Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Wielka woda

Nie oszczędza nas los tej wiosny. Najpierw katastrofa w Smoleńsku, teraz powódź. Nie widziałem nigdy powodzi z bliska. Na szczęście. Nie znam się też na hydrologii. Od kilku dni oglądam telewizję i zastawiam się, próbuję to wszystko jakoś ogarnąć rozumem.

Powódź na żywo i jak żywa.
Relacje w TVN24

Rozwój techniki spowodował, że widzowie mogą widzieć to, co naprawdę się dzieje setki kilometrów dalej. To jest ta dobra strona telewizji. Śmigłowiec TVN24 zauważa w okolicach Sandomierza na rozlewisku dom, w którym są ludzie. Zostają zaalarmowane służby ratunkowe i po jakimś czasie – wciąż na żywo – obserwujemy akcję ratunkową. Profesjonalną, szybką i sprawną. Dobrze, że to pokazano, bo nie brak już malkontentów, którzy uważają, że jest źle, bardzo źle albo jeszcze gorzej.
Zastanawia mnie czasem brak dociekliwości dziennikarzy. Pewna kobieta mówiła reporterowi, że dom kupiła po poprzedniej powodzi w 1997 i go gruntownie odremontowała. Teraz zaś – i tu płacz – cała ta praca na nic i wszystko straciła. Zabrakło mi kilku dociekliwych pytań. Czy ten dom został przez tę panią ubezpieczony? Czy poza tym w jakikolwiek sposób przez te lata zainteresowała się tym, co może się stać, gdy przyjdzie następna powódź? Bo wiadomo było, ze przyjdzie, prędzej czy później.
Powstaje pytanie, którego nie sposób zadać, gdy widzi się niekiedy, gdzie te zalane domy stały. Kto pozwolił budować domy w oczywistych strefach zagrożenia. Sam, będąc na południu kraju kilka lat temu, widziałem domy wybudowane pomiędzy rzeką a wałami ochronnymi.
Niewątpliwie część winy jest po stronie państwa, każdy kolejny rząd mógł zrobić więcej niż zrobił. Jakiś czas temu znajomy z Holandii pokazywał mi na miejscu, jak przeciwpowodziowa struktura działa u nich. Jest system kolejnych wałów, grobli, bram i zapór, które w razie potrzeby stopniowo odcinają kolejne obszary zalewane. Taki pomysł, odpowiednio zmodyfikowany, można by wdrożyć u nas, ale to wymaga ogólnego planu, wydania pieniędzy i zdecydowanego przeciwstawiania się radosnemu budowaniu gdzie bądź.
Jednak winne są też lokalne władze i lokalni mieszkańcy. Po powodzi w 1997 roku niektórzy nic się nie nauczyli. Ot choćby odbudowali swe domki w tym samym miejscu, tak jak były. Niedawno oglądałem relację z odbudowy osiedli w Nowym Orleanie, gdzie wyciągnięto nauczkę i zamiast budować niepodpiwniczone domy na poziomie gruntu stawia się je na palach, które wynoszą je ponad dwa metry ponad poziom gruntu.
Razi także postawa niektórych powodzian, którzy twierdzą wbrew faktom, że nie otrzymują pomocy. Tak odpowiedział mężczyzna, który dziś ratował swój dobytek. Nikt nam nie pomaga – a po chwili – tylko straż i policja.
W niektórych mediach rozpoczęło się polityczne wykorzystywanie powodzi w kampanii prezydenckiej. Widać to doskonale w internecie. Sami politycy są raczej oszczędni w słowach, ale zwolennicy partii już nie. I to denerwuje. Bo widać miejsca, gdzie ludzie nie czekają, tylko zabierają się do pracy, samorzutnie pomagają policji, strażakom i wojsku, a inni gotowi są wyłącznie do krytykowania. Podsumowanie takiego stanu rzeczy znalazłem na jednej z grup dyskusyjnych:
No cóż jak wiadomo PiS jest za silnym państwem więc wyborca PiS nie ruszy palcem, bo państwo ma zrobić, wyborcy PIS nawet się do zabezpieczania swojego dobytku nie zabrali, bo im nikt nie powiedział, że trzeba.
Wyborcy PO zaś jako zwolennicy państwa obywatelskiego, skrzyknęli się przez internet, wzięli łopaty i sypali piach do worków, i pracowali przy umacnianiu wałów.

Pomimo oczywistej złośliwości zawartej w tym stwierdzeniu, nie można autorowi odmówić odrobiny słuszności. Jedność i wspólne działanie bez odgórnych rozkazów to najlepsza postawa w chwilach zagrożeń. Znacznie ważniejsze niż zapalanie zniczy pod pałacem prezydenckim. Dziś w sejmie Jarosław Kaczyński wzywał do solidarności i wtedy pomyślałem sobie, co zrobił związek „Solidarność”, który tak sprawnie organizował zwykle kolejne manifestacje karnie zjeżdżające się do Warszawy na wspólne palenie opon. Dlaczego do tej pory nie słyszymy o jakiejś solidarnej akcji „Solidarności”? Związkowcy pod wodzą Śniadka nie mają czasu na bzdury, przygotowują bowiem manifestacje poparcia dla kandydata PiSu w Krakowie. Czekają tylko, aż woda opadnie.

Oceń felieton