Brak słów. Zaskoczenie. Szok. Gdy tracimy kogoś bliskiego w wyniku nagłej i niespodziewanej tragedii, kołacze się w głowie niedowierzające pytanie. Dlaczego? Tym razem katastrofa jednocześnie zabrała kilkadziesiąt osób znanych z mediów, z internetu, a wśród nich najważniejszą osobę w państwie. To potworna tragedia w wymiarze osobistym, ludzkim i rodzinnym, tym straszniejsza, że tak masowa. Gdy umiera ktoś najbliższy, jest ogromna pustka i ogromny żal. Gdy ktoś najbliższy ginie nagle, w duszy narasta głuchy skowyt. Znam to uczucie i rozumiem. Współczuję rodzinom z całego serca. Ale żyć trzeba.
Państwo funkcjonuje dalej. Marszałek Sejmu przejmuje obowiązki głowy państwa, wkrótce ogłosi termin wyborów, które muszą się odbyć w przeciągu najbliższych dwóch miesięcy. Miejsce zmarłych zajmą ich następcy – czasami mniej, a czasami bardziej kompetentni. Niektóre funkcje będą wymagały wyborów, inne decyzji najwyższych władz. Państwo wbrew pozorom jest silne, a mądre prawo potrafiło przewidzieć nawet takie nieszczęście. Państwo w obliczu tego nieszczęścia stanęło na wysokości zadania. Niepowetowane straty poniosła polska polityka, niezależnie od tego, jak ją oceniamy. Lewica straciła kandydata na prezydenta i dwie bardzo ważne posłanki. Nie ma na lewicy nikogo oprócz Jerzego Szmajdzińskiego, kto potrafiłby teraz osiągnąć rezultat powyżej marginesu błędu statystycznego. Prawica poniosła jednak największe straty. Zginął nie tylko urzędujący prezydent, ale i kandydat, w dodatku powszechnie uważało się, że był to jedyny możliwy kandydat.
Dziś w chwili tragedii nikt nie myśli o wyborach, jednak za kilka dni będziemy musieli o tym pomyśleć. Nawet brat prezydenta, który dziś stanął na miejscu katastrofy, który przeżywa ogromną tragedię, będzie musiał o tym pomyśleć – bo jest politykiem. A PiS także nie ma rezerwowego kandydata, jedyny który może zastąpić skutecznie Lecha Kaczyńskiego, to jego brat. I zapewne tak się stanie, nawet jeśli dziś ktoś uważa takie rozważania za obrazoburcze.
Jedno jest pewne, nasz świat się zmienił. Chwytają za serce wyrazy współczucia płynące z całego świata. Złoszczą idiotyczne teorie spiskowe niektórych rodzimych wróżów. Oby nie one zdominowały nasze życie na lata. Gdzieś w głowie kołacze się wciąż pytanie „Jak, dlaczego?” Na wiele odpowiedzi trzeba będzie poczekać, niektóre z nich nie będą miłe. Innych nigdy nie poznamy. A żyć trzeba.