Zło atakuje Polskę i ma oblicze starego człowieka pełnego nienawiści, który nie spocznie, póki nie zrealizuje swych nienormalnych, obłędnych wizji.
kaczyzm
Kaczyński kiedyś grzmiał z trybuny sejmowej, że żadne wrzaski, ani krzyki nie przekonają go, że czarne jest czarne, a białe jest białe. To przejęzyczenie stało się symboliczne w chwili, gdy pisowska nowomowa okazała się pustą wydmuszką.
Jednym słowem w swoich prognozach rząd korzysta z danych, które wcześniej cenzuruje. Wniosek? Rząd sam nie wie, jaka jest sytuacja. Wobec powyższego pozostaje nam jedynie liczyć na łut szczęścia.
Gdzieś zniknął dobry dziadek, który coś tam memłał o kremówkach po maturze. W niepamięć odszedł papież, który dodawał odwagi strajkującym robotnikom. Nie ma już papieża, który zachęcał Polskę, by przystąpiła do Unii Europejskiej. Został nienawistny obrońca pedofilów, przedstawiciel okrutnej i opresyjnej religii pozbawionej empatii i współczucia.
Dziś w Polsce, która za sprawą Kościoła Katolickiego i partii Jarosława Kaczyńskiego, chce za wszelką cenę cofnąć, zachodzące pod wpływem świata, zmiany, to określenie ma też bardzo realny wymiar. Właśnie Kaczyński robi nam z dupy jesień średniowiecza.
Subiektywny przegląd mody przyszedł mi do głowy po przyjrzeniu się informacjom prasowym z ostatnich dwóch tygodni. Zmiany, które trzeba wdrożyć w swoim wyglądzie są wręcz rewolucyjne.
Pierwsza lektura książki Zajdla, blisko 45 lat temu, była dla mnie szokiem i objawieniem jednocześnie. Autor potrafił w minimalistycznej parabolicznej opowieści zawrzeć sedno funkcjonowania komunizmu, jako ustroju opartego na propagandzie zagrożenia.
Wybory były nieuczciwe. Z jednej strony był cały aparat państwa z zasiloną dwoma miliardami telewizją na czele. Z przedstawicielami rządu, którzy przez ponad miesiąc nie zajmowali się niczym innym, jak tylko popieraniem rządowego kandydata.
Nie wiemy – co prawda – kiedy wybory się odbędą, jak się odbędą i czy w ogóle się odbędą. Nie znamy planów wirusa na najbliższe tygodnie. Nie znamy też planów Kaczyńskiego. Być może wyborów na wiosnę nie będzie, ale kandydaci są.
Raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy – miał tuż po wojnie oświadczyć Władysław Gomułka. Zdaje się, że pod taką deklaracją mógłby się dziś podpisać Jarosław Kaczyński i wszyscy jego totumfaccy.