Napisał Adomas Mickevičius, który po litewsku znał kilka słów na krzyż. Jak do tego doszło, że polski wieszcz narodowy pisał o Litwie, jako swej ojczyźnie?
Zaczyna się to kilka wieków wcześniej, gdy Litwa – państwo pogańskie – jest na skraju upadku, a Polska nie może sobie poradzić z ekspansywnym Zakonem Krzyżackim. Chrześcijaństwo miało w dawnych wiekach ogromnie państwowotwórczą rolę. Zgodnie z jego zasadami król był pomazańcem bożym i zamach na niego był grzechem. Oczywiście niektórzy czasami ten grzech popełniali. Jednak władcy było łatwiej utrzymać władzę i założyć dynastię. W państwie pogańskim władcą zostawał najsilniejszy, najbardziej zdecydowany, często najokrutniejszy. Każdy mógł mu tę władzę odebrać, jeśli okazał się jeszcze gorszym sukinsynem. W Polsce pomocną rolę chrześcijaństwa docenił już Mieszko I, na Litwie kilkaset lat później dopiero książę Jagiełło, gdy mu się Krzyżacy do tyłka zaczęli dobierać.
Zostawszy królem Polski i ochrzciwszy Litwę, mógł być już spokojny o swoje panowanie, a i tak do końca życia pijał wyłącznie czystą wodę, jako że wina i piwa łatwo było zatruć.
Zjednoczenie Polski i Litwy dziś jest rozmaicie postrzegane po obu stronach. Nie ulega wątpliwości, że Władysław Jagiełło pomimo monarszej korony pozostał nadal Litwinem i o korzyściach swego rodowitego kraju myślał najpierw. Niektórzy historycy uważają, że taka była przyczyna dla której nie złapał Zakonu Krzyżackiego za gardło i nie zdusił do końca, gdy była taka okazja. W swej niegłupiej łepetynie myślał bowiem, że gdy wspólnego wroga zabraknie, to Polacy wypną się na Litwę, która znów straci na znaczeniu, a i Jagiełłowa sukcesja monarsza stanie pod znakiem zapytania. Dalsze dzieje polsko-litewskie toczyły się rozmaitymi torami, ale jakkolwiek by się Litwinie nie starali to ich teza o zniewoleniu Litwy przez Polskę nie zawiera ni krzty logiki. Owszem – trzeba przyznać, ze spolszczyli się mocno, zmienili swe zwyczaje, a nawet chętniej czasem polskiego używali niż litewskiego. Jednak trzeba pamiętać, że myśmy dla nich wówczas byli tym zachodem, z którego kopiuje się i mądre i głupie zwyczaje. Przecież jeszcze niedawno sami to przerabialiśmy i tylko wrodzonemu polskiemu lenistwu zawdzięczamy, że nie mówimy wszyscy po angielsku (z teksańskim akcentem).
Ten los polski i litewski wspólny był przez wiele stuleci. Raz lepszy, raz gorszy, ale wspólny. Na serio to kęsim zrobili Litwinom dopiero bracia Rosjanie za Stalina. Wiek dwudziesty przyniósł też polsko-litewski rozwód, który dla nas był bardziej korzystny, dla Litwinów mniej. Jak to po rozwodzie bywa, jedna strona – czyli my – wspomina wspólne pożycie całkiem miło. Druga zaś – wściekła i zła – traktuje te wspólne dzieje jako zło ogromne, tak widzą to Litwini.
Pojawiały się koncepcje polityczne, które miały ponownie połączyć Polskę, Białoruś, Litwę, a nawet Ukrainę w jeden organizm państwowy, w federację, która silna i zwarta mogłaby stanowić przeciwwagę dla Rosji. Koncepcje te tyleż były przyjemne dla Polski, co kompletnie bezsensowne wobec stanowczego desinteresment pozostałych stron. Ostatnim z polityków z taką koncepcją był Janusz Korwin Mikke. Jednak pomysł Federacji Międzymorza się nie ziścił. W ostatnich latach podobną koncepcję forsował prezydent Lech Kaczyński. Odwrócił się zarówno od Trójkąta Weimarskiego jak i od Grupy Wyszehradzkiej i forsował opcję jedności wschodnioeuropejskiej w ramach Unii, coś w rodzaju takiej grupy nacisku krajów tzw. Pribałtiki i Polski. Osią porozumienia miała być Litwa. Lech Kaczyński podczas swej prezydentury odwiedził ją jedenaście razy*. Do dziś zwolennicy PiS uważają ten kierunek polityczny za bardzo ważny sukces polityczny Lecha Kaczyńskiego.
Jaka jest sytuacja faktyczna? Litwa jest jedynym krajem europejskim, w którym na siłę zamienią Polakowi imię i nazwisko, jeśli tam zamieszka. Nawet w Związku Sowieckim Mickiewicz miał prawo nazywać się Mickiewicz. Na Litwie – Mickevičius. Żyjemy we wspólnej Europie i w naszym kraju coraz częściej mieszka jakiś Müller lub Smith i nie słyszałem, by kazali im zmieniać nazwiska na Młynarski lub Kowalski. Od lat pozostają nierozstrzygnięte problemy własności ziemi przez ludność polskiego pochodzenia, kwestie polskojęzycznej oświaty dla mniejszości, nazwisk i nazewnictwa. Od lat przyjazne gesty Lecha Kaczyńskiego spotykały się z konsekwentnym traktowaniem strony litewskiej. Obrazowo można to porównać do wyprostowanego środkowego palca. Kilka lat temu Orlen kupił litewską rafinerię w Możejkach, by pomóc w ten sposób Litwie uwolnić się od dominacji przemysłu naftowego Rosji. Dziś dzięki „specjalnemu” traktowaniu przez stronę litewską Orlen zaczyna się zastanawiać nad sprzedażą tego kukułczego jaja komukolwiek.
Litwini chętnie się dziś przyznają do Adama Mickiewicza, jako swego wielkiego poety, ale Polaków zdecydowanie nie znoszą i polityka zagraniczna Kaczyńskiego oraz Fotygi to kompletna klapa w tym zakresie. Ciągłe pojednawcze – żeby nie powiedzieć uległe – gesty spowodowały wręcz usztywnienie litewskiego stanowiska i coraz to bardziej nacjonalistyczne zachowania. Dziś zdaje się przyjdzie pora pokazać Litwinom, że jak Kuba Bogu…
—
* Litwa tym samym jest najczęściej odwiedzanym krajem przez prezydenta Kaczyńskiego.
7 komentarzy “Litwo! Ojczyzno moja!”
@Belfer wybacz, ale nie mogłem się powstrzymać”
http://www.youtube.com/watch?v=rlWGQOdcijs
Zatem niewiele masz do powiedzenia. Cytacik zabawny, choć mógłbym cię posądzić w tym wypadku o ksenofobię, może nie lubisz nauczycieli, a może Litwinów?
Najzabawniejsze jest to, że nie masz nic do powiedzenia, bo te moje wnioski to brutalna prawda polityczna, nawet wczorajsze wiadomości miały podobne podsumowanie, choć oczywiście unikały nazwiska prezydenta. Jednak pojawiło się tam zdanie, że ostatnich kilka lat to kompletna porażka polskiej polityki zagranicznej. A tę w odniesieniu do Litwy prowadził prezydent, rząd „odpuścił”, aby nie prowokować dodatkowych awantur. Okaże się w najbliższych latach, czy teraz Polska będzie potrafiła prowadzić wobec Litwy ostrzejszą politykę i coś wywalczyć. Bo – używając słów twego idola – polityka Lecha Kaczyńskiego „na kolanach” wobec Litwy dała tyle, że sobie z nas nic nie robią.
@Belfer
Nie wiem czy pamiętasz, że ostatnią podróż zagraniczną prezydent Lech Kaczyński odbył do Wilna. Tam spotkał go afront, który ucieszył jego oponentów z PO.
http://www.tvp.info/informacje/swiat/lech-kaczynski-niemile-zaskoczony-w-wilnie/1632774
Nie była to żadna polityka na kolanach. Jeśli tak to udowodnij to. Prezydent Kaczyński czynił wysiłki, zmierzające do przywrócenia Polakom prawa do nazwiska. Niestety nie miał wsparcia ze strony rządu premiera Tuska, który nie dość, że nie wspierał w wysiłkach prezydenta Kaczyńskiego to prowadził z nim wojnę i ośmieszał Polskę w Europie.
Nie licz na nasz rząd. Tu nie będzie polityki na kolanach, będzie raczej na czworakach.
PS
Władze Litwy wystąpiły z inicjatywą nadania ulicy w centrum Wilna imienia polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Tyle w temacie.
Była to polityka „na kolanach”, używając ulubionego frazesu prezesa. Udowadniać drugi raz nie będę. Po prostu przeczytaj i zrozum to, co jest wyżej. Ja taką politykę bym nazwał polityką podlizywania się i rząd niewiele mógł zrobić, bo strona litewska świetnie grała Kaczyńskim dając mu honory i wazelinując komplementami, a on się tym zadowalał. Do tej samej kategorii zalicza się nazywanie ulicy. BTW będzie to ulica Lechasa Kaczynskasa?
Dość symptomatyczny komentarz napisała rzeczywistość, która jak zwykle pokazała, ze father boss durnoty pisze.
Pod koniec października napisał tak:
Władze Litwy wystąpiły z inicjatywą nadania ulicy w centrum Wilna imienia polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Dziś pojawiła się w GW informacja pod tytułem:
Ulica im. Lecho Kacynskio, czy Lecha Kaczyńskiego? Litwa znów ma problem z pisownią
Lech Kaczyński nigdy nie nazywał się inaczej, jeśli jego nazwisko zostanie zmienione, będzie to dodatkowy afront uczyniony mu po śmierci. Samo życie podsumowało dyskusję o skuteczności jego litewskiej polityki.
Ciekawe jak by to było, gdybyśmy nazwali jakąś ulicę Jerzego W. Krzaka.