Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Czarownice

Czarownic palenie na stosie to nie była polska specjalność, dziwne się to dziś wydaje, gdy patrzymy na świat naszej polityki. W Polsce procesów o czary było relatywnie mniej niż w innych krajach Europy* i częściej – niż gdzie indziej – kończyły się wybatożeniem lub wygnaniem, a nie spaleniem na stosie. Wiele prac naukowych poświęcono tym zagadnieniom, więc nie będę usiłował być mądrzejszy, ale zaproponuję swoje wyjaśnienie, które z nauką być może się nie zgadza, ale za to z logiką w całej rozciągłości. Otóż paradoksem jest to, że procesów o czary najwięcej było tam, gdzie dominujące stały się wyznania protestanckie, które przecież były bardziej postępowe i nowocześniejsze. Jednak zwycięstwo rozumu nad wiarą, które w wielu kwestiach pojawiało się wśród protestantów, nie dotyczyło kobiet. Eskalacja procesów o czary nastąpiła też w okresie kontrreformacji, ale tu z kolei, korzystna w naszym kraju była nieobecność inkwizycji. Dane historyczne zwykle są w tym zakresie rozmaite, w zależności od tego, jaką tezę usiłował historyk udowadniać. Może to być wskazówka, że nie tylko dzieje współczesne mogą budzić aktywność rozmaitych „Cenckiewiczów i Zyzaków”**

Dawne wyobrażenia czarownic

Na Pomorzu, które było częścią kultury i obyczajowości niemieckiej, było kilka głośnych procesów o czary i kilka sławnych czarownic, które oczywiście marnie skończyły. Najsławniejsza z nich to Sydonia von Borck. Niektóre źródła podają, że była kobietą piękną i mądrą, a do tego niezależną. Być może dlatego za mąż nie wyszła, a w konsekwencji nie pozwolono jej cieszyć się należnym jej majątkiem. Aż wreszcie wyeliminowano ją, oskarżając o czary. Dziś Sydonia jest jedną z legendarnych postaci w Szczecinie, gdzie została stracona. Ponieważ dawne czarownice naprawdę bywały zielarkami, znachorkami i raczej leczyć starały się niż szkodzić, współcześnie targi medycyny naturalnej w tym mieście nazwano imieniem Sydonii. Nie tyle patronka, co same targi wzbudziły niepokój księży. W kościołach ostrzegano wiernych.

Nie podważając środków naturalnych w medycynie, przestrzegamy przed korzystaniem z usług tam oferowanych, a szczególnie z horoskopów, porad wróżek lub nabywania rzekomo magicznych przedmiotów, talizmanów i amuletów. Jest to sprzeczne z wiarą katolicką i stanowi grzech przeciwko pierwszemu przykazaniu (kanclerz kurii ks. Andrzej Maćkowski).

Apel nieco dziwny. Nie księżom się jednak dziwię, jeno wiernym. Skoro są katolikami, to dlaczego gotowi są wierzyć w jakieś cudowne amulety, horoskopy i zaklęcia? Dla mnie widok gorliwej katoliczki odprawiającej jakieś hokus-pokus z wahadełkiem jest trochę śmieszny, a trochę żałosny. Żałosny? No bo gdzie im do takiej Sydonii von Borck lub choćby słupskiej Triny Papisten. Małe miasteczko pomorskie miało swoje niezbyt chlubne karty w historii, według niektórych źródeł miało tu miejsce 18 egzekucji kobiet oskarżonych o czary, a więziono je i torturowano właśnie w słynnej baszcie czarownic. Trina Papisten była ostatnią ofiarą religijnej histerii. Jej proces odbywał się na początku osiemnastego wieku. Prawdopodobnie miała na imię Katarzyna i przybyła na te ziemie wraz z pierwszym mężem, który był kowalem. Jako młoda wdowa dość szybko ponownie wyszła za mąż. W tym przypadku również mamy do czynienia z piękną i bystrą niewiastą, która pomagając mężowi rzeźnikowi w pracy, szybko przyczyniła się do wyeliminowania konkurencji. Na dodatek prawdopodobnie znała się na zielarstwie, więc zazdrość i złość znalazły wiarygodne dla ówczesnych uzasadnienie. Kobiecie nie udało się uciec z miasta i w rezultacie tortur przyznała się do wszystkiego, o co ją oskarżano. Spalono ją na stosie po kilku miesiącach upokarzającego śledztwa i tortur.

Proces o czary

Zastanawiające jest to, że zwykle procesy o czary łączone były z ważnymi elementami wierzeń chrześcijańskich. Trina Papisten miała otrzymać od diabła ducha pomocnika w noc św. Jana. Z innych źródeł również można się dowiedzieć, że w rozmaitych procesach było podobnie. Czarownice miały się nie wiadomo czemu uaktywniać w dni świąt kościelnych lub imieniny ważniejszych świętych. Zatem wiara w siły nieczyste wyraźnie była związana z religijnością zarówno katolicką, jak i protestancką. Innym motywem, jaki się pojawił w procesie Triny Papisten był motyw lubieżnych praktyk, którym oddawała się z diabłem. W ich wyniku miała mieć znamię na pośladku. Poszukiwanie wszelkich rodzajów znaków diabelskich na ciele oskarżanych o czary było niewątpliwie najmilszą rozrywką inkwizytorów i sędziów. Ci pierwsi skazani na celibat, drudzy zaś zmuszeni do obcowania z mało interesującymi małżonkami wyłącznie w mroku nocy, mieli niewątpliwie wielką radość z oglądania żywej niewiasty bez odzienia. Na dodatek bez skrępowania mogli zaglądać, rozchylając uda, w intymne miejsca podsądnych, bo przecież to tam szukali tych diabelskich znaków. W ten sposób kilku śliniących się religijnie zboczeńców zaspokajało swe żądze i nic też dziwnego, że w wielu udokumentowanych przypadkach procesy o czary rozpoczynały się od odrzucenia przez piękną kobietę zalotów jakiegoś wysoko postawionego nieudacznika. Charakterystyczne jest także, iż w wierzeniach chrześcijańskich równie często pojawiają się atrybuty boskie, co szatańskie. Budzi to sporo uzasadnionych wątpliwości, w co tak naprawdę wierzyli chrześcijanie.

Wyobrażenia i przesądy według Goi

Ostatnim akcentem w historii procesów o czary na Pomorzu był nie tyle proces oficjalny, co raczej miejscowy samosąd we wsi Chałupy i odbył się w społeczności kaszubskiej około sto lat po oficjalnym zakazie procesów o czary wydanym przez króla pruskiego Fryderyka Wilhelma I. Zastanawiające jest, że poza wyjątkami, które raczej wiązały się z wojnami religijnymi, w procesach o czary rzadko oskarżano mężczyzn***. Można zatem domniemywać iż oskarżenia o czary były pewnego rodzaju bronią mężczyzn przeciw kobietom niezależnym, bystrym, które nie chciały się poddać męskiej dominacji. Pomimo, że spotykałem w życiu takie jędze, które chętnie wysłałbym w chwili złości na stos, to jako ojciec bardzo niezależnej córki cieszę się, że tamte czasy minęły.

Baszta czarownic w Słupsku

Czasem, przechodząc obok odrestaurowanej baszty czarownic, zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby tam – zamiast galerii sztuki – umieścić jakieś małe muzeum ciemnoty i zacofania. Znalazłbym do niego nawet parę żywych eksponatów w naszym kraju.


* W opracowaniach historycznych czasami uwzględnia się statystyki Pomorza i Śląska. Przez to ilość skazanych za czary rośnie, a te ziemie były w okresie reformacji i kontrreformacji raczej niemieckie niż polskie.
** Cenckiewicz i Zyzak to nazwiska dwóch autorów paszkwilanckiej książki o Wałęsie.
*** Ze znanych mi przypadków jest to słynna historia miasteczka Salem.

Oceń felieton