Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Hrabia w składzie porcelany

Niemodne dziś określenie savoir vivre częściej jest zastępowane niemieckim kindersztuba. Niekiedy mówi się, że komuś brakuje kindersztuby, często błędnie interpretując zestaw cech, które powinny temu określeniu odpowiadać.
Savoir vivre bowiem przez wiele minionych lat był nie tylko lekceważony, ale klasowo wrogi. W PRL – szczególnie w pierwszym okresie, a potem także w tzw. epoce Gomułki – uważano zasady savoir vivre za przestarzałe, sztuczne i wywodzące się ze znienawidzonych przez komunistów warstw burżuazji i szlachty. Komuniści to byli prostacy, którym przysłowiowa słoma z butów wystawała. Nic dziwnego, że zwalczali takie fanaberie, jak jedzenie ryb dwoma widelcami, a już zupełnie nie potrafili zrozumieć zasady dopuszczającej jedzenie ryby palcami, ale w żadnym wypadku nożem.
Dziś w dobrej restauracji kelner bez rumieńca wstydu poda nam nóż do ryby, a zamiast odpowiedniego wina zaproponuje nam coś, przy czym piwo stanie się lepszym wyborem. Język układania sztućców dla kelnera jest dziś kompletnie niezrozumiały i nie zmieni tego fakt, że w restauracji zapłacimy 300 złotych za obiad na dwie osoby. Z tego powodu do dobrych restauracji w Polsce nie chodzę. Czuję się oszukany w takim lokalu i mam wrażenie, że po prostu znalazłem się na tyłach MacDonalda. Jakiś czas temu w całkiem popularnej gdańskiej restauracji położono mi widelec z prawej strony talerza. Aluzji, że wrócimy niedługo do czasów filmów Barei, gdy aluminiowe miski przykręcano śrubą do stołu, pan kelner nie zrozumiał.
Nie wiem kiedy i jak nauczyłem się, że całując kobietę w rękę należy to zrobić symbolicznie, a nie ślinić się. Należy to zrobić z gołą głową, a nie w czapce, berecie lub kapeluszu. Wreszcie nie należy podnosić kobiecej ręki do swych ust, a przeciwnie – pochylić się.
Nie mam pojęcia skąd, ale wiem, że kłaniając się uchylamy kapelusza lub czapki, jeśli to sztywna czapka z daszkiem, ale nie zdejmujemy czapki wełnianej, miękkiej.
Gdy przyjmujemy gości, to czekamy, aż spoczną na krzesłach lub fotelach goście. Jeśli gospodarz jest mężczyzną, to bezwzględnie czeka, aż usiądą kobiety, podobnie zresztą powinni się zachować inni panowie. Pamiętać też należy o wielu innych burżuazyjnych przesądach, na przykład o tym, że to kobieta podaje pierwsza rękę i jeśli jej nie poda to mężczyźnie nie wypada wyciągać swojej. Można wymieniać te zasady i opisywać, ale nie to jest moim celem.
Tytuł hrabiowski w Polsce ma raczej niewielką wagę. Przyznawali go władcy obcych – głównie zaborczych – krajów. W dawnej Polsce szlachcic mógł mieć tytuł książęcy, jeśli należał do arystokracji. I to wszystko. W przeciwnym razie był po prostu szlachetnie urodzonym i lub szlachectwo mógł zdobyć w boju.
Hrabia to nie jest w polskiej tradycji tytuł wiele ważący, ale jeśli już się przyznaje ktoś do szlacheckich korzeni, to noblesse oblige. Szczególnie, gdy zostaje się prezydentem. A tak, to teraz nam wstyd, za takie faux pas Panie Prezydencie.
A mi szczególnie wstyd, bo jak się córka pytała, dlaczego w końcu ma na tego Komorowskiego głosować, to powiedziałem, że może ma staroświeckie obciachowe wąsy i lubi polować, ale pochodzi z rodziny z tradycjami i nam wstydu za granicą nie przyniesie. No i masz babo placek.

Oceń felieton

23 komentarze “Hrabia w składzie porcelany”

Możliwość komentowania została wyłączona.