Uwielbiam powieści sensacyjne. Ale nie takie zwyczajne, lecz te z pogranicza polityki, sensacji i fantastyki. Protoplastą gatunku był Frederic Forsyth i słynny Dzień Szakala. Fikcja była o krok od prawdy i mieszała się z nią tak skutecznie jak woda sodowa z whiskey. Czytałem kilka naprawdę dobrych powieści z tego nurtu. Doskonale potrafił konstruować zawiłe fabuły Robert Ludlum. Nie sposób było odróżnić to, co prawdziwe od tego, co było fantazją autora. Pierwszą książką, która poznałem była Tożsamość Bourne’a, potem dwie następne z tym samym bohaterem. Samotnym bohaterem walczącym z utajnionymi siłami zła. Nie wszystkie spiskowe wersje historii jednak są tak przekonujące. Dan Brown w książce Kod Leonarda wyraźnie ociera się o granice śmieszności. Wyobraźnia twórcy jest jednak ograniczona faktami, a przynajmniej musi się mieścić pomiędzy nimi, jeśli ma wyjść z tego porywająca powieść. Przekonali się o tym scenarzyści seriali Lost i Flash Forward, a może raczej widzowie, którym zabrakło logiki w oglądanych filmach.
Nie znoszę natomiast spiskowych teorii w życiu. W powieści – zgodnie z teorią Czechowa – strzelba, wisząca na gwoździu w pierwszym akcie, musi wystrzelić najpóźniej w ostatnim. W literaturze,teatrze i filmie nie ma przypadków i rzeczy niepotrzebnych. Telefon w moim domu milczy całymi dniami. Ten sam telefon pokazany w filmie musi zadzwonić. Fabuła musi mieć sens i nie ma w niej miejsca na przypadki, w życiu przypadków jest sporo.
Gdy byłem małym chłopcem, wśród dzieciaków krążyła opowieść o czarnej wołdze, która porywała dzieci. Możliwe, że u podstaw tej opowieści z gatunku urban legend leżał przypadek jakiegoś spektakularnego aresztowania przez bezpiekę. A może tylko czarna wołga jako symbol zła zastąpiła Cyganów porywających dzieci. Ciekawe zresztą po co mieli porywać, skoro swoich mieli od cholery. Mały byłem, to się bałem, ale z tego wyrosłem.
Niektórzy jednak nie wyrastają. Po katastrofie w Smoleńsku natychmiast powstały rozmaite teorie, które mniej lub bardziej idiotycznie próbowały tłumaczyć jej przyczyny. Opublikowanie stenogramu rozmów w kokpicie zabiło te pięknie rozwijające się teorie. Nikt nie krzyczał na pokładzie o bombie, o strzelaniu, nie słychać wybuchu. Przyczyny stają się jasne, choć nadal trudne do zrozumienia. Ale jeśli ktoś jest naprawdę zdeterminowany to pisze tak: Mając bowiem wewnętrzne przekonanie, iż do katastrofy doszło w wyniku zamachu wydało się nam (osobom zaangażowanym w dyskusję) logiczne, że kombinacja operacyjna polegająca na doprowadzeniu do wylotu określonym czasie do Katynia samolotu z Lechem Kaczyńskim oraz ludźmi niewygodnymi Moskwie na pokładzie musiała zostać dokonana z pomocą osoby, zdrajcy, będącym rosyjskim agentem. Zatem rzeczywistość jest mało istotna, bo zaczynamy rozmawiać o wewnętrznym przekonaniu, a to jest ponda wszystko. Przekonanie wewnętrzne odkryło bowiem: Podczas naszej dyskusji i przeglądu jawnej dzisiaj korespondencji naszym oczom ukazała się następująca prowokacja przeciwko Prezydentowi RP, opozycji i porządkowi konstytucyjnemu Państwa Polskiego. To wszystko i jeszcze więcej bredni można przeczytać na stronie wyznawców 4RP.
Strasznych rzeczy dowiedzieć się można ze strony Biura prasowego Jasnej Góry. Ze zgrozą można przeczytać: Z wielu rejonów Polski, a zwłaszcza z miejsc na terenach dotkniętych w ostatnim okresie ulewnymi deszczami i burzami, otrzymujemy od licznych osób niepokojące sygnały. Według tych – pokrywających się ze sobą informacji – wszystkie one mówią o pojawianiu się co pewien czas samolotów pozostawiających za sobą dziwne smugi na niebie. Ojciec Stanisław Tomoń pisze dalej: We wszystkich wymienionych wyżej przypadkach nie chodzi – zdaniem obserwujących – o 'normalne’ kondensacyjne smugi, jakie zawsze powstają po przelatujących samolotach odrzutowych zatem oczywiste jest, że powstają wówczas podstawowe pytania: czyje to są samoloty i do kogo one należą? Kto za taki stan rzeczy ponosi odpowiedzialność? I jak to w ogóle możliwe, by ktoś latał w polskiej przestrzeni powietrznej i rozpowszechniał jakiekolwiek środki bez powszechnego i publicznego informowania o tym wszystkich mieszkańców na danym obszarze?
No właśnie jak to możliwe, jakieś obce samoloty nad Polską latają. Dobrze, ze ojczulek z Jasnej Góry nie zobaczył strony FlightRadar, bo przerażenie by mu zmysły odebrało. Choć i teraz trudno przypuszczać, że ma je w porządku.
Przytoczyłem tylko dwa przykłady paranoi o narodowo-katolickim charakterze, które mają swoje źródło w niebezpiecznej sekcie ideologicznie sprzyjającej Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego partii. Można się śmiać, ale nie należy ich lekceważyć.
4 komentarze “Czarna wołga i kod Leonarda”
No właśnie, „powstaje wówczas podstawowe pytanie: czyje to są (słowa) i do kogo one należą? Kto za taki stan rzeczy ponosi odpowiedzialność? I jak to w ogóle możliwe, by ktoś (bredził) w polskiej przestrzeni powietrznej i rozpowszechniał jakiekolwiek środki (dezinformacji) bez powszechnego i publicznego informowania o tym wszystkich mieszkańców na danym obszarze?”
Ale może jest to pytanie retoryczne, bo każdy ma prawo do swojej racji stanu?
Świetny tekst! Ja zdecydowanie przestałem śledzić wiadomości w ostatnich dniach, tej masy bredni jest naprawdę zbyt wiele… ale dobrze, że piszesz tu na blogu, przynajmniej się mam gdzie zapoznać z tym koszmarem.
Też przestałam czytać… Miesiąc podróży dobrze mi zrobił 🙂 Pełen odwyk.