „Opowieści profesora Tutki” jest historia o tym, jak to w środku brazylijskiej dżungli profesor usłyszał znane polskie porzekadło, a idąc za głosem, zobaczył, że wypowiada je papuga. Podsumowaniem była ocena, że to właśnie była sztuka dla sztuki. W kraju całkowicie obcym jakiś Polak nauczył papugę zdania po polsku, choć prawdopodobieństwo, że ktoś inny z Polski usłyszy to i pochwali, było niezwykle małe.
Zwykle używamy określenia „sztuka dla sztuki” aby ocenić jakieś działanie, jako bezsensowne, takie, które nie przyniesie żadnych korzyści, które pozbawione jest realnego wpływu na rzeczywistość, które ktoś podejmuje dla własnej satysfakcji, z nudów, dla wygłupu.
Człowiek to jednak najbardziej żałosne zwierzę na całej planecie i w zasadzie wszystkie jego działania są sztuką dla sztuki. Chce wznieść się na wyżyny sztuki, nauki, czy techniki. Dokonuje odkryć i wynalazków. Czasem rozpieprzy pół świata w imię swojego boga lub innej idee fix. A na koniec i tak umrze. Czy zwłoki faraona są mniej martwe niż przeciętnego hominida z jaskiń? A może zwłoki Lady Gagi będą bardziej żywe niż moje?
Cały ten rozwój cywilizacji nie ma nawet tyle sensu co jeden sezon godowy jelenia, który robi to co robi, bo taka jest jego natura i nie pieprzy bzdur o romantycznej miłości. A człowiek ergo homo (ledwo co) sapiens do wszystkich swoich bezsensownych działań musi dorabiać jakąś pokręconą ideologię, bo przypadkiem ma ciut więcej szarych komórek.
Sztuka dla sztuki. Moja pisanina również.
4 komentarze “Sztuka dla sztuki”
Więcej jest rzeczy na niebie i ziemi, Horatio, niż o nich śniła wasza filozofia
Stuka do sztuki i już masz dwie sztuki…
Po pierwsze: Człowiek raczej nie jest zwierzęciem, bo zwierzę w ogóle nie zna pojęcia „sztuka dla sztuki”.
Po drugie: Uważasz, że „Cały ten rozwój cywilizacji nie ma nawet tyle sensu co jeden sezon godowy jelenia, który robi to co robi, bo taka jest jego natura i nie pieprzy bzdur o romantycznej miłości.” Nie trzeba się wysilać aby znaleźć wiele dowodów przeczących powyższemu stwierdzeniu. Ale chciałbym zapytać: czyżbyś Belfrze nie był czasem nieszczęśliwie zakochany?
Nie trzeba się wysilać, by znaleźć wiele dowodów? A ja nie widzę żadnego.
Nieszczęśliwie zakochany? Czy to znaczy, że wtedy tylko człowiek dostrzega rzeczywistość bez upiększeń?