Janusz Korwin Mikke oznajmił niedawno, że skoro na drogach ginie rocznie kilka tysięcy ludzi, ale godzimy się z tym, bo dzięki temu mamy sprawny transport, to dlaczego nie chcemy poświęcić tych kilkudziesięciu dzieci gwałconych przez księży pedofilów, w zamian za to cała reszta dzieci wychowywałaby się w ufności do starszych, w tradycyjnych rodzinach.
W dawnych wierzeniach szamani życzyli sobie, by lud poświęcił co jakiś czas jakieś dziewice złożone w ofierze bogom, w zamian za dobrostan całego plemienia. Jeśli szaman miał dobrą intuicję i/lub szczęście, to taka sytuacja mogła trwać długie lata. Czasem jednak wkurzony lud wrzucał do wulkanu lub innej dziury w ziemi kiepskiego szamana.
Przez kolejne tysiące lat religie rosły w siłę, ofiary okazywały się konieczne, choć lud nic w zamian nie otrzymywał. I taki właśnie deal z Kościołem Katolickim proponuje Korwin Mikke. Podstawowy błąd, z jakim mamy tu do czynienia, polega na tym, że apetyty seksualnych bandytów w sutannach rosną, gdy nic im nie grozi. Wyraźnie wskazują na to zagraniczne przykłady takich krajów jak Irlandia lub Hiszpania. Zatem jednego roku będzie to pięćdziesiąt zgwałconych dzieci, a parę lat później sto.
Natomiast pułapką nibylogiki jest co innego. Nie da się porównać zbrodni pedofilów w sutannach do ruchu drogowego. Korzystając z transportu samochodowego nie składamy ofiar świadomie. Zasady skonstruowane są tak, że nikt zginąć nie musi. Ludzie w ruchu drogowym giną, bo oni lub inni nie przestrzegają tych zasad. A zatem teoretycznie nikt nie musi zginąć. Intensywność ruchu nie musi mieć przełożenia na liczbę ofiar, co widać w krajach zachodnich. Skuteczne zaś wyłapywanie drogowych przestępców liczbę ofiar zmniejsza. I to jest korelacja, której Korwin Mikke nie umiał dostrzec. Im więcej przestępców w sutannach wyłapiemy i wsadzimy do więzień, tym bezpieczniejsze będą dzieci. Lecz tego Korwin Mikke zdaje się nie wiedzieć. Nic dziwnego, jest w końcu politykiem, czyli świnią i kretynem.