Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Prosta analogowa historia

Artysta jaskiniowiec, który namalował słynne skalne obrazy w Lascaux, miał pewność, że jego dzieło jest jedno i jedyne, w jednym i niepowtarzalnym egzemplarzu. Jaskiniowiec z sąsiedztwa mógł przyjść i obejrzeć dzieło, mógł poprosić autora o namalowanie podobnego w jego jaskini lub spróbować samemu, ale nie było jeszcze mowy o możliwości zrobienia kopii.

Malowidło skalne
Malowidło skalne

Średniowieczny mnich latami pisał lub przepisywał księgi. Księga średniowieczna była egzemplarzem wyjątkowym i niepowtarzalnym. Kopiowanie zajmowało lata, więc nie było czynnością powszechną i dostępną dla każdego. Liczba książek była ograniczona. Czytających jeden egzemplarz było wielu.

Średniowieczna księga
Średniowieczna księga

Pomimo rozwoju cywilizacji, do końca lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku (w Polsce z dziesięcioletnim opóźnieniem) można mówić o cywilizacji analogowej. Stworzyło to pewien tzw. uzus postępowania z dziełami kultury. Dzieła sztuki nadal były niepowtarzalne i jednostkowe. Nikt nie zabraniał jednak fotografowania ich i wykonywania reprodukcji, bowiem reprodukcje były gorsze od oryginału. Śmiem twierdzić, że dużo gorsze. Od zarania kultury tworzono też kopie, zwykle nikt nie miał nic przeciwko temu, chyba że kopia udawała oryginał, czyli była fałszerstwem.
Dzięki rozwojowi techniki niektóre wytwory myśli ludzkiej mogły być powielane. Poematy, powieści lub dzieła naukowe mogły ukazywać się teraz w wielu egzemplarzach równocześnie. Każda wydana książka była kopią oryginalnego dzieła o dokładnie tych samych właściwościach, co oryginał. Od pewnego momentu możliwość kopiowania zyskała także muzyka. Oczywiście, podobnie jak w przypadku obejrzenia oryginalnej „Mony Lizy” lub jakiejś rzeźby Michała Anioła, nic nie zastąpi oryginału, a więc koncertu artysty. Jednak postęp techniczny spowodował, że kopia występu (także studyjnego) była dostępna dla tysięcy odbiorców.
Pojawienie się filmu uwolniło sztukę dramatyczną od jednostkowości teatru. Pomijam tu fakt, że powstał w ten sposób całkowicie nowy gatunek nieporównywalny dziś z teatrem. Możliwość rejestrowania nie tylko dźwięku, ale i obrazu dała możliwość podziwiania aktorów, których większość odbiorców nie miałaby szans zobaczyć „na żywo”. Za sprawą rozwoju techniki sztuka stała się masowa.

Płyta gramofonowa
Płyta gramofonowa

Strona materialna udostępniania dóbr kultury była jasna i czytelna. Poza wyjątkami za dostęp do tych dóbr się płaciło. Ludzie kupowali książki, płyty gramofonowe, bilety do kina, a później również kasety magnetofonowe lub magnetowidowe z nagranymi utworami. Może nie było to w smak producentom dóbr kultury, ale ludzie pożyczali też kupowane dzieła. Najbardziej oczywiste stało się pożyczanie książek. Zapewne wpłynęła na to długa tradycja bibliotek znanych już od starożytności. Możliwość wypożyczania książek była zwykle darmowa lub podlegała jakiejś niewielkiej opłacie.
Jednocześnie kopię utworu mogła czytać, słuchać, oglądać jedna osoba (to pojęcie umowne, bo oczywiście jest, że np. muzyki może słuchać kilka osób). Producenci dóbr kultury przyjmowali tę zasadę za oczywistą i nie próbowali zabraniać ludziom pożyczania sobie płyt czy filmów. Sytuacja nieco zaczęła się zmieniać, gdy pojawiły się powszechne możliwości nagrywania utworów wideofonicznych. Nadal jednak rzeczą oczywistą było, że mając płytę gramofonową, można ja było nagrać na taśmę lub kasetę i grać w odtwarzaczu samochodowym lub innym przenośnym. Płytę pożyczoną od kolegi też można było nagrać i z tego powodu nie przychodziła do domu policja. W analogowym świecie obowiązywała jednak pewna zasada. Płyty gramofonowe się zużywały. Kopie wykonane na taśmie były jakościowo gorsze od nagrań z płyty, taśmy i kasety też się zużywały. Najbardziej widoczne było to w nagraniach filmów, gdzie już pierwsza kopia była zdecydowanie gorsza od oryginału i nie trzeba było mieć sprzętu najwyższej klasy, by się o tym przekonać. Zresztą trzeba przyznać, że to wydawcy filmów jako pierwsi zaczęli testować rozmaite sposoby na to, by uniemożliwić lub przynajmniej utrudnić kopiowanie popularnych kaset VHS.
Degradacja jakości kopii miała swoje znaczenie. Jeśli ktoś chciał mieć dzieło w najlepszej możliwej jakości, musiał kupić oryginalny produkt. Po wielokrotnym odtwarzaniu płyty lub kaset również ludzie kupowali nowe, bowiem stare się zużywały. Płyty zaczynały odtwarzać więcej trzasków niż muzyki, kasety falowały, gubiły dźwięk lub obraz. Producenci mediów może nie byli specjalnie zadowoleni z możliwości pożyczania, ale do końca lat siedemdziesiątych nie ubiegali się o jakieś przywileje prawne w tym zakresie.
Problem piractwa był wówczas związany raczej z tzw. obozem socjalistycznym. W polskim radiu bez oporów puszczano muzykę z płyt przywożonych z zagranicy prywatnie. Starsi słuchacze pamiętają być może audycje, w których zdarzało się prowadzącemu dziękować komuś za udostępnienie najnowszej płyty. Pojawiały się też falsyfikaty. Nie był to proceder nowy. Już w dawnych wiekach próbowano podrabiać znane obrazy, a w wieku XX pojawiły się podróbki znanych marek (poza sztuką – ubrania, galanteria, obuwie) oraz oficjalnie wydawanych płyt lub kaset. Samo zjawisko podróbek nie jest więc wynalazkiem nowym.
Świat analogowy miał dość jasne i oczywiste reguły. Zwalczano zjawisko produkowania falsyfikatów i podróbek w miarę możliwości. Jednak do domu szarego Smitha, Millera, czy Johansena nie wchodziła policja, aby sprawdzić, czy ma on tylko legalne nagrania i czy nie kupił jakichś podróbek. Nie oskarżano klientów kupujących detalicznie podróbki, bowiem mogli i mieli prawo być naiwni, zostać oszukani i wprowadzeni w błąd.
Wszystko zmieniło się, gdy świat z analogowego zmienił się w cyfrowy. Ale to już zupełnie inna historia.

Oceń felieton

Komentarz do “Prosta analogowa historia”

Możliwość komentowania została wyłączona.